Rozdział 50

165 23 4
                                    

Rozdział dość krótki, ale jakoś nie pasował mi do następnego, w którym będzie się dość dużo działo.  Do tego chciałam Was poinformować, że zostało już tylko około 5 (plus/minus) rozdziałów do końca. Trzymajcie kciuki, że jakoś uda mi się je napisać, bo zazwyczaj na koniec książki przychodzi brak weny ;D 


   Obudziła się, odczuwając kłujący ból w plecach. Jej kręgosłup był wygięty pod nieodpowiednim kątem. Najwyraźniej, jak spała, przeturlała się na wystający korzeń tuż przy krawędzi drogi. Skrzywiła się i jęknęła, prostując ciało. Kość strzyknęła w jej plecach. Znieruchomiała, tym samym od razu wyłaniając się z resztek snu. Małe istoty, nie większe niż jej przedramię, bawiły się włosami śpiącej Kari, która powinna teraz czujnie siedzieć na warcie.

   Zabiję ją - pomyślała, jednak od razu zmieniła zdanie. Ona już dostała swoją karę. - Tego nie rozczesze nawet za pomocą miotły.

   Istoty, które Mirze przypominały porcelanowe lalki, zrobiły z czupryny dziewczyny prawdziwy kolaż, stosując głównie liście, gałęzie oraz trawę. Jej białe włosy służyły za doskonałe płótno. W niektórych miejscach zafarbowały się od różnokolorowych owoców.

   Pierś Miry zaczęła wibrować od śmiechu. Szybko jednak zaprzestała, gdy istotki zastygły w bezruchu. Wszystkie w tym samym momencie spojrzały na nią. Nigdy wcześniej nie spotkała się z takimi mieszkańcami tego lasu. Ich skóra, włosy oraz postura wyglądały jak lalki. Dodatkowo miały długi, lisi ogon w kolorze bladoróżowym. Okrągłą twarz niemal w całości zajmowała jedna para ogromnych fioletowych oczu. Nie było ust, nosa, brwi. Jedynie oczy. Mimo to nie wyglądały przerażająco. Mira nie czuła od nich zagrożenia. Chociaż na początku przeszył ją strach, jak tylko zobaczyła intruzów. W normalnym przypadku od razu obudziłaby się na obcą obecność. Jednak wpadła w to, od czego sama ostrzegała. Mimo że droga do tej pory była bezpieczna, nie oznaczało, że do końca miała taką pozostać. Nie mogła zapomnieć o stracie czujności.

   Istoty w jednej chwili wpatrywały się bezruchu w Mirę, w drugiej zaczęły uciekać. Były bardzo zwinne i skoczne jak małpy. Dzięki długiemu ogonowi sprawnie wdrapały się na drzewa, szybko znikając między gęstymi gałęziami.

   Zmarszczyła brwi. Nie rozumiała czemu przestraszyły się jej. Dopiero czując na swoich plecach zimny powiew oraz cichy warkot, zdała sobie, że to nie ona je spłoszyła. Wcześniej nie patrzyły na Mirę, tylko na to, co znajdowało się za nią .

   Jej ciało całe zesztywniało. Przez chwilę miała pustkę w głowie. Nie wiedziała, co czyha za nią. Po rozmiarze oddechu, który czuła na całej skórze pleców i rąk, wiedziała, że istota była znacznie większa od niej. A niskie powarkiwanie oznaczało, że nie miało w stosunku do niej dobrych zamiarów.

   Przełknęła ślinę, bardzo powoli kładąc się na plecy. Wiedziała, że jeden zbyt szybki ruch, może wywabić bestie z ukrycia. Jednak nie mogła mierzyć się plecami do niej. Mimo wszystko musiała choć zobaczyć, jakiego rodzaju istota to była, by wiedzieć jaką broń stworzyć. W przeszłości zdarzało się, że ostrza, nawet te zbudowane z jej tatuaży, były zbyt słabe, aby przebić skórę niektórych bestii. Nie raz potrzebowała znacznie większej i masywniejszej broni, do tego z założonymi różnymi zaklęciami.

   Strach owinął się wokół jej szyi, gdy spojrzała w złociste ślepia bestii świecące z mroku pochłaniającego wnętrze lasu. Były w wielkości jej głowy. Jaka musiała być głowa oraz szczęka? Nie mogła złapać oddechu na samą tę myśl... albo nie chciała. Bała się, że choć jeden wdech będzie jak iskra wśród suchego zboża. Krople potu osadziły się na jej bladej skórze.

   Co powinna zrobić?

   Bestia ewidentnie miała przewagę. Mira najprawdopodobniej nie zdążyłaby wstać, gdy istota skoczyłaby na nią, zakleszczając jej głowę w swoich szczękach. Mogłaby ewentualnie spróbować stworzyć zaklęcie ochronę, ale jaką miała szansę, że istota nie była odporna na magię? W Niebieskim Lesie i takie zamieszkiwały. Szukała wsparcia w swoich cieniach. Były zadziwiająco cicho. Jakby i one bały się równie mocno, co ich właścicielka. 

   Bestia ruszyła się, a Mira, kolejny raz tego dnia, zamarła. Zamknęła oczy, choć mogło to nie być najlepszym posunięciem. Jednak w tej chwili tak podpowiadał jej instynkt. Bestia zbliżyła się. Ciepły oddech owinął jej twarz, podobnie jak odrażający odór, przypominający zapachem przynajmniej tygodniowe zwłoki. Wąchał ją. Starała się nie skrzywić, gdy suchy i szorstki nos dotknął jej policzka.

   Usłyszała za sobą szelest. Drgnęła gwałtownie na skutek ostrzegającego warku tuż przed twarzą. Modliła się do wszystkich znanych jej bogów, żeby to nie był Derwan ani Kari. Bała się nawet puścić fale magii, by dowiedzieć się, co wzbudziło uwagę bestii.

   Istota zawyła. Mira miała dziwne uczucie, że znała ten dźwięk. Przypominał wilcze wycie, ale było znacznie głośniejsze i o kilka ton niższe. No tak, słyszała je przed wejściem do lasu. Wtedy odległość nieco zniekształcała ryk. Tym razem rozchodził się wprost przy niej. Przeszywające wycie zatkało jej uszy. Ziemia drżała, a gałęzie wraz z liśćmi spadały od tak potężnego dźwięku. Był to pokaz siły. Ukazanie kogo to był teren.

   Wycie ustało. Bestia podniosła się. Mira nakazała swoim tatuażom skupić się w okolicach dłoni i szyi. Na paluszkach palców czarne cienie już odrywały się od jej skóry, ale jeszcze czekały na ostateczny rozkaz swojej pani.

   Jeszcze nie. Jeszcze nie... - powtarzała w myślach wyczekująco. - Teraz!

   Otworzyła oczy, w tej samej chwili, co bestia wykonała gwałtowny ruch. Ze skupienia cieni w jednej ręce szybko sformowała miecz.

   Istota skoczyła tuż nad nią. Mira widziała jedynie jej tułów, ale mogła stwierdzić, że była co najmniej rozmiarem czterech wyrośniętych ogierów. Miała czarną sierść ze srebrzystymi końcówkami. Jednym skokiem przeleciała przez całą dróżkę, łamiąc gałęzie nad sobą. Konary spadły na ziemię, przykrywając liśćmi całą trójkę towarzyszy. Istota wylądowała po drugiej stronie, swoim cielskiem torując drogę. Zniknęła w czeluściach lasu.

   Mira nie czekała, od razu wstała na równe nogi. Chciała biec i budzić dwójkę towarzyszy, gdy zobaczyła, że oni już patrzyli na nią oczami przepełnionymi strachem. Zdziwiłaby się, jeżeli zastałaby ich śpiących. Ryk zwierzęcia obudziłby umarłego.

   Żadne z nich nie musiało nic mówić, aby wiedzieć, co w tej chwili musieli zrobić - uciekać. Bezsłownie szybko zaczęli pakować rzeczy. Mira na chwilę ustała, widząc jak połamane gałęzie zaczęły odrastać, sklejając dziury, które stworzyła bestia. Nie pozwoliła sobie w tej chwili o tym rozmyślać. Nie chciała tracić czasu. Powróciła do szykowania się w dalszą drogę. Całej trójce w ucieczce towarzyszył ryk bestii. 

Cienie mrokuWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu