Prolog

1.6K 109 17
                                    

,,Człowiek, który się boi cierpienia, cierpi z powodu tego, że się boi." - Michel de Montaigne

- Szybciej Allison! - krzyknął chłopiec w czarnym kapturze, biegnący ramię w ramię z czarnowłosym przyjacielem. - To już niedaleko!

- Aaron już nie mogę! - pisnęła dziewczynka, zatrzymując się nagle. - Nie mam już siły!

Chłopcy również się zatrzymali i spojrzeli na przyjaciółkę. Cała gromadka miała ciemne kaptury i peleryny z charakterystycznymi symbolami krain, z których pochodzili: Wanaheimu, Alfheimu, Midgardu oraz Jotunheimu. Chłopców było trzech i każdy wyglądał pod materiałem inaczej. Cała trójka była mniej więcej w tym samym wieku; około piętnastu lat. Natomiast ich towarzyszka była od najstarszego z nich starsza o rok. Pod kapturem była uroczą niebieskooką blondynką. To ona była przedstawicielką świata ludzi. Aaron był elfem. Jako jedyny ze wszystkich mieszkańców swojego świata miał... rude włosy i niebieskie oczy. Miał słaby, ciepły chwyt. Natomiast Beck miał silny uścisk. Był najniższy, ale najsilniejszy. Miał ciemne brązowe włosy i piwne oczy. Pochodził z Wanaheimu. Ostatni z chłopców - Loki, całkowicie się wyróżniał z pośród członków swojego gatunku. Jako książę Jotunheimu powinien być taki jak oni, ale był pierwszym potomkiem Lodowego Olbrzyma łudząco podobnym do Wana, Midgardczyka czy Asgardczyka. Jego wzrost i wygląd odbił się jednak na jego zdolnościach, co bardzo chciał wykorzystać Laufey. W porównaniu z innymi chłopiec nie miał błękitnej skóry oraz krwistoczerwonych oczu lecz nieco bladą skórę, zielone, duże oczy i kruczoczarne włosy sięgające mu do połowy karku. Jednak w kontakcie z zimnem, na powrót przybierał swój naturalny wygląd.

💚

Wilki były blisko. Uciekinierzy wciąż biegli, nie oglądając się za siebie. Żadne z nich nie miało tej odwagi aż do momentu, w którym Allison nie potknąła się o wystający korzeń.

- Beck! - krzyknęła, na co wezwany oraz pozostali chłopcy stanęli gwałtownie.

- Allison! - zawołał Aaron, ruszając w stronę przyjaciółki.

Elf podbiegł do Midgardki i bez skrupułów czy patrzenia na zbliżające się zagrożenie, wziął ją na ręce. Pozostali dwaj chłopacy zgromili go tylko wzrokiem, po czym pobiegli razem dalej.

💚

Las zdawał się ciągnąć w nieskończoność, jednak uciekinierzy wierzyli, że gdzieś w gęstwinie jest miejsce gdzie będą mogli odpocząć i się schronić. Na końcu korytarza z koron drzew ukazało im się srebrzyste światło tarczy księżyca.

- To już blisko! - krzyknął Loki, zachęcając tym samym swoich towarzyszy do przyspieszenia.- Damy radę!

Usłyszeli głośniejsze wycie wilków, co znaczyło, że te są już blisko. I były. Wataha czarnych wilczurów o krwistoczerwonych oczach i śliniących się pyskach zastawiły im drogę. Dzieciaki znów się zatrzymały, ale tym razem były w potrzasku. Stanęli plecami do siebie. Jak najbliżej.

- To koniec. - załkała Allison, wtulając się bardziej w Aarona.

- Jeszcze nie. - zapewnił ją Beck, wyciągając miecz i robiąc odważny krok do przodu. - Będziemy walczyć.

Obok niego stanął Loki. W jednej ręce trzymał srebrne ostrze, a druga płonęła zielonym płomieniem. Obaj chłopcy byli gotowi do walki. Zwierzęta spojrzały na siebie i w tej chwili zdawały się śmiać im prosto w twarz. Na to syn Laufey'a cisnął w nie kulą ognia. Żywioł stworzył koło odgradzając drapieżniki od ich ofiar.

- Nie mamy dużo czasu. - rzucił młody czarodziej, po czym zwrócił się do przyjaciółki. - Dasz radę biec dalej? Tam, parę metrów dalej jest polana.

Nastolatka wychyliła się, by upewnić się czy od bezpiecznego miejsca dzielą ich zaledwie pare metrów. Pokiwała, więc głową na znak zgody.

- Będę was osłaniał. - odezwał się Aaron.

Wszyscy na niego spojrzeli. Mieli trzymać się razem. Mieli trzymać się zasady: Giniemy razem, albo nie ginie nikt. Taką sobie ustalili. Już na samym początku.

💚

Nikt nie powiedział, że zasady są po to, by ich przestrzegać. Od wielu lat zawsze powtarzało się, że są po to, aby je łamać.

Allison kolejny raz się potknęła i upadła. Dokładnie w tym samym momencie jeden z wilków zacisnął szczęki na jej chudej nodze. Krzyknęła. Pierwszy do pomocy rzucił się Loki. Beck jednak w ostatniej chwili go powstrzymał, wiedząc, że na ocalenie Midgardki nie ma już nawet cienia szansy. Musieli biec dalej i ich jedyną nadzieją był zmierzch oraz czerwona polana.

Gdy znaleźli się przy polanie, noc ich jeszcze nie zastała. Czekała ich śmierć albo pośród traw albo w paszczach krwiożerczych wilków.

- Obiegnijcie polanę na około, ja odwrócę ich uwagę. - rzucił Beck, wychodząc na przeciw drapieżnikom. - Uciekajcie!

Nie było tu co dyskutować. Aaron pchnął Lokiego nim ten zdążył zaprotestować. Obaj teraz biegli, przy akompaniamencie krzyku i wycia. Zostali tylko oni dwaj.

💚

Długo biegli, ale już w kompletnej ciszy. W końcu gdy obiegli łąkę do okoła, księżyc już świecił na granatowym niebie. Najważniejsze było to, że nic ich już nie ścigało, ale byli zmęczeni. Nie mogli jednak odpocząć.

- Loki. Ja. Już... Nie mogę. - wystękał Elf, po czym upadł na kolana.

Brunet, na którego czole skrolił się pot, przystanął na moment. Podszedł do przyjaciela i pomógł mu wstać, a następnie iść.

- Już niedaleko. - wyszeptał, bo tylko na szept go było stać. - Jeszcze chwila.

Coś zaszeleściło w krzakach i nim się obejrzał zapadła ciemność.

817 SŁÓW

***************************************************************************************

Pierwszy rozdział nowej książki. Obiecałam wam Thorki i postaram się, aby się udało. Trochę złamię zasady i nie będę się trzymać wszystkich faktów jak w filmie. Cóż liczę na miłe komentarze i... cóż, do następnego.

I pytanie lub prośba: mógłby ktoś zrobić okładkę do tego?

Czarownik z Żelaznego LasuWhere stories live. Discover now