12. Liam Payne

28 5 2
                                    

Kiedy zadzwonił mój telefon, akurat byłem zajęty tworzeniem mojej „sztuki", o ile moje malunki można nazwać sztuką i nie spodziewałem się, że o tej godzinie ktoś jeszcze będzie próbował się ze mną skontaktować. Żartuję. Lubię swoje dzieła, a najbardziej te, które tworzę, mając obok siebie tego jednego, wyjątkowego człowieka, który często także coś tam tworzy swojego. Uwielbiam, kiedy spędzamy czas w ten sposób siedząc obok siebie lub naprzeciwko przy stole zawalonym kartkami papieru i ołówkami. Dziś akurat pracowałem sam. Spojrzałem na wyświetlacz, ale tego numeru nie miałem zapisanego w kontaktach. Nie przeszkadzało mi to. Co prawda mógł to być jakiś szalony fan, który w tajemniczy sobie tylko znany sposób zdobył mój numer, ale tak czy siak nie czułem żadnej obawy przed tym, więc po prostu spokojnie odebrałem.

– Halo?

– Dzień dobry. Czy rozmawiam z Liamem Payne? – W słuchawce zabrzmiał miły, kobiecy głos. Nie miała brytyjskiego akcentu, co mnie zastanowiło. 

– Tak, to ja, a o co chodzi?

– Nazywam się Patrycja Brzozowska, ale wszyscy mówią mi Cherry. Dzwonię w sprawie naszego spotkania.

– Spotkania? Nie rozumiem. Ja pani w ogóle nie znam -- Odpowiedziałem, chociaż tak w zasadzie to mogłem nawet nie pamiętać jej imienia. Możliwe, że gdzieś się przewinęła w tłumie, a ja jej po prostu nie zapamiętałem. To się czasem zdarza. 

– Oczywiście, że mnie pan nie zna, ale Maya tak. Rozmawiałyśmy o tym godzinę temu, możliwe, że nie zdążyła panu wspomnieć. W każdym razie liczę, że mnie pan wpuści do środka, w końcu głupio tak stać pod bramą, a do Mai nie mogę się dodzwonić.

– Dobrze, proszę mi dać chwilę.

Rozłączyłem się, zupełnie nie rozumiejąc, co się właściwie wydarzyło i kim jest ta cała Cherry. Skąd znała Mayę? Zeszedłem po schodach i udałem się w stronę głównego wejścia. Okolica była strzeżona, więc kobieta musiała jakoś przekonać ochroniarzy, żeby ją wpuścili aż tak daleko. Zanim podszedłem do wejścia, wychyliłem się lekko zza rogu ściany, żeby spojrzeć, kto na mnie czeka. Była to niewysoka brunetka w rozpuszczonych, prostych włosach, na nosie miała prawie prostokątne okulary w czerwonej oprawce. Końcówki włosów także były rażąco czerwone. Ubrana była profesjonalnie w prostą, czarną spódnicę do kolan i liliową koszulę. Tyle udało mi się dostrzec. Kiedy się zbliżyłem, zauważyłem, że uśmiecha się przyjaźnie. Nie podała mi ręki, mimo że ja wyciągnąłem swoją, żeby się przywitać.

– Mamy pandemię, lepiej uważać. Co prawda nie spędziłam dziś zbyt dużo czasu poza hotelem, ale nawet w hotelu może być coś niebezpiecznego – Wyjaśniła.

– To prawda. Proszę wejść. Skoro moi ochroniarze wpuścili panią tak daleko, to chyba nie mam powodów do obaw, prawda?

– Tak, proszę pana.

Była bardzo grzeczna. I nie mdlała na mój widok, co znaczyło, że nie była jedną z tych szalonych fanek, które wiedzą o nas niemal wszystko, a to, czego nie wiedzą, to sobie dopowiedzą. Już nie raz śmialiśmy się z Louisem, że Directioners to normalnie agenci FBI, tylko nikt im nie płaci, a przecież są równie dobrzy, znają nasze grupy krwi, daty urodzenia, wszystko. Zaprosiłem ją do środka i zapytałem, czy chce coś do picia. Grzecznie odmówiła. Nie owijała w bawełnę, tylko od razu przeszła do sedna. Opowiedziała mi o tym, jak ona i jej dwie przyjaciółki dostały wiadomości z filmikami od kogoś, kto wysłał to z adresu email: jealousship2809. Nie dałem po sobie poznać, że znałem tylko jedną osobę, która korzystała z tego konta. Uśmiechnąłem się do niej, kiedy zapytała mnie, czy wiem, kto to może być. 

-- Niestety nie wiem -- Pozwoliłem sobie na to drobne kłamstwo. Zająłem się zbieraniem moich przyborów do rysowania, żeby nie mogła nic wyczytać z moich oczu. 

✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔Where stories live. Discover now