Rozdział 26

587 22 1
                                    

Czasem używałam elektryka... Czasem przeglądałam nasze zdjęcia wspólne, przy których wlepiałam wzrok w Jokera, myśląc co on przeszedł... Siedzę juz którąś godzinę na schodach i zaczynam marznąć... Zmierzch nastał, a ja nadal tu siedzę...

*Joker*

Siedzę w domu sam... Martyny nie ma do tej pory... Zaczynam się martwić... Wstałem z kanapy i wyszedłem za dom. Na schodach na coś wpadłem. Patrzę, a tam widzę moją zgubę. Wziąłem małą na ręce i wniosłem do domu. Poszedłem z nią do naszej sypialni i położyłem na łóżku. Usiadłem na skraju łóżka i złapałem za rękę.

*Martyna*

Leżę na czymś miękkim... Otwieram oczy i widzę Jokera, który trzyma mnie za rękę. Jestem w cieplutkim domku...

-Kochanie... Dlaczego siedziałaś na dworze?-zapytał trzymając moją rękę.

-Musiałam przemyśleć wszystko i poukładać...-burknęłam cicho.

-Skarbie...-zawisa nade mną-nie chciałem ciebie skrzywdzić...-zaczął patrząc w moje oczy.

-Jednak to zrobiłeś...-szepnęłam.

-Więcej nic ci nie zrobię...Przepraszam-mruknął i pocałował mnie.

To pociągnęło się dalej i spędziliśmy ze sobą cudowną noc. Minął już miesiąc od tego i jeszcze kilka razy spaliśmy ze sobą... On zachowywał się jak jakieś dzikie zwierzę... Może to od tego że długo tego nie robił z żadną? Obudziłam się obok mojego księcia. Spał sobie więc go nie budziłam... Wstałam z łóżka i wciągnęłam jakąś jego koszulkę na siebie. Nagle dostałam zawrotów głowy i pobiegłam do łazienki. Oczywiście zwymiotowałam... Co się kurwa dzieje ze mną?! Przypomniałam sobie sposoby Alfreda na takie sytuacje. W kuchni trzymając się blatu, zaparzyłam miętowkę. Po jakiejś chwili zaczęłam ją pić. Zauważyłam zielonowłosego wchodzącego do kuchni.

-Dzień dobry kotku-mruknął i dał buziaka w czoło.

Milczałam... Bałam się że jak się odezwę to znowu weźmie mnie na wymioty. On oparł się o blat i patrzył mi w oczy.

-Zła jesteś na mnie?-zapytał.

Pokiwałam głową na NIE. Ciekawe za co mam być zła...

-Na pewno? Nie rozmawiasz ze mną i martwię się-powiedział.

-Nie musisz...-szepnęłam.

-Co się dzieje? Boli cię tam nadal?-zapytał.

-Nie... Źle się czuję...-powiedziałam.

-No dobrze, zrobię śniadanie, a ty idź się ubrać-mruknął posyłając mi uśmiech.

Poszłam bez słowa na górę i zaczęłam szukać co mogę ubrać. Patrzę za okno, a tam ciepło i bez wiatru. Ubrałam więc czarne rurki i białą koszulkę. Zeszłam na dół i udawałam, że już się dobrze czuję, jednakże tak nie było... Co chwilę bolała mnie głowa... To już kolejny zaczęty tydzień od złego samopoczucia i stanu zdrowia... Nie wiem co mi jest, ale no jest to podejrzane. Ubrałam buty w korytarzu i już miałam wychodzić, ale zapomniałam telefonu z salonu.
Poszłam po niego a co?

-Gdzie jedziesz?-zapytał.

-Do Ivy... Muszę coś załatwić... Nie wnikaj-powiedziałam.

-Możesz coś dla mnie zrobić?-zapytał.

-Tak-burknęłam bezsilnie.

-Kupisz mi fajki?-zapytał.

Pokiwałam głową i już miałam wyjść, ale on złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.

-Kocham cię, wiesz?-mruknął patrząc na mnie.

-Ja ciebie też-powiedziałam i dałam mu buziaka w czółko.

Wyszłam z domu i skierowałam się do mojej przyjaciółki. Weszłam jak do siebie i zobaczyłam ją w dziwnej sytuacji... Ona i Floyd, noo... Miziali się i to tak dosyć namiętnie, hah.

-Martyna! Nic nikomu nie mów!-krzyczała odpychając strzelca od siebie.

Patrzyłam na to i już miałam się śmiać, gdy Floyd spojrzał na mnie.

-Zajebię Cię-burknął śmiejąc się.

Zaczęliśmy się śmiać z rudej, która stała się cała czerwona.

"Instynkt..."Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora