19. Domen

22 4 4
                                    

Kiedy wreszcie udało nam się dotrzeć do swoich kwater, od razu poszedłem pod prysznic. Musiałem zmyć z siebie trud tych poszukiwań. Cały czas nie mogłem jeszcze dojść do siebie po tym wszystkim. Wmasowując szampon we włosy nie poświęcałem tej czynności nawet odrobiny uwagi, zamiast tego wspominając dwa poprzednie dni. Zaledwie dwa dni! Niby tak niewiele, a jednak tak wiele! Odnalezienie naszych zaginionych okazało się trudne, ale znalezienie drogi powrotnej nie nastręczyło żadnych trudności, wróciliśmy wręcz zaskakująco łatwo. Dostrzegłem, że niższy z youtuberów co jakiś czas odwracał głowę do tyłu i spoglądał za siebie, jakby się bał, że coś tam zobaczy. Jak to możliwe, że ktoś, kto sam napisał książkę pełną strasznych opowiadań, sam tak bardzo się bał? Ale zaraz uświadomiłem sobie, jak głupia była ta myśl. Co innego pisanie wyimaginowanych historyjek, a co innego przeżycie czegoś takiego na własnej skórze. 

Moja skóra piekła w miejscach, gdzie zadziorne gałęzie drzew i krzewów porozcinały ją, tworząc niewielkie, ale szczypiące ranki. Annie zaproponowała, żebyśmy spotkali się przy ognisku na głównym placu, jak tylko słońce zacznie zachodzić. Brzmiało zachęcająco. A ja po prysznicu poczułem się znacznie lepiej, udało mi się odgonić zmęczenie. Po wysuszeniu włosów i ciała narzuciłem szybko na siebie pierwsze z brzegu ubranie, przejrzałem się w lustrze i uznając, że wyglądam całkiem nieźle, ruszyłem w kierunku naszego miejsca spotkania. Już z daleka słyszałem wesołe głosy. Czyli wygląda na to, że przyszedłem ostatni. Super. Ha ha ha. 

 Annie pomachała do mnie, gdy tylko mnie dostrzegła. Odpowiedziałem tym samym, zajmując swoje miejsce na jednym z drewnianych krzeseł plażowych ustawionych w bezpiecznej odległości od ognia. Harry i Lou siedzieli razem na przeciętej na pół kłodzie starego drewna. Niższy miał na sobie czarne spodnie dresowe i czarną bluzę z kapturem. Harry tak jak i ja postawił na kolorowe szorty i niebieski t-shirt. 

– Pamiętasz, jak raz zobaczyłeś gdzieś napis „Gratulacje z okazji narodzin synka Louis & Briana", po czym zdenerwowałeś się, wyjąłeś z plecaka marker i przekreśliłeś jej imię, w zamian dopisując swoje? -- W oczach Louisa wyraźnie widać było szczęście. Nie potrafił nawet na chwilę ukryć wesołego uśmiechu. Poczułem całkiem bolesne ukłucie w sercu. No tak, czyli jednak nie mam szans u Harry'ego... Czego ja w ogóle się spodziewałem?! Nie, nie, nie. Jak mogłem być taki głupi? Oni są w sobie totalnie zakochani, a ja nie mogę nic z tym zrobić. I chociaż serce mnie bolało, musiałem odpuścić. Owszem, Harry to cudowny człowiek i na pewno wspaniały partner, tudzież chłopak lub mąż, ale na pewno nie dla mnie. Dotarło do mnie, że łączącej ich więzi nie da się tak po prostu zerwać. Podobno nie rozmawiali ze sobą od dość dawna, a jednak teraz gadają tak, jakby nie było żadnej rozłąki, żadnej przerwy, jakby nic się nie zmieniło. 

– O Boże, nieeeee! NIEEEE! PO PROSTU NIE! NIE WIERZĘ, ŻE CIĄGLE JESZCZE TO PAMIĘTASZ I ŻE WYCIĄGNIESZ TO WŁAŚNIE TERAZ – Wykrzyknął Harry, poprawiając włosy. Wcale nie wyglądał na zdenerwowanego, jego szeroki uśmiech wręcz promieniał szczęściem i radością, mimo że odsunął się odrobinę od swojego ukochanego.

– No co? Przecież to było słodkie – Oliwy do ognia swoimi słowami dolała Annie. I wyglądała przy tym na bardzo dumną z siebie. Mój brat objął ją ramieniem, przyciągając do siebie by cmoknąć ją w skroń. Kiedyś pewnie powiedziałbym: „Uch, ohyda, romantyczne mrzonki", ale teraz byłem zupełnie innym człowiekiem i właśnie zastanawiałem się, czy w Słowenii Maurycy da się zaprosić na taką romantyczną kolację, może nie tyle przy świecach, co raczej na piknik pod gwiazdami, to chyba dość romantyczne jak na mnie? Harry nie jest dla mnie, ale uświadomiłem sobie, że gdzieś tam daleko w moim ojczystym kraju czeka na mnie ktoś, kto na pewno jest wart wielu poświęceń. Może nie jest tak wszechstronny i cudowny jak Harry, ale też niczego mu nie brakuje. I przede wszystkim zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Nie zamierzam dawać mu nadziei ani nic. Chcę tylko, aby był moim przyjacielem, a jeśli z czasem rozwinie się z tego coś więcej, będę bardzo szczęśliwy. 

Przez swoje rozmyślania straciłem kawałek rozmowy i kiedy się ocknąłem, Lou i Hazza właśnie dyskutowali na temat dzieci.

– Chcę adoptować dziewczynkę!

– Nie ma mowy! Jeśli już to chłopiec. Jak każdy porządny mężczyzna muszę mieć syna! -- Louis wstał z bardzo upartą miną, krzyżując ręce na piersi. 

– Dziewczynka. I jak nie będzie się nazywała Darcy, to tak ją nazwiemy. -- Harry również się podniósł. Podczas swojego wywodu zmarszczył zabawnie nos, ale Louis wydawał się niewzruszony. Rozłożył tylko ręce, jakby chciał powiedzieć "Rób co chcesz, mnie nie przekonasz". 

– Uparciuchu!

– I tak wiem, że się zgodzisz. Zawsze się zgadzasz.

– Ale Darcy?

– Tak! – Harry zaklaskał w dłonie, przez co już w ogóle nie przypominał dorosłego mężczyzny, a raczej małą dziewczynkę podekscytowaną tym, że idzie na swój pierwszy bal, co swoją drogą było całkiem urocze. Zerknąłem za siebie, gdzie stała jedna z kamer. To był pomysł Daniela, znanego bardziej jako DeeJayPallaside, który chciał wszystko uwiecznić. Brakowało mi takich chwil, kiedy byliśmy spokojni i zrelaksowani, kiedy po prostu cieszyliśmy się daną chwilą i tym, co się wokół nas działo. Było tak przyjemnie. Wszystkie troski jakby nagle magicznie zniknęły. Byliśmy tylko my i nasze ognisko, nasze rozmowy. Julian szepczący coś na ucho DeeJay'owi, przez co ten uśmiechał się jakby się czymś naćpał. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę z tego, że to wszystko po nim widać? 

Otaczał nas gwar wesołych rozmów, plusk fal i wieczorne dźwięki budzących się w pobliskim lesie dzikich zwierząt. Na pewno słyszałem sowę i rechot żab. Czułem się tu bezpieczny. Prawie udało mi się zapomnieć o tych dziwnych wydarzeniach, jakie jeszcze kilka godzin wcześniej miały tu miejsce. Prawie, bo gdzieś na dnie świadomości krążyła myśl, że to jeszcze nie koniec, że to dopiero początek naszych problemów, ale nie wiedziałem, z czego to wynika. Myślę, że Cene może coś wiedzieć, ale nie chce mi nic powiedzieć. Szkoda. 



✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔Where stories live. Discover now