„Evidence" - xhystxeriax | Caameo

59 9 2
                                    

Jeśli zapytałby ktoś pierwszą lepszą osobę, co powinien zawierać dobry kryminał, odpowiedź byłaby prosta. Napięcie, niespodziewane zwroty akcji i nietuzinkowy pomysł. Czy wszystkie te elementy zawiera "Evidence" autorstwa ?

Okładka utrzymana jest w ciemnej czerwieni. Znajduje się na niej kobieta, leżąca na czerwonym materiale. Nazwa autorki jest trochę niewidoczna, ale poza tym grafika mi się podoba i myślę, że zwróciłabym na tę opowieść uwagę. Jednak patrząc na nią pierwsze, co przyszło mi na myśl to fakt, że opowiadanie należy do "romansu", a nie kryminału, pomimo mrocznego klimatu w jakim jest utrzymana.

Z opisu dowiadujemy się, że główna bohaterka, Giselle Friedrich, pod pseudonimem Carmen, zajmuje się zabijaniem za niemałą opłatą. Niestety dziewczyna jest zmuszona do zaprzestania wykonywanej pracy, kiedy w sprawę zaczynają być zamieszani Agenci Federalni. Jej uwagę przyciąga szczególnie jeden z nich - Thomas Lookwood, który zajmuje się śledztwem. Opis zdecydowanie zachęcił mnie do zagłębienia się w lekturę. Przed czytelnikiem zostają postawione pytania: "czy śledztwo przyniesie pozytywne skutki? Czy z "niezdrowej obsesji" mężczyzną, jak to ujęła autorka, wyniknie coś więcej?".

Na ten moment praca zawiera siedem rozdziałów i, tak jak wspomniałam, jest kryminałem. Akcja zaczyna się na posterunku policji. Towarzyszymy Thomasowi wpierw przy krótkiej wymianie zdań z innymi agentami, a chwilę potem przy przesłuchaniu niejakiej panny Marry - Anne Louise. Od razu nasuwają się podejrzenia, że jest to Carmen, pod fałszywym kryptonimem. Kobieta opowiada dlaczego przyjechała do miasteczka Huntington i jak poznała Harvey'a - ofiarę morderstwa. Podczas rozmowy Thomas w myślach stwierdza, że Marry - Anne raczej nie jest sprawczynią i szybko kończy przesłuchanie. Tutaj miałam lekki zgrzyt. Nie jestem za bardzo obeznana w sposobie przeprowadzenia przesłuchań, ale dla jak mnie zadał jej za mało pytań. Sprawa wydaje się poważna, jeśli zaangażowało się w nią FBI. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że zabójstwa dokonano albo w barze albo w miejscu, gdzie ofiara przebywała po wizycie w lokalu. W tym samym dniu kobieta odwiedziła go z Harvey'em. Nie powinien dopytywać w których dokładnie godzinach tam była? I upewnić się, że jej alibi jest prawdziwe?

W następnym rozdziale poznajemy trochę prawdziwej przeszłości Carmen i zapoznajemy się ze szczegółami morderstwa. Tak jak myślałam, moje podejrzenia się sprawdziły. Zwykle w opowiadaniach z tego gatunku przez większość akcji podążamy za protagonistą, a tożsamość mordercy pozostaje zagadką do samego końca. W tym przypadku już na początku poznajemy zarówno losy Thomasa, jak i Giselle, dzięki czemu możemy obserwować poczynania agenta, posiadając większą wiedzę o sprawie niż on. W dalszej części rozdziału Thomas nie zamierza odpuścić i odwiedza naszą bohaterkę, ponownie, bez żadnych większych postępów w śledztwie.

Autorce gratuluję dobrego researchu, który widoczny jest nawet w takich małych szczegółach jak na przykład wzmianka o tym, że Amerykanie nie zamykają drzwi, chociaż procent przestępczości jest tam o wiele większy niż chodźby w Europie. Jestem pod wrażeniem, jak autorka zadbała o każdy szczegół, przez co opowiadanie nabiera realizmu. Widać, że zna się na działaniu policji albo przeprowadzeniu śledztw.

Od drugiego rozdziału akcja zaczyna nabierać tempa, dzięki czemu praca trzyma w napięciu. Nie będę omawiać każdego rozdziału po kolei, ale przedstawię tylko fragment, przy którym ponownie musiałam się na chwilę zatrzymać. Chodzi o scenę z trzeciego rozdziału, gdzie Thomas odnajduje w swoim mieszkaniu małe wskazówki, pozwalające poznać informacje na temat Carmen, oczywiście pozostawione przez nią samą. Czy nie zostawiła odcisków palców albo czegoś innego, co zawierałoby materiał DNA? Jeśli wszystkiego się pozbyła, powinna być wzmianka o tym, bo trochę to wygląda tak, jakby agenci nawet tego nie sprawdzili. Na marginesie ta scena bardzo zapadła mi w pamięci. Wywołuje w czytelniku emocje. Czułam się jakbym razem z Thomas'em krok po kroczku odkrywała tożsamość mordercy. Naprawdę gratulacje, Autorko. Fabuła zamyka się na grze w kotka i myszkę między Carmen a Thomasem. Chociaż ani na moment @xhystxeriax nie szczędzi nam zaskakujących wydarzeń. Szczególnie nie spodziewałam się, że ta historia zakończy się tak, a nie inaczej i do tego tak szybko. Ostatnie słowa mocno zapadły mi w pamięci i przyznaje szczerze, aż przeszły mnie dreszcze. Podziwiam, że udało się przedstawić to opowiadanie w zaledwie siedmiu rozdziałach.

Tak jak wcześniej wspomniałem, główną bohaterką jest Carmen. Pisanie o chorobach psychicznych nigdy nie jest łatwe. Za to @xhystxeriax poradziła z tym sobie bardzo dobrze. Już na początku dostajemy informację o tym, że w dzieciństwie u kobiety wywnioskowano oznaki psychopatii. Takie jak brak wyrzutów sumienia, nieprzeciętna inteligencja, brak uczuć, narcyzm i potrzeba zauważenia. Gorycz, którą odczuwała z powodu tego, że jej zbrodnię przypisano komuś innemu, posunęła ją do całkowicie nierozważnych kroków i stąpania po cienkim lodzie. Jest zdecydowanie nieobliczalna, przez co również chodzącą enigmą, szczególnie dla naszego agenta FBI. Swoje zbrodnie wykonuje z niezwykłym sadyzmem i brutalnością. Przez ich ilość myślę, że jej psychika jest już doszczętnie zniszczona. Dlaczego stała się taka, jaka jest? Czemu zapragnęła zabijać? Powód, a raczej jeden z powodów ujawnia się w czwartym rozdziale. Nie będę tutaj spoilerować, ale bezdyskusyjnie można powiedzieć, że Giselle nie miała kolorowej przeszłości. Uważam, że jest niezwykle tajemniczą, przez to ciekawą postacią.

Thomas Lockwood jako agent FBI musi wykazywać się sprytem i pewnością siebie. Jest także dosyć poważny i na pewno nie należy do osób rozrywkowych. Do jego profilu można również dopisać, że jego małżeństwo zakończyło się rozwodem, a jedyne dziecko przebywa teraz z matką. Tutaj na chwilę się zatrzymam. Po przeczytaniu tej informacji myślałam, że w przyszłych rozdziałach ten wątek zostanie rozwinięty, jednak zawiodłam się. Przypuszczam że miała to być po prostu kolejna informacja na jego temat, ale odebrałam ją jako zapowiedź większego wątku. Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili trudno było mi powiedzieć, jaki jest tak naprawdę Thomas. Po dłuższym zastanowieniu mogę śmiało stwierdzić, że jest ambitny i co najważniejsze - jest strasznym pracoholikiem. Przez te siedem rozdziałów nie zdążyłam go jeszcze wystarczająco poznać. Jest to chyba wina tego, że przez cały czas widzimy jego zachowanie w pracy, a nie w zaciszu domu, gdzie by odsłonił nieco maskę agenta federalnego. Może w ten sposób autorka chciała nam pokazać jakie ta praca niesie za sobą koszty? I jak ona może wyniszczyć człowieka?

Oprócz nich w opowiadaniu występują także inne, poboczne postacie. Jak na przykład pozostali agenci, czy wspólnicy Carmen. Nie ma jednak o nich za wiele tekstu, więc nie mam za bardzo możliwości się o nich rozpisania.

Relacja Carmen i Thomasa jest nietypowa. Kobietą kieruje obsesja na punkcie Thomas'a, chociaż widać, że on także wykazuje nią niemałe zainteresowanie i można by rzec, że ściąga mu sen z powiek. Częstym błędem w opowiadaniach tego typu jest relacja pomiędzy osobami, z czego jedna ma skłonności psychopatyczne. Musimy pamiętać, że taka osoba nie odczuwa uczuć, więc nie jest zdolna do stworzenia zdrowej relacji, a tym bardziej związku. Cieszę się, że autorka nie popełniła tego błędu. Momentami zastanawiałam się dlaczego w ogóle pojawiła się ta niezdrowa fascynacja? Na to pytanie dostałam odpowiedź kiedy przeczytałam całość. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że postać Carmen została genialnie wykreowana. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek współczuciu, jest tylko dzika radość z nieszczęścia innych. Choć to okropne, pokazuje czym tak naprawdę jest psychopatia, nie pozostawiając żadnych złudzeń.

Styl, jakim posługuje się autorka, jest dostosowany do gatunku opowiadania. Dobrze opisuje reakcje i zachowanie bohaterów, przy tym nie lejąc niepotrzebnej wody. Tekst jest przejrzysty, a dialogi zapisane poprawnie. Brzmią naturalnie, są dopasowane do sytuacji. Przypadło mi do gustu subtelne opisywanie wyglądu bohaterów, za to muszę pochwalić. Dużych błędów nie zauważyłam, z wyjątkiem paru powtórzeń np. słowa "być", ale nie przeszkadzało to w czytaniu. Jeśli po drodze zgubiło się parę przecinków, to było ich tak mało, że tego nie dostrzegłam.

Podsumowując, myślę, że praca jest naprawdę dobrze napisana. Opowiadanie mnie pochłonęło i idealnie wpasowało się w moje gusta. Od dawna żadna praca nie zrobiła na mnie takiego wrażenia. Jeśli ktoś tak jak ja lubi kryminały, serdecznie polecam! A tobie, autorko, życzę powodzenia i może spotkamy się jeszcze kiedyś w innych twoich pracach?

Zakurzone RecenzjeKde žijí příběhy. Začni objevovat