„Okrakiem na barykadzie" - Jan_van_Dzban | Tookoy

69 3 13
                                    

„Okrakiem na barykadzie" autorstwa @jan_van_dzban — będąca równocześnie fanfikiem jednej z moich ulubionych animacji — to historia poniekąd wyjątkowa w moim recenzenckim żywocie. Zadaniem recenzenta jest ocenienie pracy, czyli de facto pomysłu autora, gorzej gdy mamy do czynienia z fanfiction — wtedy nastaje pewien kłopot, gdyż mamy pomysł, czyli oryginał, ale i inne spojrzenie, będące w tym przypadku recenzowaną przeze mnie pracą. Jestem jeszcze ja, fan z dość ortodoksyjnym spojrzeniem na ten gatunek, choć bardzo go lubię.

Jednak zanim na dobre rozpiszę się o fabule, bohaterach i innych, jak zawsze powiem kilka słów o okładce i opisie. Zaczynając od tej pierwszej, jest to zdjęcie muru, na którym widnieje tytuł, napisany fontem, który przypomina graffiti. Całość prezentuje się bardzo niechlujnie i nieestetycznie. Opis zaś — w przeciwieństwie do oprawy graficznej — zachęca do zajrzenia do środka, jego treść zwiastuje kryminał z moralnymi pytaniami w tle, co według mnie jest najlepszą rzeczą w tym gatunku. Nie sama zbrodnia oraz to, jak do niej doszło, a właśnie etyczne dylematy głównych bohaterów.

„Okrakiem na barykadzie" dzieje po wydarzeniach z filmu, będąc ich kontynuacją, co jest zdecydowanym plusem. Autor nie odcina się od oryginału, a ciągnie dalej rozpoczęte wątki, jak na przykład zwierzęcą odmianę rasizmu, którą poruszała bajka, a nawet ją poszerza o tło relacji między innymi gatunkami. Jednakże nie jest to jedyny „dodatek". I tak naprawdę to z nimi mam największy problem, gdyż w mojej subiektywnej opinii odbiegają one, od już ustalonego kanonu. I tu za przykład może mi posłużyć związek Judy i Nicka bądź atmosfera na komisariacie.

„Zwierzogród", mimo że poruszał bardzo trudne tematy, to twórcom udało się zachować lekkość, tak aby najmłodsi widzowie nie dostali załamania nerwowego po wyjściu z kina. Zakończenie przedstawione w filmie pomimo gorzkiej nuty jest szczęśliwe. W przypadku omawianego opowiadania autor obdarł zwierzęcy świat z tej wesołej otoczki, czyniąc je Gotham City, a nie Zwierzogrodem.

Posterunkowa Hops i tu również jest główną bohaterką. Niewielkich rozmiarów króliczce przyjdzie rozwiązać sprawę napadu na drogi sklep fotograficzny. W tym świecie zbrodnia goni zbrodnię, dlatego to nie jedyna sprawa, w jakich uczestniczką lub świadkiem będzie Judy. Mamy kradzieże i bójki kibiców wrogich klubów oraz narkotyki.

Wątki zgrabnie poprowadzone i dobrze opisane rodziły we mnie pewien dysonans, ponieważ nie byłam w stanie kupić opisanej fabuły, kontrastowała ona z filmem. Gdyby w miejscu Judy znalazłaby się Julia Nowak, to tak naprawdę nie byłoby dużej różnicy, bo autor i tak swoją interpretację mocno uczłowieczył, dodał wiele nawiązań do prawdziwych wydarzeń, sytuacji. A to kolejna rzecz, która według mnie, jest niepotrzebna, bo zamiast zapożyczać od świata ludzi, można stworzyć własne, co zdecydowanie rozbudowałoby Zwierzogród o już ustalone ramy.

I aby nie być gołosłowną, podam przykład, by móc pokazać, o co mi chodzi. W pierwszym rozdziale w ramach opisu napadu z bronią w ręku na borsuka Judy używa sformułowania: „[...] padł bezwładnie, jak Związek Sowiecki odłączony od rurki z petrodolarami". Chociaż sam w sobie jest on całkiem zabawny, to w szerszej perspektywie nie ma sensu. Dlaczego? Ponieważ w filmie, „Zwierzogród", na którego motywach powstał fanfik nie ma żadnej wzmianki o świecie ludzi, a co za tym idzie, spokojnie możemy założyć, że akcja animacji nie dzieje w naszych realiach, a zwierzaki nie mają bladego pojęcia o ZSRR.

Oczywiście mamy do czynienia z fanfiction i autor może przedstawić własną wariację tego świata, aczkolwiek samo sformułowanie w ustach króliczki Judy jawi się groteskowo, odstając znacząco od kanonicznej wersji Hops, która jako pogodna postać raczej nie siliła się na czarną ironię. Nick tak, ale Judy? Szczerze wątpię. Niemniej jednak rozmawiamy o fanowskiej fikcji, a ja mam dość surowe podejście do fanfiction. Bardzo je lubię i sama nawet piszę, a bardziej pisałam — jednak kanon to dla mnie rzecz święta. Można zmienić naprawdę wiele, ale główny trzon, który tworzy bohaterów, historię właśnie tym należy zostawić. W innym przypadku można napisać własną historią bez oparcia o znaną i lubianą franczyzę, a wyjdzie na to samo.

Wspomniana już przeze mnie Judy, była tą postacią, z którą miałam największy problem. To z jej perspektywy poznajemy świat przedstawiony, ponieważ opowiadanie jest napisane w narracji pierwszoosobowej. Przyczyną mojej niechęci zaś jest jej nowa odsłona. Judy z „Okrakiem na barykadzie" to strudzona życiem policjantka, cyniczna i sarkastyczna. W tym wydaniu bliżej jej do postaci Nicka. Teoretycznie to wydarzenia z filmu mogły wpłynąć na jej zmianę charakteru, jednak nie jestem w stanie to uwierzyć. Może dlatego, że ten proces nie został nam przedstawiony. Jednak warto pochwalić nawiązania Judy do rolnictwa, które o wiele bardziej idą w parze z charakterem, który znamy z filmu niż wzmianki o starożytnych bitwach. Inną rzeczą, która bardzo mi się spodobała, to opisanie wyobcowania króliczki w jej środowisku pracy.

Nick to ten bohater, który nie zmienił się o jotę. Wydaje mi się, że stylistyka lisa o wiele bardziej współgra z piórem autora i to jego persona jest idealnym kandydatem do roli narratora. Autor bardzo dobrze przełożył Nicka na papier, dając mu drugie życie, co swoje odbicia ma np. w dialogach, aczkolwiek są one rzeczą dość problematyczną, ponieważ często zlewają się z opisem i wypowiedziami innych bohaterów. Takim wyjątkiem bez wątpienia jest syn ofiary, jednak częściej jest tak, że trudno rozróżnić, kto co mówi gdyby nie nie opis.

Będąc wciąż przy sprawach technicznych, na pochwałę zasługuje styl autora sam w sobie, dynamiczny i płynny z bogatym słownictwem, naszpikowany dużą ilością metafor i porównań, często tych z zacięciem wojennym, chociaż ich przesyt niekiedy był wręcz przytłaczający, sprawiając, że gubiłam się w czytanym tekście. Jednym słowem: co za dużo to niezdrowo. Wspomniane już dialogi posiadają jeszcze inną wadę — są niekiedy chaotyczne, a w połączeniu z opisywaną akcją lub odwrotnie, czyli brakiem jakiejkolwiek stawki naprowadzającej typu: „powiedziała zdenerwowana" tworzą miszmasz, w którym łatwo idzie się pogubić, są nieprzejrzyste. Z ich zapisem również różnie bywa. Raz zapis dialogowy jest poprawny, a innym już nie. Przeważnie objawia się to kropką, tam gdzie nie powinno jej być bądź złym zapisem liter. Jednak ten rodzaj błędu, jak i literówki zdarzały się dość rzadko.

Trudno jednoznacznie stwierdzić dla kogo jest kierowane „Okrakiem na barykadzie": czy dla fanów skandynawskiego kryminału, a może dla fanów animacji. Na pewno nie dla mnie, ponieważ wszystkie moje zarzuty — te subiektywne — opierają się w głównej mierze na rozbieżnej interpretacji mojej i autora. Twórca ma pełne prawo do swojej tak, jak ja. Dlatego gdyby „Okrakiem na barykadzie" byłoby tylko tym bez dopisku „Zwierzogród" moje uczucia byłyby o wiele cieplejsze, bo mimo drobnych mankamentów technicznych, opowiadaniu nie można odmówić pewnego uroku, co prawda pełnego kurzu i brudu, ale jednak uroku.

Zakurzone RecenzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz