4. Julian Frysztacki - Żądny Przygód

177 9 12
                                    

Eeeee? Że co? Gdzie ja jestem? -- Te myśli dopadły mnie pierwsze, gdy tylko otworzyłem oczy, czego od razu pożałowałem. Rażące promienie słońca podrażniły moje oczy, sprawiając, że natychmiast je zamknąłem. Osłoniłem twarz ręką, podejmując drugą, tym razem udaną, próbę konfrontacji z otaczającym mnie światem. Leżałem w hamaku, to było pewne, a reszta?

Siadając w miarę wygodnie, rozejrzałem się wokół. Daniel siedział po turecku na trawie, wpatrując się we mnie posępnym, zmęczonym wzrokiem. Kiedy zauważył, że się przebudziłem, przywitał się ze mną, chociaż jego głos brzmiał słabo.

--Hej Julek, jak się spało?

--Hej Daniel. Na pewno lepiej niż tobie -- Odpowiedziałem, czując, że coś drapie mnie w gardle. Sięgnąłem do plecaka stojącego tuż obok moich nóg i wyjąłem butelkę wody. Napiłem się, czując, że to przynosi pewną ulgę. Daniel trzymał w dłoniach podobną butelkę, tyle że zostało w niej bardzo mało wody, zaledwie garstka na dnie -- Powinniśmy wracać.

--Tak. Wiem. Wracajmy -- Westchnął, podnosząc się z ziemi. Odniosłem wrażenie, że był lekko rozczarowany. Na pewno chciał zwiedzić jeszcze piwnice tego budynku, lecz ja miałem dość wrażeń. Zwijając hamak i pakując się, cały czas myślałem o tym, co nas spotkało. A przecież nie byliśmy nowicjuszami. 

*   *   *

Poprzedniego wieczoru...

Wyprawa z Danielem wydawała mi się świetnym pomysłem. No właśnie, wydawała. Ledwie dotarliśmy na granicę lasu skrywającego wszystkie mroczne tajemnice tej wyspy, poczuliśmy się dziwnie. Ogarnęło nas przeczucie, że nie powinniśmy tu być. Zgodnie je zignorowaliśmy, gdyż wielokrotnie zdarzało nam się bywać właśnie w takich miejscach, gdzie pojawiał się lęk, a otaczające je legendy tylko pogarszały sytuację, sprawiając, że wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach podsuwając nam różne przerażające możliwości. Przecież nigdy dotąd nic nam się nie stało, prawda? Ale zawsze musi być ten pierwszy raz... Już po kilku krokach ogarnął nas chłód, który zdawał się mieć niewiele wspólnego z aktualną pogodą poza nami. Odwróciłem głowę, by sprawdzić, co widać za nami. Przez zarośla przebijały promienie letniego słońca, układając się w migoczące cienie na ziemi przed nimi.

Wznowiłem marsz. Daniel prowadził. Po jakiejś minucie roślinność przerzedziła się, a po kolejnych dwóch wkroczyliśmy na coś, co przypominało wybrukowaną uliczkę jakiegoś starego miasta. Po bokach drogi wyrosły przez lata wysokie i grube drzewa z daleka przypominające wierzby, ale nie będące nimi. Tym, co zmroziło nam krew w żyłach, była złowroga cisza. Nie było słychać żadnych zwierząt ani ludzi, żaden podmuch wiatru nie poruszał gałęziami drzew ani usychającą, zrudziałą trawą, sięgającą nam do kolan.

– Czy ty też to czujesz?

– Tak – Odrzekłem krótko. Nie musiał precyzować, o co chodziło. Lodowaty chłód przenikał nas obu do szpiku kości mimo iż był środek lata – Chyba powinniśmy wracać.

Lubię wyprawy w tajemnicze, opuszczone miejsca, lubię czasem poczuć dreszczyk emocji, adrenalinę, ale to było coś zupełnie innego. Odnosiłem wrażenie, że zasnąłem i śni mi się koszmar, z którego nie mogę się wybudzić. Tylko czekałem na to, aż zza któregoś drzewa wychynie jakaś zakapturzona postać i zacznie sunąć w naszym kierunku z żądzą mordu i krwi w swoich wielkich, przerażających, czerwonych oczach jaszczurki. Oczywiście to była tylko moja wyobraźnia, ale to wystarczyło.

Miejsce wyglądało na martwe. Wszędzie panowała aura tajemniczości i grozy, a ja czułem się obserwowany.

– Czekaj, chyba widzę jakieś ściany – Szepnął do mnie Daniel, wskazując dłonią przed siebie. W tej ciszy nawet ciche słowa wydawały się zbyt głośne i nie na miejscu, jakbyśmy łamali jakieś odwieczne prawa rządzące całą okolicą. Ostrożnie ruszył przed siebie. Szliśmy powoli, zatrzymując się i nasłuchując. Przywitanie z widzami obaj mieliśmy nagrane, ale żaden z nas dotąd nie wyłączył nagrywania. W ciągu kilku lat uprawiania urbexu nauczyłem się wielu rzeczy, w tym także tego, aby zawsze mieć włączoną kamerę, gdyż nigdy nie wiem, co ciekawego mogę znaleźć lub zobaczyć przed sobą. Dziś zaopatrzyłem się zarówno w go-pro na głowę, jak i lustrzankę. W plecaku miałem hamak, wodę, apteczkę pierwszej pomocy, scyzoryk, a nawet linę. Nie zapomniałem także o dronie. Jak się później okazało, Daniel spakował się dokładnie tak samo, co bardzo mnie ucieszyło, gdyż widziałem, iż podchodzi do sprawy poważnie. 

✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔Where stories live. Discover now