„Parweniuszka na salonach" - szwaczko | marquise_laenya

64 10 10
                                    

Nudna rzeczywistość, wielka szansa od życia, która zmienia wszystko i... pierwsza miłość? To wszystko właśnie spotyka Safranę, bohaterkę opowiadania „Parweniuszka na salonach" autorstwa . Lecz czy wyjdzie jej to na dobre...?

Ale zacznijmy od początku, czyli od mojego pierwszego wrażenia. Gdy zobaczyłam okładkę, zakochałam się! Przedstawia ona blondynkę w historycznym stroju, stojącą na tarasie, na tle pełni księżyca. Grafika jest utrzymana w ciemnych odcieniach, co dodaje jej tajemniczości. Elegancki, biały napis na dole uzupełnia całą kompozycję. Osobiście bardzo przypadła mi do gustu, zachęcając do lektury.

Pierwszy akapit opisu bardzo mi się podoba. Przedstawia zarys fabuły, nie zdradzając niepotrzebnych zwrotów akcji. Potem jednak kolejne psują ten cudowny efekt. Bardzo przeszkadza mi „:)" w tekście, absolutnie nie pasuje do atmosfery historycznego opowiadania. Niżej widnieje cytat „Warta ona pałaca, a pałac jej", bez kropki na końcu, która powinna tam się znajdować, a ponadto z błędem fleksyjnym – mówimy 'pałacu', nie 'pałaca'. Na koniec widnieje zdanie: „Podejmiesz wyzwanie zagłębienia się w tę opowieść?...". To zdanie już w ogóle nie pasuje do reszty i osobiście mnie trochę zniechęca wręcz do lektury, choć teoretycznie powinno być na odwrót. Powiedziałabym po prostu, że jest oklepane, a w dodatku stosowane często przez początkujących pisarzy w celu zgromadzenia czytelników. Jakkolwiek mnie odpycha od zajrzenia do środka historii, być może innych będzie przyciągało – nie mnie to oceniać. Jednak będąc na miejscu autorki, usunęłabym to zdanie.

Ogólnie mówiąc, moje pierwsze wrażenie było raczej pozytywne, co jest zasługą ślicznej okładki. Opis również nie jest zły, ale można by go jeszcze doszlifować.

Safrana nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy pewnego dnia dostaje w prezencie od wpływowego stryja zaproszenie na bal wśród arystokracji. Poznaje tam Wilhelma, młodego hrabiego, z którym zaczyna ją łączyć bliżej nieokreślona relacja. Niestety, uroczystość się kończy, a dziewczyna nie ma złudzeń, że jeszcze kiedykolwiek zawita na podobną czy spotka swojego nowego znajomego.

Gdy jednak w trakcie powrotu do domu odkrywa tajny liścik ukryty dotychczas w jej rękawiczce, zapraszający na spotkanie w pałacu hrabiny Brzegod, zaczyna podejrzewać, że cały bal być może nie był jednorazową sytuacją, pięknym snem, który pamięta się przez całe życie. Zostaje wplątana w życie Wilhelma i jego arystokratycznej rodziny na dobre, gdy ten zaprasza ją do siebie, a przy tym oznajmia matce i siostrze, że zamierza ją wziąć za żonę.

Fabuły na pewno nie można nazwać oryginalną – znam wiele pozycji na samym Wattpadzie, które opierają się na podobnych założeniach – przez co w większości przypadków mogłam przewidzieć, co się stanie. Jednak kilka zwrotów akcji, na przykład mroczny sekret rodzinny Wilhelma dotyczący jego ojca, mnie zaskoczyło. Tak więc wydarzenia określiłabym jako szablonowe, ale z pewnym powiewem świeżości i oryginalności.

Safrana nie jest dla mnie postacią, która wzbudza emocje. Właściwie niewiele wiem o jej charakterze. Jest raczej przyjemna w obyciu, uprzejma i posłuszna, ale brakuje mi jakichś cech, może upodobań, czegoś charakterystycznego w wyglądzie, jakiejś największej fobii, czegokolwiek, co wyróżniłoby ją spośród wielu innych bohaterek.

Inną ważną osobą jest Wilhelm, hrabia, który jest – ponoć – zakochany w Safranie. Tu również nie zostało przedstawione zbyt wiele jego charakteru, przez co czuję absolutny niedosyt. O tyle, jak Safrana miała kilka scen, w których była prezentowana jej osobowość, o tyle w przypadku hrabiego takich scen mi brakowało. Jest poetą, z czego możemy wnioskować, że cechuje go wrażliwość, ale właściwie takowa nigdzie nie została wykazana.

Najbardziej charakterystyczną dla mnie osobą okazała się siostra Wilhelma, Eleonora, sprawująca rolę gospodyni i hrabiny. Jest ona kobietą stanowczą, która uważa, że każdy ma określoną rolę w społeczeństwie i nie można jej zmienić, a awanse społeczne nie mają prawa bytu. Jednak pod tą maską surowej i odpowiedzialnej kobiety kryje się zraniona w młodości i szalenie zakochana dusza, dużo bardziej wrażliwa, niż się pozornie wydaje. Powolne odkrywanie jej tajemnic i skomplikowanego charakteru w trakcie czytania książki było dla mnie bardzo ciekawych przeżyciem.

Jakkolwiek sam pomysł na opowieść nie jest zły, w czytaniu bardzo przeszkadzała mi jedna rzecz – tempo akcji. Mianowicie było ono zdecydowanie za szybkie. Nawet nie wspominam o tym, że Wilhelm chce pojąć za żonę Safranę, którą ledwo poznał. Bardziej chodzi mi o to, że wszystkie wydarzenia są opisane pobieżnie, bez zagłębienia się w nie. Ledwo zaczynałam czuć atmosferę balu, już się on skończył. Brakowało mi kilku słów o tym, jak bardzo podobały się Safranie piękne suknie dam, muzyka i napoje, jak próbowała naśladować w zachowaniu inne kobiety, jak bardzo chciała dołączyć do jakiejś konwersacji. Czegokolwiek, co pomogłoby bardziej wczuć się w klimat tańców, rozmów arystokratów i nienagannego wychowania.

Wrażenie za szybko rozwijającej się akcji potęguje długość – a może powinnam powiedzieć krótkość? – rozdziałów, które czyta się przez około dwie minuty. W dodatku są one podzielone na kilka części, według mnie, niepotrzebnie. Gdyby nie były tak porozdzielone, historię czytałoby się płynniej i łatwiej by było poczuć atmosferę danej sceny. Warto pamiętać, że między częściami na Wattpadzie często są puszczane reklamy, które kompletnie niszczą nastrój i wybijają z rytmu, więc polecałabym unikanie oszczędnych w słowach rozdziałów.

Relacja Safrany i Wilhelma rozwija się za szybko. Ledwo się poznali, a już myślą o zaślubinach? Być może był to zamysł Autorki, aby stworzyć tak absurdalną sytuację, ale nadal nie uważam, żeby było to w jakimkolwiek stopniu normalne czy pożądane. W ten sposób nie czuję się specjalnie przywiązana do bohaterów razem i gdyby na horyzoncie pojawił się konkurent dla Wilhelma, być może kibicowałabym jemu, a nie „ukochanemu Safrany", w drodze do serca dziewczyny.

Oprócz tego dojrzałam w tekście niekiedy błędy. Czasami dywizy zastępowały pauzy w dialogach czy też w narracji, co nie powinno mieć miejsca. Nieraz drażniły mnie liczne powtórzenia w tekście, zwykle spójników, np. „żeby" użyte dwa razy w jednym zdaniu. Kilka razy spotkałam się też z błędami fleksyjnymi (np. „(..) damy jej pościel ze szafy (...)." W podanym przykładzie błędem jest użycie słowa „ze", prawidłowo jest „z szafy". Bardzo zniesmaczył mnie pojawiający się czasami czas teraźniejszy w narracji, którego absolutnie nie powinno tam być, jako że historia jest pisana w czasie przeszłym.

Ale skoro już sobie ponarzekałam, pora przejść do tego, co mi się spodobało podczas lektury. Bardzo poruszyły mnie prześliczne opisy, metafory i porównania. Autorka przepięknie potrafi dobierać słowa tak, że tworzą one coś cudownego, nie da się oderwać od tekstu.

Inną rzeczą godną pochwały są śliczne wiersze pisane przez Wilhelma, które naprawdę ujęły mnie za serce. Doceniam też wysoki poziom poprawności interpunkcyjnej – może nie było idealnie, ale nadal dużo lepiej niż w przypadku niektórych opowiadań, które przyszło mi recenzować.

„Parweniuszka na salonach" to pozycja dla wszystkich miłośników romansów na tle kolorowych sukien, bali i arystokratycznych rodów. Czyta się ją dość przyjemnie i płynnie, choć mnie osobiście niemożebnie przeszkadzały kilkuminutowe rozdziały, których szybki koniec wybijał z rytmu i niszczył bezpowrotnie całą atmosferę. Ogólnie jednak polecam tę historię wszystkim, którzy mają wolne popołudnie, w sam raz na przeczytanie jakiejś relaksującej opowieści. Zaś Autorce życzę powodzenia w pracy nad tekstem i weny do pisania dalszych rozdziałów!

Zakurzone RecenzjeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz