13. Harry

40 4 13
                                    

Wchodząc coraz głębiej w las, słyszałem, jak plusk fal powoli cichł w miarę upływu czasu. Wierzyłem, że ich znajdziemy, że pewnie zaraz do nas wyjdą i zaczną opowiadać o tym, jak to przeraziło ich stado małp czy coś. Henrik mówił, że widział tu kapucynki. Gdyby nie groza sytuacji, pewnie siedziałbym teraz w swoim pokoju i zastanawiał się, jak wykorzystać te ładne zwierzątka w którymś ze swoich teledysków. Może robiłbym im zdjęcia? Lou na pewno by się to spodobało...

Rozglądałem się uważnie na boki, nie chcąc przeoczyć żadnego ważnego śladu. Wszystko wydawało się nieco pokręcone. Niby weszliśmy w zwykły las, ale dziwnie się tutaj czułem, bardzo niepewnie i odnosiłem wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, problem w tym, że szedłem na końcu naszej trzyosobowej grupy. Przynajmniej w tym momencie.

Zwykły las, ot co, może trochę stary, sądząc po grubości pni niektórych drzew. Prawdopodobnie poza zwierzętami nikt więcej tutaj nie wchodził.

Spojrzałem na zegarek na mojej ręce, który wyświetlił godzinę 01:22. Od początku poszukiwań minęło już sześć godzin, a my wciąż nie mieliśmy żadnego odzewu. Nic. Coraz mroczniejsze myśli przychodziły mi go głowy. Nogi powoli odmawiały posłuszeństwa, powieki same opadały ze zmęczenia, a ciemność tylko wszystko pogarszała. W końcu Peter zaproponował, żebyśmy się zatrzymali, gdy tylko zobaczyliśmy niewielką polankę. Zarówno ja jak i Domen uznaliśmy to za dobry pomysł, szczególnie, że chłopak wyglądał na wyczerpanego. Peter od razu pospieszył z wyjaśnieniami. Usiadłem obok młodszego, a on bez namysłu oparł się bokiem o mnie z głową na moim ramieniu. Był zbyt słaby, żeby się nad tym zastanawiać. Wyjąłem z plecaka butelkę z wodą, odkręciłem zakrętkę i podałem mu, za co podziękował słabym uśmiechem.

- Jako skoczkowie narciarscy musimy przestrzegać pewnych diet oraz odpoczywać o konkretnych porach. Wszystko musi być dopasowane wręcz idealnie, inaczej można łatwo coś przeoczyć i wypaść z rytmu. Dla młodego to duży wysiłek, mimo iż u nas w domu często łaził po górach, ale nigdy dłużej niż pięć godzin. Domen jest najsłabszy z nas — Nie byłem pewien, czy powinienem mu wierzyć. Sportowiec ze słabą kondycją? To mi w ogóle nie pasowało do siebie, więc pewnie starszy brat postanowił zagrać na nerwach młodszemu. Jakie to typowe!

— Nieprawda! Ostatnio z Niką chodziliśmy przez ponad osiem godzin! — Zaprotestował, chociaż jego głos zabrzmiał żałośnie smutno — Poza tym w przeciwieństwie do ciebie uwielbiam biegać! To ty jesteś najsłabszy. 

-—Gdybym był najsłabszy, nie zdobyłbym Kryształowej Kuli. A z Niką łaziliście tak długo, bo się zgubiliście.

— Nie? — Nie miałem pewności, czy było to pytanie, czy stwierdzenie.

—A właśnie, że tak, Nika sama mówiła, że nie mogłeś znaleźć drogi.

—Że niby ja nie mogłem znaleźć drogi?! —Domen był wyraźnie oburzony tym stwierdzeniem. Obrażony odwrócił się plecami do nas i odmówił udziału zarówno w dalszych poszukiwaniach, jak i w rozmowie.

Leżąc na plecach wpatrywałem się w nocne niebo, w tysiące gwiazd, z których kilka wydawało się mrugać do nas przyjaźnie, jakby wołały do nas i zapraszały nas do zabawy. „No, dalej, złap mnie, dosięgnij mnie, przecież potrafisz!". Jasne, oczywiście, potrafię... I myślałem o Louisie, o Domenie, o nas wszystkich. Co z nami będzie, jeśli ich nie odnajdziemy? Albo jeśli i nam coś się stanie? Czy będzie miał kto wyruszyć na poszukiwania? Może za miesiąc lub dwa znajdą nasze białe kości, jaśniejące w słońcu, oczyszczone z każdej, nawet najmniejszej cząstki mięsa i skóry? Była to dość przerażająca wizja, tym bardziej, że w niej wyobraziłem sobie rannego Lou, leżącego gdzieś pod drzewem, krwawiącego i czekającego na pomoc. Nie mogłem do tego dopuścić. Musimy być dzielni, odważni, musimy ich odnaleźć. Za wszelką cenę.

✅Wyspa Przeznaczenia // Larry Stylinson✔حيث تعيش القصص. اكتشف الآن