21. Cene

25 4 21
                                    

Otworzyłem oczy, wciąż masując skronie, za którymi ukrywał się ból. Chciałem się go pozbyć, ale wiedziałem też, że najpierw muszę wyjaśnić kilka spraw z Lou. Annie jakby czytała mi w myślach(albo zauważyła, jak masuję skronie, robiąc dziwne miny, co czasem mi się zdarza, kiedy dokucza mi ból), gdyż podeszła do mnie z butelką wody i opakowaniem tabletek. Z wdzięcznością przyjąłem ten dar. 

– Dziękuję, skarbie, jesteś najlepsza, ale musimy się zająć Harrym i Louisem. Trzeba wymyślić, jak powiedzieć wszystko fanom. 

– To i tak niczego nie zmieni, zresztą, słyszeliście Harry'ego, ludzie nam nie uwierzą. Będą uważali, że za długo kłamaliśmy.

Za plecami usłyszałem krótkie „Pesymista", które wyrwało się z ust mojego młodszego brata. Wiem, że młody zdążył polubić Harry'ego i chciał jedynie, żeby ten był szczęśliwy, a Louis zdawał się być tym, który zawsze wszystko utrudniał. Tylko że chyba obaj początkowo nie wierzyli, że jeszcze cokolwiek między nimi jest możliwe. Zastanawiałem się, czy to w takim razie rzeczywiście jest wielka miłość, o której opowiadała mi moja dziewczyna, przecież gdyby tak było, przetrwaliby wszystko razem, prawda? A może wcale nie? Może ta wielka miłość polega na tym, że pozwalasz komuś odejść nawet wtedy, gdy szaleńczo mocno chcesz, żeby został? Tyle razy słyszałem, że miłość to poświęcenie, to stawianie dobra tej drugiej osoby ponad swoim własnym... 

Pozory mylą... Prawda? 

Louis odwrócił się na pięcie, po drodze rzucając Domenowi ostre spojrzenie, i odszedł w kierunku swojego lokum. 

– Pójdę z nim porozmawiać – Stwierdziłem, spoglądając na Annie. Brunetka uśmiechnęła się, kiwając mi potakująco głową. Wyszedłem, starając się nie trzaskać drzwiami i nie iść zbyt szybko, żeby nie pogarszać mojej i tak nie najlepszej w tym momencie kondycji. 

Zastałem go siedzącego przy biurku. Skubał palcami swoją dolną wargę w zamyśleniu. Kiedy wszedłem, poderwał się gwałtownie ze swojego miejsca, jakby się czegoś bał. No tak, przygody z północnej części wyspy na pewno dały mu się we znaki i zostawiły swoje piętno. 

– Co się dzieje? Dlaczego nie wierzysz, że może się nam udać?

– A jak myślisz?  – Zapytał, ale raczej nie oczekiwał, że mu odpowiem. Kontynuował. – Przez tyle lat próbowaliśmy im wszystkim wmawiać, że Larry Stylinson to fikcja, że to tylko ich teorie, że jesteśmy jedynie przyjaciółmi. Okłamywaliśmy ich, mimo że oni zawsze okazywali nam wsparcie, byli przy nas, nigdy nas nie opuścili, a my ich oszukaliśmy. Oszukaliśmy ludzi, którzy byli gotowi wydać odkładane przez rok ciężkiej pracy pieniądze na nasz koncert, którzy tak wiele poświęcali dla nas. Czuję się z tym okropnie. 

– Wiem, ale może wcale nie będzie tak źle? Ja myślę, że zrozumieją. Nie martw się. Większość z nich wie, że to dla was trudne, że nie mieliście wyboru. Zaufaj im. 

– Okay, spróbuję. 

– No i super, to mi się podoba. 

– A ja myślę, że jestem ci winien wyjaśnienia. 

– Też tak myślę – Uśmiechnąłem się, klepiąc go po ramieniu – Mamy trochę czasu przed ogniskiem, więc może teraz mi opowiesz?

– Oczywiście. Wiesz, co to "Glee"?

– Taki serial o chórzystach, oglądałem kilka odcinków, a co?

– Wiesz, co w trzecim sezonie na koniec szkoły zrobiła dwójka głównych bohaterów, którzy byli w sobie zakochani? Rachel i Finn?

– Nie?

– To obejrzyj.

Louis poszukał czegoś w wyszukiwarce swojego laptopa. Usiadł na łóżku, opierając plecy o ścianę. Poklepał dłonią miejsce obok siebie, dając mi znak, żebym też tam się ulokował. Więc to zrobiłem, odrzucając na bok jedną z poduszek w rażącej w oczy niebieskiej powłoczce. Pamiętam Glee, kiedyś za tym przepadałem, zwłaszcza w tych momentach, kiedy było mi trudno, kiedy uważałem, że nie dam rady, że nie jestem dość silny, kiedy na studiach nazywano mnie loserem(przegrywem), robiono głupie dowcipy, często zabierając moje rzeczy i ukrywając je w najdziwniejszych miejscach. Próbowałem być odważny, ale czegoś mi brakowało, więc od czasu do czasu, kiedy było wyjątkowo źle, brałem laptop, ustawiałem go na swoim biurku, zasłaniając okno, żeby nie przeszkadzało mi światło i odtwarzałem Glee. Tak w sumie obejrzałem dwie serie. Czasem brakowało mi sił, żeby przerobić kolejne zadania, a nauka wcale nie wchodziła mi do głowy tak łatwo, jak powinna, więc szukałem czegoś, co chociaż trochę obniży poziom stresu. Glee, szczególnie odtwarzające moje ulubione piosenki, to było właśnie coś takiego, dawało nadzieję i wiarę w to, że warto mieć marzenia. Ale to było zanim... Zanim okazało się, że ktoś wybrał mnie na członka Zakonu, zanim dostaliśmy informacje o One Direction i zanim powierzono mi tą misję, pierwszą prawdziwą misję, w której to ja miałem być szefem. Udawanie ciamajdy i głupka nie było dla mnie trudne. Wystarczyło oddać kilka słabszych skoków w konkursach, nagrać jakiś głupi filmik na Instagram lub powiedzieć coś głupiego. To była moja maska, dzięki której mogłem spokojnie wykonywać swoje zadania nie będąc przez nikogo podejrzewanym. W końcu kto by zwrócił uwagę na jakiegoś tam przeciętnego sportowca, który uprawia mało popularną dyscyplinę sportu i jest zaledwie jednym z trzech braci? Chyba nikt by nie połączył rodziny Prevc z zespołem One Direction, utworzonym w Wielkiej Brytanii. Nie mieliśmy ze sobą zupełnie nic wspólnego i to właśnie dawało mi poczucie bezpieczeństwa.  

✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔Onde histórias criam vida. Descubra agora