Rozdział 24

579 23 5
                                    

Zaparkowałam centralnie pod klubem. Gdy weszłam do środka to ludzie z baru od razu mnie witali krótkim: DZIEŃ DOBRY SZEFOWO! To wszystko przez Jokera... To on im kazał tak się do mnie zwracać...

-Jest Pingwin?!-warknęłam.

-Siedzi w loży-odpowiedział wystraszony barman.

-Dziękuję-rzekłam.

Poszłam na wyznaczone miejsce i od razu paliła we mnie złość. Podeszłam i wbiłam mu w rękę nóż. W tą samą, gdzie nóż zatopił mój chłopak.

-Pojebało Cię?!-wrzasnął.

-A ciebie? Mojego ojca postrzeliłeś! Ty pierdolona nasado!-wrzasnęłam.

Łzy znowu zaczęły mi lecieć...

-Dostał za swoje! Mógł nie wtykać nosa w moje sprawy!-wrzeszczał.

Nóż był tak wbity w jego dłoń że musiałam uszkodzić tętnice, bo krew zaczęła tryskać. Niestety, dostałam tą krwią po twarzy. Przycisnęłam nóż jeszcze bardziej...

-Chora jesteś!-wrzasnął.

-Tak samo jak ty!-odkrzyknęłam.

Złapałam za moje narzędzie i wyrwałam szybko z ręki. Moje dzieło było przepiękne.... Ktoś będzie musiał tą krew ogarnąć z tego stołu. Wyszłam z loży i pomocnik z klubu Nick coś nosił.

-Nick, wytrzesz moją robotę w loży-rozkazałam.

On tylko pokiwał głową, a ja opuściłam klub. Pojechałam do domu i płakałam. Ruda powiedziała że zostanie u mnie na noc.

-Masz w ogóle jakiś kontakt z nim?-zapytała.

-Nie... Żadnego kontaktu...-mruknęłam.

-A może on cię porzucił?-zapytała.

-Nie, bo wtedy by nie miał w zamiarze wrócić-mruknęłam.

-A skąd wiesz, że wróci?-zapytała.

-Właśnie tego nie jestem pewna...-rzekłam.

*Wiele miesięcy  później*

Do tej pory mój chłopak nie wrócił... Skończyła się wiosna i jest już lato... Sama ogarniam mieszkanie, załatwiam sprawy w klubie, wykończyłam psychicznie Pingwina... Ogarnęła mnie samotność, jakiej nigdy nie czułam... Leżę w łóżku i jest już 10.00. Nie ma dla mnie już sensu życia... Jeśli jego nie ma, to ja nie istnieję...
Moją uwagę zwróciły kroki, które słyszałam od strony schodów. Nie przyjmowałam się nimi, każdy wchodził do domu jak do siebie... Nic już nie miało sensu...

-Wróciłem-szepnął.

Gdy usłyszałam ten głos to od razu zamarłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zobaczyłam te zielone włosy, oczy i białą cerę. Patrzyłam na niego ze łzami w oczach.

-No to co?-zapytałam wkurzona.

-Już będę przy tobie-powiedział.

-Taaak, na pewno... Śmieszny jesteś czasem-warknęłam.

Wyszłam z łóżka i wyciągnęłam z szafy jakieś ubrania. Podreptałam sobie do łazienki i miałam się przebrać. Usłyszałam jednak otwierające się drzwi. Przecież miałam je zamknięte....

-Mama nie nauczyła pukać?-zapytałam szorstko.

-Nie. Czemu jesteś dla mnie taka ostra?-zapytał.

-Bo Bóg tak chciał-odpowiedziałam i wyminęłam go.

Zeszłam na dół i ogarnęłam śniadanie dla siebie. Zjadłam je i z założonymi rękami usiadłam przed telewizorem.

-Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?!-wrzasnął wchodząc do salonu.

-O chuja chodzi!-wrzasnęłam.

Chłopak nachylił się nade mną i widziałam w jego oczach iskierki złości i wkurwienia.

-Przyjechałem i jeszcze źle!-krzyknął.

-Czekałam na ciebie, jak idiotka! Mój ojciec nie żyje a ty mnie zostawiłeś!-wrzasnęłam.

Poczułam uderzenie... Joker mnie uderzył...

-Przepraszam... Ja nie chciałem...-powiedział, próbując złapać moje policzki.

-Pierdol się!-wrzasnęłam.

Pobiegłam do góry. Wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i miałam wyjść z domu, ale on uklęknął przede mną w korytarzu.

-Gdzie idziesz?-zapytał mając łzy  w oczach.

-Miłego życia, cześć-wydukałam i wyszłam z domu.

Jakieś 2 miesiące temu dostałam auto od Ivy na urodziny... Tak, nawet moje urodziny przegapił... Dostałam czarnego Forda Mustanga GT. Wsiadłam do niego i pojechałam w chciane miejsce... Rezydencja Wayne'ów? Nadchodzę!

"Instynkt..."Where stories live. Discover now