XLIV. Moja muzykantko

439 19 4
                                    

Nelly

Kolejnych kilka godzin minęło mi na czytaniu. Parę razy próbowałam przekonać Troy'a żeby oddał mi zegarek, ale na próżno. Dowiedziałam się za to, że od porwania minęła druga doba. Przeanalizowałam wszystko co udało mi się wyciągnąć od chłopaka i wyszło, że Luke potrzebuje co najmniej całego dnia żeby dotrzeć z Sydney do Endynburga, a kolejnej godziny żeby przyjechać z lotniska do domku. Musiałam też wziąć pod uwagę to, że takie loty odbywają się nie częściej niż dwa razy w ciągu dwudziestu czterech godzin. To wszystko dało mi nadzieję że nawet jeśli nie uda mi się uciec, to Lu pojawi się w mieście gdy rozpocznie się trzeci dzień od mojego porwania. 

- Nelly, moja muzykantko - przerwał mi czytanie porywacz. - Musisz kogoś poznać. Ta osoba pomogła mi wyjść z więzienia i zaplanować porwanie. 

- Wal się, kretynie. Kimkolwiek jest ta osoba nie chcę mieć z nią nic wspólnego - odpyskowałam przewracając oczami. 

- Jesteś tego całkowicie pewna, muzykantko?

- Tak, i przestań nazywać mnie muzykantką, patafianie.

- Ty mała, wredna...

- Wyzywaj mnie dalej, a na pewno będę przyjazna - prychnęłam pod nosem na tyle głośno, by to usłyszał. 

- Skarbie, ja to robię z frustracji. Jesteś niesamowicie uparta, sprytna i zamknięta w sobie.

- Zgadzam się z wszystkim, oprócz tego ostatniego. Jestem zamknięta na osoby, które w przeszłości zrobiły mi wiele złego, nawet jeśli finalnie w jakiś pokręcony sposób mi to pomogło - oznajmiłam. 

Odwróciłam się do niego plecami żeby nie zauważył samotnej łzy, która spłynęła mi po policzku. Starałam się ponownie zatopić w lekturze, lecz Troy skutecznie mi to utrudniał. Całował mnie w szyję, szturchał pod żebra, bawił się moimi włosami. W tych czynnościach wyczułam pewną emocję, której się nie spodziewałam bo bezwzględnym człowieku jakim był. Zdawało mi się, że to wszystko to jego czułe gesty. W pewien sposób wpływał tym na moje racjonalne myślenie. W głowie zrodziło mi się pytanie czy wydarzenia sprzed dwóch lat naprawdę były tym, za co je wzięłam. Możliwe że Troy był we mnie zauroczony, tylko nie potrafił mi tego okazać. To znaczy okazał, ale w sposób normalny tylko dla siebie. 

- Troy, przestań. Proszę - powiedziałam delikatniejszym tonem.

- Dobrze muzykantko. Ale zrób coś dla mnie. Spotkaj się z nią, bardzo mi na tym zależy - odparł w podobny, delikatny, sposób. 

- Okej. Kiedy tu będzie?

- Już tu jest. Czeka tylko aż uda mi się nakłonić cię do współpracy. 

- Będę gotowa za pięć minut. Zostawisz mnie samą?

- Oczywiście - odrzekł i wyszedł.

- Okej, to było dziwne - powiedziałam sama do siebie. Odłożyłam książkę na materac i ułożyłam pościel. Właściwie to wytrzepałam poduszkę i wygładziłam zniszczony koc, który dostałam od Troy'a. Usłyszałam pukanie, więc otworzyłam drzwi. Nie zamknął ich, ale byłam gotowa się założyć, że stał pod drzwiami żebym tylko im nie zwiała. 

- Możemy iść? - spytał.

- Tak, jestem gotowa - odrzekłam. Chłopak poprowadził mnie na górę. W saloniku siedziała osoba, której w życiu bym się tam nie spodziewała...

--------------------------------------------------------------
Hejka naklejka!

Muzyka to świetne źródło natchnienia, polecam. Powoli zbliżamy się do końca, planuję jeszcze maksymalnie 16 rozdziałów z epilogiem włącznie. 

Jakieś teorie dotyczące pomocnika Troy'a?

Do zobaczenia,

Wasza Nimrell

Sławna siostra I LH ✔Where stories live. Discover now