Rozdział 12

435 44 27
                                    

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   Istniało kilka dróg, którymi z Królestwa Wiecznej Zimy można było przedostać się do Królestwa Wiosny. Przeprawa statkiem przez Wody Nieba była jedną z opcji, ale w zależności od warunków pogodowych mogła trwać od tygodnia po miesiąc. Innym sposobem była podróż konno lub pieszo przez Królestwo Mgły i Słońca, a następnie - przeprawa przez Morze Dzielące lub ominięcie go.

   Mira wybrała trzecią opcję. Wstała nad ranem jako pierwsza. Chciała przygotować sekwencję znaków, potrzebną do otworzenia portalu. Zajęło jej to trzy razy dłużej niż przypuszczała i dopiero, gdy słońce już zachodziło w Królestwie Wiosny, czwórka towarzyszy postawiła nogę na obcych ziemiach.

   Blondwłosa nagle poczuła, jak kręci jej się w głowie i zanim zdążyła oprzeć się o drzewo, półprzytomna zmierzała na spotkanie z jaskrawo zieloną trawą, porastającą niemal całe ziemie ciepłych królestw. Książę już po przejściu przez portal zauważył, że zaklęcie osłabiło kobietę, dlatego nie spuszczał z niej wzroku nawet na moment. Złapał spadającą Mirę, a ta na jego rękach całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością.

   - Nic jej nie jest? - odezwał się Ari, przestraszony stanem Miry. Blada twarz, na której skraplały się krople potu, przeraziła chłopaka.

   - Musi trochę odpocząć. Rano powiedziała mi, że przeniesie nas w okolice miasta Odłam. Musimy znaleźć tam jakąś gospodę, w której poczekamy, dopóki się nie obudzi.

   Kari prychnęła na słowa księcia.

   - Od kiedy tak zbliżyliście się do siebie? - zapytała drwiąco chłopaka, idącego z kobietą na rękach. Od rana była nie w humorze, ale gdy zobaczyła przy Mirze Derwana, który chciał pomóc przy zaklęciu, zazdrość nią zawładnęła. Czuła się znacznie lepiej, kiedy podróżowała tylko z dwójką przyjaciół. Uważała kobietę za zbędną.

   Książę, ignorując dziewczynę, zatrzymał się na chwilę na granicy Lasu Odłamek, gdy spostrzegł drewniane ogrodzenie otaczające miasto. Poruszył głową tak, że nałożony kaptur peleryny zasłonił jeszcze większą część jego twarzy. Istniała mała szansa, że ktokolwiek mógłby go rozpoznać, ale nie chciał ryzykować.

   Nie zdawał sobie sprawy, że jego brat wiedział o wszystkim i właśnie wydał wyrok na jego życie.

   Nie zdawał sobie sprawy, że jego brat wiedział o wszystkim i właśnie wydał wyrok na jego życie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

   Stolica Królestwa Słońca - Oseanius - była przepiękna za dnia. Jednak jeszcze bardziej niezwykła stawała się w nocy. Było to miasto, które nigdy nie spało. W świetle słońca całe uliczki zapełnione były różnymi stanowiskami, a właściciele sklepów głośno zapraszali do obejrzenia towaru; w nocy to gwiazdy rozświetlały każdy kąt, a rozmowy i muzyka stale przeplatały się z jękami przyjemności, zapewnianymi przez piękne panie. Dopiero o świcie miasto zasypiało, jednak niedługo znów budziło się do życia. Przybysze zazwyczaj uważali to za niesamowite, ale osoby, które wiodły tu codzienne życie, miały dość wiecznego tłoku, hałasu oraz szybkiego tempa życia.

   Do takich osób zaliczał się książę, Rowan Aders. Był bardzo podobny do swojego brata. Mimo że był młodszy o rok, wyglądał na tego starszego. O pół głowy przewyższał brata, a jego ciało było bardziej wyćwiczone i umięśnione. Również posiadał oliwkową cerę, choć trochę ciemniejszą niż Derwan. Czarne włosy nosił krótko ścięte. Jego twarz, mimo że wydawała się starsza niż ta Derwana, i tak sprawiała wrażenie dziecięcej, a efektu dopełniały gładkie rysy. Patrząc na wygląd księcia, można fałszywie wywnioskować, że jest osobą serdeczną i czułą.

   Jego czekoladowe oczy obserwowały mieniące się w oknach przyzamkowych karczem światło, a do uszu dochodził stłumiony dźwięk rozmów. Czuł, jakby przesiadywał w jednej z nich i przysłuchiwał się opowieściom o przygodach tutejszych wojowników. Prawda była taka, że jedynie stał na balkonie gabinetu, który kiedyś należał do poprzedniego króla, a teraz został przygarnięty przez Rowana. Chłopak bawił się palcami, między którymi co chwilę pojawiały się różnego koloru iskry. Odkąd Aras zaczął uczyć go magii, nadużywał jej. W każdej wolnej chwili rzucał zaklęcia. Teraz pomyślał o czterech znakach, a w jego dłoni pojawiły się błękitne płomienie. Był to specjalny ogień, który nie powodował oparzeń ani ran - jedynie niesamowity ból.

   Rowan leniwym wzrokiem zerknął na ludzi, przebywających na oświetlonych uliczkach. Zacisnął dłoń w pięść. Ogień zniknął. Już po chwili do uszu chłopaka dotarł rozpaczliwy krzyk bólu, potem kolejny i następny. W jego czekoladowych tęczówkach odbijały się błękitne płomienie, świecące z uliczek. Ludzie, którzy jeszcze chwilę temu bawili się między karczmami, teraz tańczyli chaotycznie, próbując ugasić ogień pochłaniający ich ciała. Coraz więcej osób się zapalało. Niczym ognisko, pomagali gwiazdom rozjaśnić mrok okupujący stolicę.

   Książę Rowan rozkoszował się krzykami pełnymi bólu do czasu, gdy usłyszał pukanie. Cofnął zaklęcie, a błękitny ogień wrócił do jego ręki, by po chwili całkowicie zniknąć. Za pomocą zaklęcia otworzył drzwi dla przybysza. Głośne kroki rozbrzmiały w całym pomieszczeniu, a brzęk zbroi stawał się coraz głośniejszy.

   - Książę. - Dowódca zamkowej straży uklęknął za plecami chłopaka, spuszczając wzrok na podłogę. - Dostaliśmy wiadomość, że brat waszej wysokości przebywał w Królestwie Wiecznej Zimy.

   Rowan zmrużył oczy i mruknął do siebie coś niewyraźnie.

   - Jeszcze przedwczoraj był w Niebieskim Lesie. Jak dostał się tam tak szybko? - Głos księcia był cichy, wydawał się nienaturalnie pusty. Prawda była taka, że był zaciekawiony, co planował jego brat, a przynajmniej na początku. Po tym, jak chłopak uciekł, Rowan codziennie dostawał o nim informacje: gdzie był, co planował. Na początku bawiła go ta sytuacja, jednak powoli przestawała go interesować. Rowan szybko się zaciekawiał, ale jeszcze szybciej nudził. Tak było też w przypadku losów jego brata. W myślach uznał, że przyszedł odpowiedni moment, aby się go pozbyć.

   - Nie do końca wiemy, ale najprawdopodobniej jakiś mag postanowił mu pomóc.

   - Rozumiem. - Zaczął bawić się palcami, między którymi znów pojawiły się iskry. - Wyślij tam więc Gwiazdy Słońca.

   - Tyle tylko, że go tam już nie ma - powiedział niepewnym głosem dowódca, siląc się na jak największą subtelność. Nie chciał zdenerwować księcia, ale jednocześnie nie mógł go oszukać. Kara byłaby wtedy jeszcze gorsza.

   - Więc wyślij ich tam, gdzie jest i niech przyniosą mi głowę mego brata. I jego miecz.

   - Co z jego towarzyszami?

   - Ich głów nie potrzebuję, więc... niech je spalą lub cokolwiek - mruknął. - Nie obchodzi mnie to.

   - Tak jest, książę. - Skłonił nisko głowę i skierował się w stronę drzwi.

   Rowan znów skupił się na uliczkach miasta. W jego dłoni tym razem pojawił się prawdziwy ogień, którego czerwonożółte płomienie balansowały na długich palcach chłopaka. Znów zacisnął pięść. Uliczki zapłonęły, a ludzie, którzy dopiero doświadczyli błękitnych płomieni, zostali pochłonięci przez ogień. Tym razem nie tylko dźwięk rozpaczy rozprzestrzeniał się po okolicy, ale także smród palonych ciał.

   Książę wpatrywał się beznamiętnie, gdy padła pierwsza osoba, a po niej kolejna i kolejna... On dalej nie czuł nic. 

   Kiedyś spalę to miasto - pomyślał bez jakikolwiek emocji, odwracając się od chaosu, który wywołał. Opuścił pokój, pozostawiając po sobie jedynie prochy i śmierć.  


No i mamy nowego bohatera. Książę Rowan. Jaką macie pierwszą myśl o nim? 




Cienie mrokuWhere stories live. Discover now