Rozdział 5: Czarny pegaz

827 84 3
                                    

,,Cień jest czymś małym i przemijającym; istnieje światło i piękno, którego nigdy nie dosięgnie.'' - J.R.R. Tolkien

Nad Złotym Królestwem, przez który pełzł wąż targowisk, przeleciała czarna niczym smoła postać, niby mroczny anioł, zwiastujący nadciągającą ciemność. Wszyscy spojrzeli w górę zdziwieni. Strażnicy, gdy tylko szok im minął, rzucili się w pogoń za czarnym stworzeniem. Było ono dla nich jednak za szybkie. Wparował na dziedziniec, miękko lądując tuż przed schodami do zamku oraz przed Friggą. Czarny pegaz stanął na dwóch nogach, głośno rżąc i rozpościerając ciemne skrzydła. Królowa wyciągnęła ręce, by uspokoić skrzydlatego konia. Gwardziści zatrzymali się kilka metrów za nim.

- Już dobrze. - powiedziała pół głosem władczyni. - Nic ci tu nie grozi.

Wierzchowiec z powrotem stanął na czterech kopytach. Cicho prychał, jakby chcąc coś powiedzieć. W kruczoczarnej grzywie plątały się małe gałązki, liście i źdźbła trawy. Skrzydlaty nieco się uspokoił i pozwolił, by kobieta położyła dłoń na chrapach. Zastrzygł uszami, słysząc jak ktoś otwiera wrota zamku. Uniósł łeb, by spojrzeć na samego króla Asgardu. Cicho prychnął, potrząsając głową, po czym odwrócił się do królewskiej pary bokiem. Złożywszy skrzydła, odsłonił im widok na wciąż nieprzytomnego Thora. Na rozkaz Odyna, strażnicy ostrożnie podeszli do pegaza, a następnie zdjęli z jego grzbietu księcia. Gdy tylko to zrobili zwierzę na powrót uniosło czarne skrzydła, by następnie wzbić się w powietrze i odlecieć do domu.

💚

Thor obudził się dopiero wczesnym wieczorem. Wpierw widział ciemność, zaraz potem oślepiło go światło, a chwilę potem zarys przedmiotów i osoby.

- Co się stało? - spytał, ochrypłym głosem od niechcenia.

- Długo by wyjaśniać. - odparła jasnowłosa kobieta. Frigga. - Gdzieś ty był, na wszystkie świętości?

Blondyn milczał. Nie chciał tłumaczyć się matce, bo wiedział co z tego wyniknie; kłótnia. Niestety przed tą kobietą nic się nie mogło ukryć.

- W Żelaznym Lesie. - wyszeptał, udając zawstydzonego.

Nie czuł wstydu, że poszedł w jedyne miejsce, do którego tylko Łowcom wolno wchodzić. Nie chciał się tylko przyznać - nawet przed sobą - że dał się prawie zjeść wilkom. To była dla niego największą hańba. Wielki Thor Gromowładny pokonany przez stado wilczków. - przeklinał się w myślach. Miał jednak parę pytań. Mianowcie: jak wrócił do domu? Czy osoba, którą widział przez ułamek sekundy w lesie, go tu przeprowadziła? I najważniejsze pytanie: jak się on nazywał? To chciał wiedzieć najbardziej.

- Słuchasz mnie w ogóle?! - z zamyślenia wyrwał go zdenerwowany głos Friggi. - Dokładnie taki sam jak ojciec zanim poznał się poznaliśmy.

Po tych słowach odeszła zdenerwowana. Wiedziała jednak, że ktoś jest na balkonie i go obserwuje. Miała zamiar wrócić ze strażą. Wyszła, trzaskając drzwiami najgłośniej jak tylko potrafiło. Blondyn tymczasem niechętnie zwlókł się z materaca i podszedł do okna. Nie dostrzegł, że materiał zasłony się poruszył mimo iż nie było wiatru. Wyszedł na balkon, nie zauważając za plecami czarnej postaci w kapturze.

430 SŁÓW

Czarownik z Żelaznego LasuWhere stories live. Discover now