„Miasto" - Antonumb | Skidway

70 7 2
                                    

Dzisiejsze miasta codziennie powiększają się. Coraz to nowi ludzie decydują się zamieszkać w nim, gdyż zostają skuszeni instytucjami, które nieraz znajdują się w odległości kilkunastu kroków, takimi jak sklepy, szpitale, uczelnie czy urzędy. Każda aglomeracja dąży do tego, by rozwijać się, nie zawsze mając po drodze dobro obywateli. Słysząc słowo „miasto", mało kto skojarzy je z czymś więcej niż szarą rzeczywistością. Opowieść, którą przyszło mi zrecenzować, wprowadza świat fantasy do zwykłej, szarej mieściny, tworząc tym samym plac boju dla dwóch różnych ras. Mowa tu o historii pod tytułem „Miasto" autorstwa Antonumb.

Wypadałoby zacząć nie od opisywania samej historii, a okładki, gdyż to ona w pierwszej kolejności powinna zachęcić do otwarcia pozycji. Patrząc na nią, myślę, że z pewnością spełnia ten punkt. Wykonana przez themariamagdalena, dolna część obwoluty przedstawia metropolię, nad którym unosi się ciemna chmura. Pośród obłoków wyłaniają się kawałek twarzy, prawdopodobnie kobiety. Można zauważyć tylko kruczoczarne oczy. Całość zwieńcza dumny napis „Miasto" umiejscowiony na samym środku.

Może mniej ważny, ale jednak wymagany opis, przedstawia zarys fabuły. Mowa tu o dwóch rasach – ludzi i ostrokostnych – którzy zostali zmuszeni do życia ze sobą w jednej strefie. Strona ludzka za sprawą organizacji SOO była tą dominującą, dzięki czemu zmusiła tych drugich do życia w biedniejszych dzielnicach oraz Podziemiach. Pokrótce zostali ukazani trzej bohaterowie, czyli przywódca klanu Rebelii, młody śledczy wyżej wspomnianej organizacji oraz płatny zabójca.

Historia jest cały czas tworzona, a nawet zdążyła dorobić się już drugiej części. Ja w swojej recenzji uwzględnię tylko pierwszą część, ponieważ została ona zakończona.

Już sam prolog daje czytelnikowi przedsmak tego, co będzie mógł doświadczyć w późniejszych rozdziałach. Na początku ma okazję poznać dziewczynę, która uciekała przed przedstawicielami klanu. Nie pada informacja, jak się nazywał, lecz można wywnioskować, że ta osoba podpadła niewłaściwym ludziom. Niestety, ostrokostna daje się złapać, a w następnej scenie czytelnicy są świadkami jej egzekucji w wykonaniu Isabelli, przywódczyni tejże organizacji. Ta historia mogła wydawać się wyrwana z kontekstu, a by ją zrozumieć dokładnie należy przeczytać dalsze rozdziały lektury i bardziej zagłębić się w świat. Prolog miał brutalny wydźwięk, a jak dla mnie, to wręcz istne zaproszenie do właściwej historii.

Pierwszy bohater, jaki zostaje przedstawiony, to Vincent Torres. Był synem Rodrigo, który w szeregach Służby Ochrony Obywateli (SOO) dorobił się statusu legendy jako egzekutor. Młody Torres nie poszedł w ślady zmarłego ojca i wybrał pracę lżejszą – pełnić rolę naukowca SOO, rozwiązywał zagadki morderstw w mieście. Jego inauguracyjną sprawą okazało się być zbadanie przebiegu wcześniej przeprowadzonego szturmu na bus z więźniami. Vincent od początku wiedział, że nie nadaje się do tej pracy, jednak czuł tą wewnętrzną powinność, by iść w ślady ojca. O ironio, mężczyzna radzi sobie nad wyraz dobrze i spowodował przełom w śledztwie. Im w historię, tym bardziej poznajemy śledczego, jego rozterki na temat przyszłości. Trzeba wspomnieć, że nie była to osoba ekstrawertyczna, gdyż bliżej mu było do nieśmiałego, jednak ciężko było go nie lubić.

Isabella to z kolei antagonistka dla Vincenta. Wraz z bratem Naoto, trzymają pieczę nad Rebelią ostrokostnych, jednego z największych klanów Podziemi. Co ciekawe, rodzeństwo Asteroth współżyło ze sobą, co w jakimś nieznacznym stopniu przyczyniło się do umocnienia pozycji pośród innych ugrupowań. To właśnie ta młoda, porywcza, a także doskonale wyszkolona w walce doprowadziła do odbicia przetrzymywanych członków Rebelii. W tym miejscu, można zauważyć jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Isabella dążyła do tego, by jej klan przyłączył się do Rady, która mogła zagwarantować im znaczne wsparcie. Niestety, trzeba było sobie zasłużyć na dołączenie.

Ostatnią osobą, która gra pierwsze skrzypce, jest Kennet Mitsuya. Był płatnym zabójcą działającym gdzieś pomiędzy Radą a Rebelią. Jego głównym celem było wytropienie Kolekcjonera, który mordował swoje ofiary tworząc z nich „sztukę". Niewątpliwie była to postać intrygująca i najbardziej ciekawa pod względem charakteru. Nie był osobą wylewną w uczuciach, lecz nie bał się otwartej konfrontacji. Ponadto wiedział w jaki sposób powinien wchodzić w układy, by mieć tą drugą stronę w garści.

Myślę, że najlepszą rzeczą w „Mieście" był niewątpliwie sposób podania fabuły. W tej opowieści nie zostało powiedziane, która strona była tą złą. Wcielając się w Vincenta, Isabellę czy to Kenneta poznajemy trzy różne perspektywy konfliktu z dwóch osobnych światów. W głównej mierze to właśnie od czytelnika zależy, po której stronie stanie oraz jaką postać polubi najbardziej. A wybór nie wydawał się taki prosty. Śledczy SOO działał dla zwykłych cywili, by w jakiś sposób przyczynić się do ograniczenia przestępczości ostrokostnych. Z kolei przywódczyni Rebelii pragnęła, by jej członkowie nie musieli żyć w Podziemiach, a ich każdy dzień nie był próbą przetrwania w konfrontacji z egzekutorami. Gdzieś pomiędzy nimi stawał zabójca, który właściwie działał w obronie swoich własnych interesów. Każda z tych stron była wrogiem w oczach drugich, jednak wszystkim przyświecał jakiś większy cel.

Trzeba pamiętać, że nie jest to pozycja idealna. Odniosłem wrażenie, że nie wszystkie informacje na temat fabuły zostały wytłumaczone w stu procentach klarownie, przez co czytelnik, musiał na niektóre zadane sobie pytania szukać odpowiedzi między wersami. Jestem zwolennikiem powiedzenia czegoś wprost, gdyż sam nie jestem osobą, która potrafi domyślić się o co chodzi. Mam na myśli tu Radę, która wydawała się dosyć ważną organizacją w lekturze, jednak nie zostało postawione jasno, czym w ogóle ona była.

Teraz trochę o czymś niezwiązanego z historią. Język użyty w „Mieście" uważam za jak najbardziej odpowiedni. Nie był to miły ani cukierkowy świat, lecz brutalny i często ociekający krwią. Użyte w nim wulgaryzmy były wręcz wskazane, jednak balans między jakością tekstu oddaniem realiów ulicy został zachowany. Ponadto podczas czytania nie natrafiłem na błędy, które miałyby w jakiś stopniu odebrać chęć dalszego czytania. Ogólnie, strona techniczna jest bardzo dopieszczona.

Przyszła kolej na podsumowanie całości, co najłatwiej zadać pytaniem, czy warto przeczytać „Miasto"? Moim zdaniem warto. Zapytawszy dlaczego, w odpowiedzi przytoczę fabułę. Jest ona ciekawa, a także nieszablonowa, gdyż autorka nie daje wyraźnej odpowiedzi, kto w tej opowieści jest tym dobrym, a kto złym. Obie strony mają podobną ilość zalet oraz wad, jednak to od czytelnika będzie zależało, po której stronie stanie. Pozytywny odbiór potęguje dynamiczność akcji, gdyż to ona powoduje, że człowiek chce przeczytać ten następny rozdział. Osobiście, bardzo spodobała mi się ta pozycja. Nie sądziłem, że wciągnę się aż tak bardzo w świat ludzi oraz ostrokostnych. Każda z przodujących postaci jest wyjątkowa, posiadała swój charakter, i naprawdę ciężko było mi się wypowiedzieć, której stronie faktycznie kibicowałem. Po dłuższym zastanowieniu myślę, że ekranizacja tej pozycji byłaby jak najbardziej wskazana.

Zakurzone RecenzjeDonde viven las historias. Descúbrelo ahora