Rozdział 24: I dziękuję wam za wszystko

492 53 4
                                    

,,Ci których kochamy, nie umierają nigdy, bo miłość to nieśmiertelność'' - Emily Dickinson

Teraz już na prawdę zaczęło się ściemniać. Jedynym światłem było ciało jednorożca, który jeszcze do niedawna dzięki swojemu rogowi mógł władać żywiołem ognia. Teraz tylko jedyne co mu pozostało z dzikiej magii to dawanie ciepła i święcenie w ciemności.

- Daleko jeszcze? - spytał znudzony i zmęczony Thor, trzymając się w bezpiecznej odległości od wierzchowca. - W sumie po co się pytam i tak nic nie zrozumiem.

Odpowiedziało mu prychnięcie. Blondyn w pewnym momencie wyprzedził jednorożca i zagrodził mu drogę, uświadamiają sobie pewnie istotny fakt.

- Słuchaj no. Ja nie lubię ciebie. - o dziwo rogacz mu przytaknął. - A ty najpewniej nie lubisz mnie. - znów przytaknął. - Najmądrzej będzie jeśli odłożymy nasze sprzeczki na później. W ciągu całej drogi kopnąłeś mnie dwa razy, a ostatni raz w to najczulsze miejsce, później pogryzłeś mnie w ręce i kostki, a dziś rano uderzyłeś mnie czołem. I mam wrażenie jakbym chodził w kółko!

Zwierzę wydawało się go ignorować, a w rzeczywistości go słuchało. Podeszło do niego i obróciło się do niego bokiem. Blondyn zrozumiał o co mu chodzi. Najchętniej by odmówił i szedł dalej sam, ale po całym dniu chodzenia był padnięty, a skoro jednorożec sam z siebie w końcu zaproponował mu jazdę na swoim grzbiecie, czemu miałby odmówić? Nie domyślając się podstępu ze strony zwierzęcia, z lekkim ociąganiem wszedł mu na grzbiet.

- Mam nadzieje, że to oznacza tymczasowe zawieszenie broni?

Tamten pokręcił łbem w odmowie, ale z szerokim uśmiechem. Niespodziewanie wykonał dwa skoki, przy ostatnim zrzucając władcę. piorunów ze swojego grzbietu. Thorowi nie było do śmiechu. Wylądował na twarzy, uderzając w dość nieprzyjemny sposób o podłoże.

***

Loki tymczasem leżał spokojnie, ułożony w kącie w niezidentyfikowanej pozycji. Oddychał równomiernie co oznaczało, że spał.

Oczami wyobraźni widział siebie biegnącego przez Żelazny Las razem z dawnymi przyjaciółmi. Widział jak wataha wilków zabija ich jedno po drugim. W końcu kiedy nadszedł ten moment, kiedy został sam z Aaronem (rudowłosym elfem- dla przypomnienia), nadeszła chwila prawdy. Obaj chłopcy przebiegli naokoło czerwonej polany i gdy już wbiegli na ostatni odcinek ich drogi do Norn, znikąd wyskoczył ciemno szary, wielki, czerwonooki wilk. Teraz Loki już wiedział, że w ciele krwiożerczego stwora krył się Daren.

Ku zdziwieniu młodego czarownika jego sen trwał dalej. Zwierzę próbowało doskoczyć do Lokiego i rozerwać mu szyję swoimi zębiskami, jednak ułamek sekundy przed tym między zwierzę a bruneta wbiegł rudowłosy elf. Wilk nie wahając powalił go na ziemię, natychmiast zaciskając szczęki na jego szyi. Loki upadł,  tuż obok przyjaciela. Krew trysnęła mu na twarz, wypłynęła z rozszarpanej krtani Aarona i zmieszała się z piachem. Czerwona ciecz haniebnie także ozdobiła pysk i łapy mordercy elfickiego czarodzieja. Po bladych policzkach czarnowłosego spłynęły słone łzy.

Wilk przybrał ludzką postać, której twarz zdobił szatański uśmiech. Mężczyzna w czarnej szacie podszedł powoli do Lokiego, jednak nim cokolwiek zrobił z gardła chłopca wyrwał się głośny rozpaczy krzyk, a czarnoksiężnika oślepiła jasna łuna światła. W tym samym momencie Daren poczuł jak opuszczają go siły i moce. Łuna odetchnęła go o kilka metrów dalej i przybierając na sile, pochłonęła jego i jego ludzi znajdujących się po drugiej stronie czerwonego pola. Gdy zgasła Loki leżał nieprzytomny, podobnie jak łowcy.

Sen dobiegł końca, gdy zza krzaków wyszła jedna z Norn. Wtedy też w głowie czarnowłosego zabrzmiały słowa dowódcy Łowców: ,,Mogłem i chciałem cię wtedy zabić, ale uratował cię wtedy ten rudzielec.".

- Obiecuję wam, że pomszczę was i kiedyś... przywrócę do życia. - wyszeptał brunet do siebie prawie bezgłośnie, otwierając oczy. - I dziękuję wam za wszystko.

578 SŁÓW

Czarownik z Żelaznego LasuWhere stories live. Discover now