𝟯𝟮: całując rąbek jego szaty

554 45 6
                                    


— Stresuję się — mruknęła, bawiąc się palcami. Siedziała zdenerwowana w odrapanym fotelu, w starej posiadłości tuż przy cmentarzu. Z niecierpliwością patrzyła to na Barty'ego, to na Nagini, która zwijała się i syczała tuż przy czarnym, przepięknym fotelu, łypiąc na nią co parę sekund. I wtedy wkroczył Peter Pettigrew, z nim na rękach. Pomieszczenie od razu stało się jeszcze bardziej mroczne i zimne, ale ona jedynie siedziała na fotelu i patrzyła, jak to małe zawiniątko osiada w fotelu, a coś na kształt ledwie embrionu, patrzy na nią dużymi, gadzimi oczami. Patrzył na nią z czymś, co w ludzkiej mowie mogło być zaciekawieniem, ale zupełnie tego nie przypominało. Podniosła się dostojnie. Oboje wiedzieli, że nie z powodu jego potęgi i nie z powodu naporu jego mocy, ale z jej własnej, nieprzymuszonej woli. Opadła na kolana, patrząc mu w oczy, a później jej czoło zniżyło się niemal do ziemi. Zadowolony pomruk rozległ się po pomieszczeniu, a blada szata spłynęła tuż przed nią. Uniosła jej rąbek i pocałowała z czcią.

— Panie, przysięgam ci, że moje ciało, dusza, i magia będą ci służyć aż po koniec świata — powiedziała prosto, a pomruk przybrał na sile. Poczuła w magii zadowolenie, a z głębi duszy poczuła coś na wzór obrzydzenia, ale powstrzymała się od reakcji. Powstała, ponownie siadając w odrapanym fotelu. Patrzyła na tą swoistą pokrakę bez najmniejszego strachu czy zwątpienia. — Jestem Alyssa Lybra Fong. Moją matką jest Narcyza Black, a ojcem Xie Lee Fong, chiński arystokrata, który splamił swój ród, rezygnując z magii i żyjąc jak mugol.

— Przyprowadziłeś mi naprawdę interesującą osobę, mój drogi Bartymeuszu. Jesteś jedną z pierwszych tak młodych osób, które po wyczuciu mojej potęgi, nie zwymiotowały. Widziałem w twoich oczach szczerą chęć, aby mi się pokłonić. Nie zrobiłaś tego bo musiałaś. To naprawdę chwalebne, że tak silna czarnomagicznie istota, wybrała właściwego pana. Wykorzystam twój potencjał i sprawię, że rozkwitniesz niczym cudowna róża w kolorach czerni. Tak, zdecydowanie! Jesteś niezwykłym kwiatem i nawet jeśli chciałbym cię naznaczyć jako moją, zbrukałbym jedynie twoje piękno. — Patrzyła na niego zaciekawiona, starając się nie myśleć o tym, że taki brzydki bobas nie ma prawa mówić o pięknie. Blady uśmiech wdzięczności pojawił się na jej ustach, gdy usłyszała te komplementy. Nagini zasyczała, a w jej słowach rozpoznała coś na wzór słowa "prawda". Zamrugała zaskoczona. Na pewno nie była wężousta, to mogła stwierdzić już od najmłodszych lat. Czemu więc teraz to brzmiało tak znajomo? Wąż zsunął się z fotela swego pana i podążył w jej stronę. Korzystając z jej nóg, wspiął się wyżej, aby ostatecznie mieć łeb na wysokości jej oczu. — Co widzisz, Nagini?

Nie boi się. Jest posłuszna i potężna. Przyda ci się — zasyczał wąż, a jej słowa były dla dziewczyny już teraz takie oczywiste, że aż zadrżała na tą myśl. Rozumiała mowę węży. Nie mogła na nią odpowiedzieć, ale jej treść była dla niej tak oczywista, że z ręką na sercu mogłaby zacytować to, co do siebie mówili. Czyżby jej czarna magia rzeczywiście była tak potężna, że część najczarniejszej magicznej umiejętności udzieliła jej się? A może to Voldemort w jakiś sposób sprawił, że rozumiała to co do siebie mówią? — Ale ze znakiem będzie bezużyteczna.

— Co masz na myśli, mój Panie? — spytała udając zaciekawienie i patrząc kątem oka na węża, który oparł się na jej ramionach i językiem badał jej skórę. Czuła jej ciężar na ramionach i niemalże już w całości zapomniała o Barty'm, który dalej klęczał obok jej fotela. Z westchnieniem ułożyła mu dłoń na ramieniu, pozwalając sobie na drobną poufałość w obecności Czarnego Pana. — Czy to znaczy, że nie otrzymam Mrocznego Znaku?

— Tak. Twoja matka potrafi być mi wierna bez niego. Czuję, że jej córka także — Uklękła natychmiast, a wąż zasyczał "wierność" tuż przy jej uchu. Zimny, zadowolony śmiech rozległ się w pomieszczeniu, który jakby potwierdzał te słowa. Całość prezentowała się naprawdę przerażająco i gdyby nie fakt, że Alyssa była na to gotowa od lat, to pewnie teraz trzęsłaby się ze strachu. — Wasza relacja... Nie jest czymś co musi zniknąć. Jednak jeśli któreś z was postanowi się poświęcić dla drugiego, to druga strona pozna okrucieństwo Czarnego Pana i jego sług.

— Tak jest, Panie. — Dwa głosy brzmiały pewnie i wiernie, jednak w głębi serca oboje wiedzieli, że nawet jeśli to oznaczałoby godzinne tortury dla drugiego, to i tak rzuciliby się w ogień. W końcu oboje musieli żyć. Z sobą lub bez. — Dziękujemy za twą łaskę.

— Nie zawiedźcie mnie nigdy, bo to będzie ostatnia rzecz, którą zrobicie. — Czarna Magia zawirowała, a ona biernie przyjęła jej brzemię w całości, nawet nie krzywiąc się na ohydne odczucie chłodu, które ją ogarnęło. — Glizdogonie, odnieś mnie do prywatnych komnat.

Gdy Czarny Pan wyszedł, Nagini podążyła za nim. Barty uniósł głowę, uśmiechając się blado, a ona odpowiedziała mu tym samym. Podnieśli się i przytuleni, aportowali się do chatki.

Czarna Krew • Bartemiusz Crouch JuniorWhere stories live. Discover now