„Krwawy ogród" - Bajurka_ | Tookoy

93 9 9
                                    

Po długiej przerwie w byciu recenzentem, pierwszym opowiadaniem, jakie przyszło mi przeczytać, a następnie napisać jego recenzję, jest „Krwawy Ogród", autorstwa Bajurka_. Historia dość nietypowa dla mnie, ponieważ opowiada o wampirach, a ja już od dawna nie miałam z nimi styczności. Czy to spotkanie było udane?

Mój nauczyciel fotografii zwykł mawiać, że ludzie to wzrokowcy. Do dziś nie wiem, czy zgadzam się z jego hipotezą czy też nie, ale pewne jest to, że jeśli całe opowiadanie miałabym oceniać na podstawie okładki, to moja opinia byłaby negatywna. Na zdjęciu (bo w rzeczywistości to zwykła fotografia róży z efektem krwi oraz nieestetycznym napisem) dzieje się wiele, a zarazem nic. Jest krzykliwa i trudno z niej wychwycić jakiekolwiek szczegóły. Ja na przykład musiałam się dobrze dopatrzyć, aby dostrzec na ilustracji png — białej oraz czerwonej róży.

Jednak na tym nie kończy się oprawa graficzna „Krwawego Ogrodu". W rozdziale zatytułowanym „aesthetic" znajdziemy karty postaci. Wiem dobrze, że nie każdy za tego typu dodatkami przepada, choć ja akurat bardzo je lubię i nawet tworzę.
W przypadku tego opowiadania mamy do czynienia z kolażami, których zdjęcia idealnie portretują bohaterów — a przynajmniej tych, których udało mi się poznać dzięki prologowi i czterem opublikowanym rozdziałom — aczkolwiek mój wewnętrznych perfekcjonista, ma jedno „ale", a jest nim kolorystyka.
Warto dodać filtr na fotografie, bo to czyni je bardziej jednolitymi, a co za tym idzie — estetycznymi. Bez jakikolwiek uwag mogę pochwalić przerywniki, które perfekcyjnie komponują się z klimatem opowieści.

Okładka zdecydowanie jest ważną reklamą dla naszego opowiadania, ale bezsprzecznie tę rolę pełni również opis. Ten zaś spełnia swoją funkcję i zdecydowanie zachęca do zajrzenia, a przynajmniej mnie. Nie zdradza za dużo, a mimo to dowiadujemy się z niego, co może czekać nas w środku. Jednym słowem robi to, co dobry opis powinien robić.

Dochodząc do sedna tej recenzji, muszę przyznać, że ocenianie prac krótkich jest zmorą chyba każdego, kto trudzi się recenzowaniem. O wiele łatwiej jest przy dłuższej historii, bo w przeciwnym wypadku trudno przychodzi wyłuskanie tych kilku zdań, dlatego też pokuszę się o małą innowację, omawiając pokrótce każdy z opublikowanych rozdziałów „Krwawego ogrodu". Zanim to jednak zrobię, nakreślę fabułę, niemającą nic wspólnego z tradycyjnym-popkulturowym pojmowaniem wampirów.

W tytułowym Krwawym Ogrodzie wykwita róża, która w mitologii tego świata jest podarkiem od bogini Etii. Każdy przedstawiciel tej rasy posiada swoją własną, a kwiat musi być karmiony krwią właściciela. Oprócz tego pełni on rolę drzewa genealogicznego.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że róża wyrosła tuż przy tej należącej do króla. To jednak nie koniec problemów, bo wbrew zakazom i groźbom swojego władcy kilku poddanych postanowiło złamać zakaz pożywiania się ludźmi.

Po „aesthetic" mamy prolog. Sama kiedyś byłam ich miłośniczką, ale już dawno się z nich wyleczyłam. Zdarzają się tacy, co je omijają, a rozdziały praktycznie zawsze realizują ich role. Mało tego! Robią to znacznie lepiej, i tak też jest w tym przypadku. Zostaje nam nakreślony zarys fabuły, tym samym psując moje wyobrażenia.
Czytając opis zgadywałam, że biała róża jest zwiastunem wojny, bądź innej katastrofy, a co za tym idzie nie spodziewałam się dziecka, którego to zwiastunem był kwiat. Wydaje mi się też, że zdradzenie tego już na samym początku historii nie jest dobrym pomysłem. Zadaniem autora jest utrzymanie uwagi czytelnika, taki zabieg ją zabija. Magik nie zdradza swoich tajemnic i tak autor nie powinien ich zdradzać, jedynie naprowadzać.

Rozdział pierwszy oprócz bycia lepszym prologiem przedstawia nam sylwetkę trzech braci: władcę Rosebergu, Laurentego, który zarazem jest najstarszy z trójki rodzeństwa.
Adama, będącego prawą ręką króla. To spokojna i opanowana istota nie przepadająca za powietrzem w ludzkim świecie. Jednak mimo swojej niechęci do naszego klimatu, tak jak pierworodny jest przeciwko zjadaniu ludzi — warto tu zaznaczyć, że nie mamy tu do czynienia z „wampirami wegetarianami". Piją krew, jak najbardziej ludzką, ale bardziej humanitarnie, że tak powiem.

Ostatni i zarazem najmłodszy jest Ezekiel. To persona zgoła odmienna od swoich poprzedników. Manipulant, krętacz i spiskowiec, a w dodatku z innym gustem żywienia niż jego starsze rodzeństwo.

Sympatyków dialogów na pewno zadowoli ich poprawny zapis, za to mi w oczy rzuciły się liczne powtórzenia, które można łatwo zastąpić synonimami lub barwnymi opisami czy też metaforą. Jest to coś, czego mi w tym tekście brakowało. Wampiry żywcem wyjęte z szekspirowskich dramatów, aż się o to proszą.
Tak to dostajemy suche opisy zdarzeń, bez jakikolwiek dodatków, a to sprawia, że całość — pomimo że miała cztery rozdziały — bywała nużąca, zwłaszcza gdy lwią częścią rozdziału były opisy czynności czy też uczuć jednego z bohaterów, a także powodowała niepotzebne dłużyzny.

„Pokazuj, a nie mów" to ta zasada pisarza, którą mocno wzięłam sobie do serca. Czasy Tolkiena już dawno minęły, a rzadko kiedy trafia nam się miłośnik rozwlekłych opisów, co idealnie zresztą portretują komentarze na lubimyczytać.pl pod książkami niektórych autorów. Ja akurat należę do tego wymarłego gatunku miłośników, aczkolwiek warto pamiętać, że każda scena czemuś służy oraz ważną rzeczą jest jej podanie.

W rozdziale drugim mamy bardzo podobną rzecz. Poznajemy dwie siostry i żadna z nich wielką miłością się nie darzy, co zostaje nam ładnie przedstawione w myśl „pokazuj, a nie mów", za pomocą rozmowy tej dwójki, ale wtrącenia narratora są tu zbędne.

W tym miejscu warto się podzielić także inna pisarską dewizą, do której ja sama się stosuję. „Nie traktuj czytelnika jak idioty (nawet gdy nim jest)". Nie ma najmniejszego sensu powtarzać czegoś, co już zostało powiedziane, a dobrym przykładem jest inna scena w omawianym przeze mnie rozdziale. Ezekiel i Elvira toczą ze sobą rozmowę, a każdy z nich ma własne ukryte intencje, co idealnie portretuje nam autorka za pomocą słów włożonych w usta bohaterów i opisu drobnych gestów, jakie oni wykonują. Tyle wystarczy, abyśmy wysnuli wniosek, że żadne z nich nie jest osobistością godną zaufania, a ostatni akapit, który mówi to, do czego sami doszliśmy, jest po prostu niepotrzebny.

Kwestię zaufania w literaturze mogłabym porównać do zasady, jaka obowiązuje w ruchu drogowym, czyli ograniczonego zaufania. Warto zatem wierzyć w mądrość osoby czytającej, ale też nie brać wszystkiego za pewnik. Dla autora wszystko jest zrozumiałe, dlatego też warto podsuwać tropy, ale nie robić tego tak mocno sugestywnie.

Ze wszystkich dotąd opublikowanych rozdziałów, najbardziej podobał mi się ten ostatni, czyli czwarty. Autorce zdecydowanie wychodzi opisywanie męskiej perspektywy, dlatego takie postacie, jak Ezekiel czy Laurenty wydają się o wiele ciekawsze niż Elvira.
Oczywiście mogą to być tylko pozory gdyż przeczytane części nie wiele mówią o fabule i wykreowanym świecie, a co za tym idzie, ja jako recenzent również mam niewiele do powiedzenia.

W samym tekście pojawiło się również kilka pomniejszych błędów, czy to składniowych bądź interpunkcyjnych. Zostały one wskazane w komentarzach przez innych użytkowników, ale nie zostały poprawione.

Na pochwałę natomiast zasługuje sama mitologia świata, a pomysł z różami przypadł mi do gustu i wzbogacił powieść, bo jeszcze z czymś takim się nie spotkałam. Oblicze wampirów znacznie różni się od tego, do którego przyzwyczaiła nas popkultura, ale to nie znaczy, że jest gorsze. Bynajmniej, aczkolwiek wymienione przeze mnie wyżej mankamenty psują odbiór pracy. Mimo to życzę autorce powodzenia w jej pisarskich poczynaniach.

Zakurzone RecenzjeWhere stories live. Discover now