"13 SINS" - you_sonofabitch | Tookoy

52 8 1
                                    

Zanim zacznę swoją recenzję, warto zaznaczyć, że przypadła mi ona w spadku po innym recenzencie. Lektura, choć nie planowana, była miłym doświadczeniem na tle romansów o skomplikowanej i trudnej miłości, gdzie los pcha główną bohaterkę wprost w ramiona tajemniczego casanovy. Właśnie, bohaterkę. ,,13 SINS" autorstwa you_sonofabitch  już na starcie wychodzi naprzeciw przytoczonemu schematowi.

Mówiąc o jakimkolwiek opowiadaniu, nie sposób nie wspomnieć o okładce. Wbrew pozorom, jest to bardzo ważna część każdej historii. To ona nadaje klimatu, przyciąga wzrok potencjalnego czytelnika, a w ostatecznym rozrachunku zachęca bądź odrzuca. Oprawa graficzna w tym przypadku daje nam efekt pomiędzy. Prosta i estetyczna, ale nie przykuwa uwagi.

Z opisem jest podobnie. On również pełni ważną funkcję marketingową każdego opowiadania. Tak jak okładka, nie nastawia pozytywnie ani negatywnie, choć jako osoba, która zjadła zęby na romansach, muszę powiedzieć, że bliżej mi do tej drugiej strony. Przybliżona w nim jest fabuła ,,13 SINS", a sposób jej podania nie różni się za wiele od szeregu innych opisów z tego gatunku. Na pewno zachęci fanów, antyfanów odrzuci.

Na początku swojego wstępu wspomniałam o tym, że autorka wychodzi naprzeciw utartym schematom. Dzieje się tak dlatego, że głównym bohaterem historii jest Chris, korposzczur będący w nieszczęśliwym związku ze swoją narzeczoną Zoey. Los na jego drodze stawia Devę, kobietę, o której tak naprawdę nic nie wiadomo. Jej tajemniczość jest bardzo ważną częścią „13 SINS". To ona w głównej mierze pociągała Chrisa i mnie. Chciałam wiedzieć, kim jest osoba, którą o późnej porze potrącił nasz bohater, a ona, zamiast udać się do najbliższego szpitala, zrobiła z niego partnera w swoich szaleńczych, rozrywkowych eskapadach. Gdy Chris nadal żyje w swojej niewiedzy, to ja już wiem, kim jest, a raczej kim może być Deva. Tę tajemnicę zdradził mi dodatek pt. „Ona".

„On" i „Ona" to swego rodzaju karty postaci będące krótkim opisem bohatera. Nie mam nic przeciwko takim zabiegom. Sama je bardzo lubię, ale za spojlerami już nie przepadam. Aczkolwiek mogę pochwalić „On". Tu autorka nie zdradza ważnych dla fabuły szczegółów, a jedynie zachęca do przeczytania. Te dwa rozdziały, mimo tego małego mankamentu, idealnie oddają klimat historii. Powiedziałabym nawet, że spełniają swoją funkcję o wiele lepiej niż okładka i opisy. To one sprawiły, że moje oczekiwania co do „13 SINS" zdecydowanie urosły.

Obecnie opublikowane jest dziewięć rozdziałów bez dodatków. Są one krótkie, bardzo treściwe. Historia przebiega od punktu A do punktu Z. Nie spotkamy tu wątków pobocznych, a jedynie jeden — główny, którym jest relacja Chrisa i Devy. Reszta jak dla mnie została potraktowana po macoszemu. Wszystko jest czarno białe bez większego kolorytu i odcieni szarości. Idealnym przykładem jest tu nieunikniony rozpad związku Zoey i Chrisa. Każda scena z nimi w roli głównej prowadzi do Devy, choć tak naprawdę prowadzi do niej wszystko. Praca naszego bohatera, a nawet głupi spacer. Muszę przyznać, że trochę mi to przeszkadzało i poniekąd odbierało głębi przedstawionym wydarzeniom.

Obraną przez autorkę formę, czyli tzw. ,,po sznurku", jestem w stanie zaakceptować w one-shotach lub w short-story. Te dwa gatunki już z góry narzucają swoje prawa, ale za to opowiadanie, pełnoprawna historia rządzi się własnymi. Tu można bardziej „poszaleć", powiedzieć coś, co w jednostrzałowcu zawarł w jednym lub dwóch zdaniach. W ,,13 SINS" tego mi zabrakło i odbierało ten pierwiastek, jaki dawały „On" i „Ona". Chętnie poznałabym ten świat szerzej, dowiedziała się o nim więcej niż to, że szef głównego bohatera jest psem na baby. Takie drobne szczególiki budują historię nawet bardziej od głównych wątków. Jednak to dopiero początek, pierwsze rozdziały, więc świat oraz wszystkie jego aspekty mają szansę zabłysnąć.

Bohaterowie to, według mnie, najważniejszy aspekt każdej historii. To dla nich śledzimy ich losy. Kibicujemy im albo nie życzymy zbyt dobrze. Wszystko zależy od tego, jacy oni są.

Przytaczany już parokrotnie Chris to nie tylko główny bohater, ale narrator w „13 SINS". Warto tu nadmienić, że jest to narracja pierwszoosobowa oraz pochwalić autorkę za przedstawienie świata oczami mężczyzny. Co prawda ja nim nie jestem, ale całość prezentowała się bardzo naturalnie, a to zdecydowany plus. Christopher to postać bardzo ludzka, z którą wielu z nas może się sympatyzować. Trochę zgorzkniały, robi w życiu swoje, a jedyne, o czym marzy, to mieć święty spokój. Dobry i miły, a dopiero pojawienie się Devy budzi w nim tę część jego osobowości, o której on sam nie miał pojęcia. Może nie jest to coś nowego, ale w tym wydaniu na pewno jest czymś ciekawym, zwłaszcza przez zamianę ról.

„Gdzie diabeł nie może, tam kobietę pośle". To jedno z wielu polskich przysłów idealnie oddaje postać Devy. Dziewczyna po prostu jest, a jej czar jest tak silny, że działał nie tylko na Chrisa, ale i na mnie. To femme fatale, balansująca na linii pociągającej enigmy i kogoś, kto powinien dostać zakaz zbliżania się oraz bilet w jedną stronę do szpitala psychiatrycznego.

Piątym kołem u wozu w tym związku jest Zoey. Druga kobieca bohaterka, o której praktycznie nic nie wiemy. Jednak jest ona napisana w taki sposób, że nawet nie jesteśmy jej ciekawi. Mamy jej nie lubić i tyle. Perspektywa Christophera poniekąd narzuca taki pogląd, ale sama autorka nie daje jej szansy, przez co Zoey jest papierowa. To figura na planszy autora, co nie do końca przypadło mi do gustu, ponieważ chciałabym poznać jej punkt widzenia. Miała ona potencjał, ale została sprowadzona do rangi tej złej.

Mimo moich mieszanych opinii, „13 SINS" miało coś, co trzymało mnie przy lekturze pomimo ambiwalentnych uczuć, jakie towarzyszyły przy jej czytaniu. Tym czymś był niepodważalnie styl autorki. Lekkie pióro nadało charakteru głównemu bohaterowi, jak i całej historii. Uczyniło ją intrygującą, łagodząc uwagi, jakie miałam na przestrzeni tej recenzji.

To, jak przedstawiamy losy bohaterów, opisujemy zdarzenia, jest niepodważalnie jedną z najważniejszych rzeczy, aby nie powiedzieć, że najważniejszą. Możemy wykreować postacie idealne z wyjątkowym światem, ale jeśli polegniemy w tym aspekcie, jakim jest nasz styl — nic z tego nie będzie.

Czas spędzony przy „13 SINS" na pewno nie był stracony. Pomimo drobnych, ale historia należy do grona tych udanych. Zdecydowanie mogę ją polecić fanom romansów, ale tych nieprzekonanych również zachęcam. Opowiadanie wyróżnia się na tle swojego gatunku i kto wie, może antypaci również znajdą coś dla siebie. 

Zakurzone RecenzjeWhere stories live. Discover now