Rozdział 2

1.2K 53 6
                                    

*Martyna*

Obudził mnie czyjś krzyk.

-Martyna!! Śniadanie!-krzyczał ojciec.

Niechętnie wstałam i owijając się w mięciutki kocyk, zeszłam na dół. Przy stole zobaczyłam Robina, ojca i Alfreda. Alfred to starszy, bardzo, bardzo miły Pan, który zaopiekował się moim tatą po śmierci moich dziadków. Nie pytajcie jak zginęli... Jakiś złodziej zabił ich, gdy wychodzili z teatru. Usiadłam obok Dick'a i zaczęliśmy jeść. Jakoś bezsilnie podnosiłam widelec... Moje myśli znowu natknęły się na Jokera... Dlaczego ja o nim muszę myśleć?! Może jestem jebnięta jak on? Z głębokich zamyśleń wyrwał mnie Alfred.

-Panienko Wayne, coś się dzieje? Nie ma panienka apetytu?-zapytał.

-Jakoś nie...-szepnęłam.

-Może panienka jest chora na coś?-zapytał zmartwiony.

-Alfredzie, jeśli mogę cię o to zapytać... Zakochałeś się kiedyś?-zapytałam.

Musiałam poruszyć ten temat... Wiedziałam, że z ojcem i Dickiem nie ma sensu tego poruszać,bo wiem jakie odpowiedzi bym usłyszała... Wolałam zapytać osobę, która przeżyła więcej niż ja.

-Oj panno Wayne... Jasne, że tak. Skąd to pytanie? Panienka zakochana?-zapytał podejrzliwie.

-Niestety...-szepnęłam.

Pech chciał, że usłyszały to radary siedzące obok mnie...

-Nie mów że w...-zaczął ojciec.

-On ją zauroczył...-burknął Robin.

Miałam dosyć tego czegoś. Czuję się jak w więzieniu... Każdy mnie o coś wypytuje i nie daje żyć normalnie.
Wstałam od stołu i uderzyłam rękami o stół.

-Wiecie co?! Jesteście siebie dwoje warci!-warknęłam w stronę dwóch komentatorów.

Pobiegłam płacząc do góry. Wleciałam do swojego pokoju i zaczęłam szukać ubrań. Ubrałam dziś czarne rurki z rozdarciami na kolanach, białą męską koszulkę i wsadziłam ją w spodnie, aby mi nie przeszkadzała. Włosy zaplotłam w koka. Makijażu nie nakładam,bo tandetą nie jestem. Do kieszeni od spodni wsadziłam elektryka (tak vapuję i co z tego?), telefon i słuchawki. Już chciałam wyjść z pokoju, gdy wszedł Dick.

-Gdzie idziesz?-zapytał.

-Tam gdzie ciebie nie ma...-powiedziałam.

-Idziesz do niego?-zapytał wkurzony.

-Nie tym tonem, uważaj sobie-burknęłam.

-Jesteś moja, tylko moja-burknął.

Miałam go obejść, ale chłopak przygwoździł mnie do ściany. Trzymał mocno za nadgarstek.

-Puść mnie...-szepnęłam.

To nie dotarło...

-Nigdy nie byłam twoja i nie będę! Nie jestem twoją własnością!-krzyczałam.

Dick nie chciał mnie puścić... Nadgarstek zaczął mnie boleć.. Czułam, że tracę dopływ krwi...
Widziałam w jego oczach złość i rozczarowanie. Nagle podniósł pięść i uderzył nią obok mojej głowy, w ścianę. Drugą rękę miałam wolną, więc podrapałam go paznokciami po twarzy.

-Kurwa!!-wrzasnął.

Wykorzystałam okazję i uciekłam. W korytarzu ubrałam vansy i już miałam wyjść, gdy zobaczyłam Alfreda w kuchni. Podbiegłam do niego i przytuliłam.

-Gdzie panienka się wybiera?-zapytał wystraszony.

-Nie wiem...Będę o tobie pamiętać-rzekłam.

-Jeżeli dla panienki jest tak lepiej, to niech panienka robi jak uważa. To twoje życie i nikt nie powinien się mieszać w nie. Pamiętaj, że byłaś dla mnie jak wnuczka-powiedział.

Łzy spłynęły mi po policzkach, ale powstrzymałam się od rozklejenia się.
Odkleiłam się od staruszka i wybiegłam z domu. Było dosyć wcześnie, aż z ciekawości sprawdziłam telefon. Widniała tam godzina 9.00. Słońce pięknie świeciło i para unosiła się z nad ulicy. Znacie to świeże powietrze po deszczu? Mam szansę teraz takie powdychać.

"Instynkt..."Where stories live. Discover now