„40 cali srebra" - Angulea | AntiSocialCoyote

29 8 0
                                    

Co jeśliby tak umieścić wiedźmiński świat we współczesności? Dodać trochę polskich miast i sprawić, aby twórczość Andrzeja Sapkowskiego, do której miało nawiązywać opowiadanie, stała się czymś zupełnie innym? To właśnie zrobiła Angulea w dwudziestodwurozdziałowym fantasy „40 cali srebra", które mimo faktu, że na początku miało być jedynie fanfiction do historii wcześniej wspomnianego autora, stało się zupełnie oryginalnym utworem pełnym zwrotów akcji, przygód i zabawnych sytuacji.

Opis, który teoretycznie powinien zachęcić czytelnika, nie spełnia swojej roli. Każdy akapit zaczyna się od nazwy „Mafarauci" — choć w ogóle nie wyjaśnia, czym lub kim są. Całość jest strasznie chaotyczna i, według mnie, zamiast cokolwiek wyjaśniać, tylko miesza w głowie. Występuje tam również parę błędów z przecinkami; przykładem jest pierwszy akapit „Mafarauci, nie śnią koszmarów(...)" — prawidłowym zapisem byłoby tu „Mafarauci nie śnią koszmarów".

Pierwsze co widzimy, patrząc na historię to przyjemna dla oka i przejrzysta okładka. Nie wpasowuje się ona jednak w moje gusta. W jej całość składają się dwa obrazki na białym tle, na których znajdują się jakieś postacie, które według mnie są bohaterami opowiadania, napis w ramce, tytuł, nazwa autorki i plama krwi. Mimo że brzmi to trochę chaotycznie, grafika w żadnym wypadku taka nie jest. Jedyne, co bym w niej poprawiła, to właśnie tę plamę, ponieważ przysłania ona napis. Wpasowuje się do treści utworu, choć nie pokazuje klimatu w nim występującego. Można rzec, że cała okładka jest trochę nijaka i nie posiada własnego charakteru, który przyciągałby wzrok potencjalnego czytelnika.

Patricia to kucharka w placówce, w której szkolą się młodzi Mafarauci (Łowcy). Przez tyle lat pracowania w tak nadzwyczajnym miejscu, każdy zaczął marzyć aby również przeżyć coś „magicznego". Nasza główna bohaterka nie jest inna. Kiedy postanawia wyruszyć na wyprawę w poszukiwaniu skarbu, Świętego Graala, potrzebuje tylko jednego — kogoś, kto pomoże jej go znaleźć. A kto nadaje się do tego lepiej niż Łowcy? Fabuła, mimo tego, że jest dość prosta, urzekła mnie. Dlaczego? Dlatego, że ja jak nikt inny kocham przygody i niebezpieczeństwo. A to właśnie znajduje się w „40 calach srebra". Według mnie jednak, życie Mafarautów w tych czasach byłoby raczej niemożliwe. Nie wiem zbytnio dlaczego, mam raczej wrażenie, że pracą łowców zajmowali by się raczej żołnierze specjalnie do tego szkoleni niż pojedynczy ludzie. Poza tym wszystko było dobrze i żadnych innych wielkich niezgodności nie dostrzegłam.

Gdy analizowałam bohaterów tej historii, miałam wiele zabawy. Jednych całkowicie nie rozumiałam, a z innymi wręcz się utożsamiałam. Postacie są zrobione bardzo dobrze. Mają charakter, własne typy wypowiedzi, po których mogę poznać, kto aktualnie mówi, a ich wygląd nie jest wypisany w punktach, lub na kartach postaci, jak to czasami bywa. Szczególnie do gustu przypadła mi główna bohaterka — Patricia Otis i jeden z Mafarautów — Zak. Można powiedzieć, że byli oni bardziej nieszablonowi niż oryginalni. Mam na myśli to, że często nie mogłam rozgryźć tego, co zrobią w następnym akapicie, ani co siedzi w ich głowach. Zak posiada mój ulubiony typ charakteru — lekkoduszny dowcipniś dążący do swoich celów, pomimo wszystkich przeciwności losu. Natomiast Patricia jest przykładem bohatera, który zmienia swoje nudne życie o sto osiemdziesiąt stopni i sprawia, że staje się tak ciekawe i zwariowane, że sami chcielibyśmy taką zmianę przeprowadzić. Choć, tak jak już można wywnioskować, poznałam już takie typy bohaterów w książkach czy filmach, moim zdaniem nie zaważa to w żadnym stopniu na nieschematyczności historii. Były jednak też takie postacie jak Damien, jeden z łowców, który okropnie irytował mnie swoim zachowaniem — co w sumie nie pogorszyło mojej opinii o opowiadaniu, bo — jak wiadomo — każda historia musi mieć kogoś takiego.

Jeśli spojrzeć na to opowiadanie od strony technicznej, mogę powiedzieć, że nie jest bardzo źle, chociaż oczywiście mogłoby być lepiej. W dialogach zamiast pauz lub półpauz są dywizy co wypadałoby zmienić. Czasami zdania są za krótkie, albo wręcz przeciwnie — za długie, co niszczy płynność czytania. Widziałam również, że były też problem z przecinkami czy szykiem zdań. Znalazłam też powtórzenia, a szczególnie słowa „Mafarauci". Z drugiej jednak strony, uwielbiam styl pisania Autorki, ponieważ jest lekki i przyjemny w odbiorze. Nie męczę się, przyswajając kolejne informacje i nowe nazwy, których nie brakuje.

Mimo tego, że początkowo byłam nastawiona dość sceptycznie, ponieważ nie lubię twórczości Sapkowskiego, „40 cali srebra" oceniam całkiem pozytywnie, choć zdecydowanie nie jest to moja ulubiona historia na Wattpadzie. Rozdziały są przyjemne, ale — tak jak wspominałam — było parę błędów, akcja nie pędzi za szybko, a zabawne sytuacje przyprawiają o uśmiech na twarzy. Czyż nie tym powinna się odznaczać dobra historia?

Zakurzone RecenzjeWhere stories live. Discover now