8. Louis Tomlinson

47 5 2
                                    

- Może zaczną nas szukać? - To pytanie wyszło z ust Daniela. Wyglądał na zmęczonego i bardzo osłabionego, skórę miał bladą, pozbawioną jakiegokolwiek blasku i gdybym miał być szczery, powiedziałbym, że przypomina zjawę. Siedział na trawie podkurczając kolana, na których opierał łokcie.

- Cene wie, gdzie poszliśmy, na pewno zareaguje, jeśli zbyt długo nie damy znaku - Próbował nas pocieszyć Kamil.

Czy żałowałem, że tu przyszliśmy? Na to pytanie trudno było odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej strony nie, gdyż teraz wiedzieliśmy, że nasze „zguby" żyją i mieliśmy nadzieję, że wspólnie jakoś znajdziemy wyjście z tej sytuacji. Niestety wszystkie drogi i wszystkie drzewa wyglądały podobnie. Odnosiłem wrażenie, że kręcimy się w kółko. Podzieliłem się tą myślą z resztą towarzystwa.

- Możesz mieć rację - Westchnął Julian, zdejmując okulary i przecierając je własną koszulką. Wsadził je z powrotem na nos i kontynuował - Ja zaś czuję się jak w jakimś labiryncie. I jakbym ciągle wybierał drogę, która kieruje mnie w głąb tego labiryntu zamiast do wyjścia.

- Ja też - Potwierdziłem i przypomniało mi się, jak byliśmy z Kamilem w labiryncie luster. Teraz wydawało się, że to wszystko wydarzyło się w zupełnie innym wszechświecie albo tylko się nam przyśniło. Wśród luster bawiliśmy się doskonale, tutaj wręcz przeciwnie. Z pewnym przerażeniem patrzyliśmy na zachodzące słońce. Przeżyliśmy ten dzień, ale czy przeżyjemy noc? Czy ktoś nas zacznie szukać? Czy Harry poczuje, że coś jest nie tak?

Pamiętam, że w dawnych czasach potrafiłem niemal zawsze wyczuć, gdy coś złego się z nim działo. Zawsze wtedy starałem się być przy nim. Wiele ryzykowałem. Dopóki nie zostaniesz celebrytą, nie wiesz, jak trudna to praca i co gorsza, często sam nie masz nad tym żadnej kontroli. Pamiętam, jak pewnej nocy przemknąłem się do niego, wychodząc przez okno. Akurat w tamtym hotelu mieliśmy pokoje na parterze, więc nie było to trudne. A okno jego pokoju nie znajdowało się w zasięgu pobliskiej latarni. Zapukałem w szybę i prawie od razu pojawiła się tam znajoma twarz, otoczona pięknymi, brązowymi włosami, które tak bardzo uwielbiałem od samego początku. To one były tym, co sprawiło, że zwróciłem uwagę na tego z pozoru zwyczajnego nastolatka. Chociaż on nigdy nie był zwyczajny. Przynajmniej w moich oczach. Zanim opadła firanka i otworzył mi okno, zobaczyłem, jak dłońmi ociera łzy. W takich chwilach nienawidziłem zarówno Simona jak i całego Modest Menagement. To oni byli najczęstszym powodem naszego smutku. Wszedłem, oglądając się za siebie, czy nikt mnie nie widzi, ale na szczęście w okolicy było pusto. Ledwie znalazłem się w środku, objąłem Harry'ego i powiedziałem.

- Skarbie, nie płacz przez nich, nie są tego warci. Będziemy zaprzeczać, skoro nam każą, ale to nie zmieni tego, co do ciebie czuję i mam nadzieję, że nie zmieni twoich uczuć do mnie.

- Ale to brzmiało... Brzmiało jak... eeee... Jakbyś naprawdę w to wierzył!

- Haroldzie! Jak mogłeś tak pomyśleć? - Poczułem się urażony. Czyżby działania Simona przynosiły efekt? Zdarzało nam się kłócić i najczęściej właśnie to było powodem. Chciałem przytulić go mocniej, ale odepchnął mnie.

- A ty? Jak możesz z taką lekkością mówić, że Larry Stylinson to tylko fan fiction stworzone przez fanów? Czy naprawdę nie wystarczy Eleanor?

- A co miałem powiedzieć?! Ty jakoś nie paliłeś się do odpowiedzi!

- Bo nie chciałem kłamać!

- Nie rozumiesz, że próbuję cię chronić? Że próbuję chronić nas?!

- Ja nie potrzebuję ochrony, nie jestem już małym dzieckiem ani nawet tym głupim nastolatkiem, z którym musiałeś mieszkać, bo byłeś najstarszy a ja najmłodszy. Ciekawi mnie, czy gdybyśmy razem nie zamieszkali, to czy kiedykolwiek coś byś do mnie poczuł.

✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz