Rozdział 23

587 24 3
                                    

Ubrana w dresy, wyszłam z domu. Zauważyłam rudą jak odchodziła.

-Martyna! Zimno jest, a ty bez kurtki?-zapytała troskliwie.

-Wsiadaj! Jedziesz ze mną!-wrzasnęłam piskliwie.

Joker powiedział że mam jego auto do dyspozycji, gdyby coś się działo. Więc wsiadłam do auta i od razu poczułam zapach fajek... Ivy wsiadła i jej mina mówiła wszystko, wyglądała pod tytułem " ZARAZ RZYGNĘ".

-Ty w ogóle umiesz to prowadzić?-zapytała zapinając pas.

-Jasne że umiem. Myślisz, że co my w dzień robiliśmy?-zapytałam patrząc na nią.

Taak, w każdy dzień przypadała godzina na której ja uczyłam się jeździć jego autem. Trochę nauczyłam się więc, mogę jeździć. Wcisnęłam gaz i z zawrotną prędkością pojechałyśmy do ojca.

-O nie! Dlaczego tu?!-wrzasnęła.

-Mój ojciec umiera, rozumiesz?-zapytałam.

-Jak to?-zapytała.

-Alfred dzwonił więc nie wiem, dlatego tu jesteśmy-mruknęłam 

Wyszłyśmy z auta i stanęłyśmy pod drzwiami. Zadzwoniłam dzwonkiem i po chwili otworzył nam Dick.

-Po co tu kurwa jesteście?-zapytał wkurzony.

-Zamknij pizdę, przyszłam do ojca, a nie do ciebie-warknęłam pokazując mu nóż, który wzięłam w razie czego.

Wyminęłam go z Ivy i zaczęłyśmy szukać Alfreda.

-Alfredzie!-wrzasnęłam.

-Tak panienko Wayne?-zapytał schodząc po schodach.

-Gdzie tata?-zapytałam.

-Chodźcie za mną-powiedział.

Poszłyśmy za nim do góry i po chwili znalazłyśmy się w sypialni ojca. Zauważyłam, że leży na łóżku, a przy nim stoją maszyny ze szpitala. Uklęknęłam przy łóżku i nie wiedziałam co zrobić.

-Co mu jest?-zapytałam.

-Bane połamał mu kręgosłup... Pan Wayne będzie kaleką do końca życia, do tego jeszcze Pingwin go postrzelił w klatkę. Nie wiadomo gdzie jest kula...-rzekł Alfred.

Nie czułam nic... Kompletnie nic... Ogarnęła mnie pustka, która gdzieś się kryła... Wiem jedynie że muszę zajebać Pingwina. Jeśli mój ojciec umrze... Nie ręczę za siebie...

-Martyna...-szepnął łapiąc moją dłoń.

-Tak?-zapytałam zabierając rękę.

Musiałam zabrać rękę, bo tylko Joker może mnie dotykać... Rodzinna miłość do mojego ojca przewinęła z wiatrem... Nie ma tego co  kiedyś, że płakałam gdy działa mu się krzywda... 

-Dlaczego Joker?-wydukał szybko oddychając.

-Szaleństwo-powiedziałam.

-On zrobi ci krzywdę-mruknął.

-Gdyby faktycznie chciał to zrobić to by mnie tu nie było-odpowiedziałam.

Przecież to logiczne... Gdyby Joker chciałby mnie skrzywdzić, zabić, zrobiłby to już dawno... Ale o dziwo jeszcze stąpam po ziemi. Maszyny zaczęły pikać, a ja panicznie zaczęłam szukać miejsca na które mam się patrzeć.  Nie wiedziałam co się dzieje, ale opanował  mnie strach...Gdy jego nie ma, wszystko się zmienia. Moją uwagę zwrócił uścisk dłoni ojca.

-Pamiętaj... Zawsze byłaś moją małą córeczką...-wydusił.

Jedna melodia maszyn oznaczała zgon... Spojrzałam na ojca i jakaś klepka mojej psychiki wypadła... Zaczęłam płakać... Taak, bezsilność się ujawniła... Wstałam i wyszłam... Tak, zostawiłam ojca i wyszłam. Na dworze usiadłam na schodach i wyciągnęłam elektryka. 

-Martyna...-szepnął Dick i położył swoją dłoń na moim ramieniu.

Dźgnęłam go w rękę nożem... Nie wiem co mnie podkusiło.

-Jestem przyzwyczajony...-warknął i usiadł obok.

On jakoś owinął swoją dłoń i już miał objąć mnie ramieniem...

-Wypierdalaj-powiedziałam wyciągając nóż.

-Co się z tobą dzieje? Kiedyś byś nawet noża nie użyła do ludzi, a teraz chwytasz go bez zastanowienia-mruknął.

-Jeszcze coś?-zapytałam wkurzona.

-Zmieniłaś się-powiedział.

-No życie-rzekłam wypuszczając dym.

Ruda wyszła dopiero po chwili.

-Martyna...-zaczęła.

-No?-zapytałam.

-Pomóc zniszczyć ci tego nielota?-zapytała.

-Jasne, przyjaciółko-odpowiedziałam uśmiechnięta.

Wstałam ze schodków i zaczęłyśmy się kierować do auta. Ruszyłyśmy z piskiem opon. Panowała we mnie kurwica... Miałam ochotę od razu zabić Pingwina...

"Instynkt..."Where stories live. Discover now