Rozdział 4

508 78 8
                                    

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   Derwan, Ari i Kari obserwowali, jak wokół nich wznosi się bariera. W większości była bezbarwna, ale, patrząc pod odpowiednim kątem, można było dostrzec smugi magii mieniące się w świetle słońca. Mira zaopatrzyła barierę w dodatkowe zaklęcie wzmacniające i stanęła tyłem do trójki. Zarzuciła włosy na plecy, lekko zgięła nogi, plecy pochyliła do przodu. Tatuaże na całym ciele zaczęły się poruszać. Pełzły w kierunku obu rąk, a gdy zagęściły się wystarczająco, przeniosły się na palce; w końcu zaczęły opuszczać ciało kobiety. W rękach Miry zaczęła tworzyć się najpierw rękojeść, potem - powoli - głownia. Już po chwili blondwłosa dzierżyła dwa jednoręczne miecze. Wyglądały, jakby uformowano je z czarnych kryształów. Przypominały odmęty dusz nikczemnych ludzi.

   Kobieta cofnęła pozostałe tatuaże. Zastygły na jej ciele, bo w tej chwili nie potrzebowała ich już do tworzenia broni. Między palcami przemieściła miecze tak, że teraz skierowane były do dołu. Miry przygotowanie nie było typowe, jednak w przypadku jej stylu walki - jak najbardziej korzystne.

   Zamknęła oczy, wzięła niespieszny wdech i wsłuchała się w otoczenie. Ludzie Beztwarzy byli tuż za drzewami. Znów czekali na odpowiedni moment do ataku. Kobieta również wyczekiwała. Otworzyła oczy dopiero, gdy pierwsza istota zrobiła krok na polanie. Jej ruchy były szybkie. Rzuciła pierwszym mieczem - przebił miejsce, w którym powinna znajdować się głowa istoty.

   Ludzie Beztwarzy nie mieli ludzkiego ciała. Ich ręce były zakończone ostrymi, niemal niezniszczalnymi pazurami, a długie nogi umożliwiały bardzo szybkie poruszanie się oraz wysokie skoki. Za to skóra była cała zrogowaciała i ciemnoszara. W miejscu twarzy widniała czarna otchłań, która sprawiała wrażenie, jakby pochłaniała wszystko na swojej drodze. Na szczęście był to także ich czuły punkt: aby zabić Człowieka Beztwarzy, należy przeszyć sam środek tej odstraszającej części ich ciała. Jeśli jednak napastnik chybił, broń bezpowrotnie znikała w przestrzeni ich głowy. Stąd trudność: jest tylko jedna szansa, by zabić jedną z tych istot, a to bardzo rzadko się udaje. Istnieje niewiele osób, których celność jest na tak wysokim poziomie, by były w stanie zawsze trafić w odpowiednie miejsce.

   Jedną z tych osób była Mira.

   Miecz, którym rzuciła, przebił idealnie środkowy punkt otchłani jednego z Ludzi Beztwarzy. Ten padł od razu, a jego ciało zajęło się ogniem. Po chwili pozostał już tylko proch, na którym znajdował się czarny oręż Miry. Kobieta machnęła pustą ręką, w której już sekundę później znalazła się utracona broń. Obróciła rękojeść między palcami i znów skierowała ostrze w dół.

   Czekała na kolejny atak.

   Tym razem wybiegło trzech Ludzi Beztwarzy, zaraz po nich kolejna piątka. Kobieta zaczęła biec na spotkanie z nimi. Będąc przed jednym z nich, użyła prostego zaklęcia wysokiego skoku, dzięki czemu znalazła tuż nad gromadą. Wycelowała i rzuciła miecze w stronę dwójki z nich. Tracąc dwa ostrza, szybko zgromadziła tatuaże u nasad dłoni. Między jej palcami znalazły się sztylety, którymi rzuciła, obracając się tuż nad ziemią. Gdy wylądowała, ogień pożerał osiem istot. Przywołała ostrza i wchłonęła je od razu, jedynie miecze zostawiła w dłoni. Przybrała znów pozycję początkową i czekała, aż wybiegnie reszta Ludzi Beztwarzy.

   To był dopiero początek.

   Derwan z zafascynowaniem wpatrywał się w walczącą Mirę

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

   Derwan z zafascynowaniem wpatrywał się w walczącą Mirę. Nigdy nie widział takiego sposobu walki, nawet nie wiedział, że istnieje taki rodzaj magii. Tworzenie z tatuaży broni.

   Niezwykłe - pomyślał, gdy zobaczył wirującą w powietrzu kobietę, rzucającą sztyletami wprost do celu. To wszystko wyglądało jak... - Taniec.

   Tak właśnie uważał. Taniec. To było odpowiednie słowo. Każdy jej ruch był lekki, krok stawiany delikatnie, ale w sposób pewny. Wszystko było przemyślane. Każdy oddech, ruch nadgarstka, nawet mrugnięcie... wszystko było pod jej kontrolą. Ona była królową tego tańca, a wszyscy dookoła - to tylko publiczność. Widział wielu potężnych wojowników, znał wielu ludzi, których nazwiska zapisały się na kartach historii, jednak żadna z tych osób nie dorównywała tej kobiecie. Jej styl walki... był czymś nowym, czymś, czego właśnie szukał.

   Poczuł przyjemne uczucie, budzące się w okolicach jego serca. To była nadzieja. Miał wrażenie, że Bóg Życia, którego w królestwie słońca nazywano Halox, w końcu zaczął go wspierać.

   W jego oczach odbijały się płomienie, trawiące kolejne ciała. Ludzi Beztwarzy wychodziło coraz więcej, ale Mira nie zwalniała tempa. Rzucała ostrzami w kolejne istoty. Trzymała ich na dystans. Derwan domyślał się, że znaczna odległość pozwala kobiecie wygrywać. Bronią Ludzi Beztwarzy były jedynie szpony, za to blondwłosa mogła rzucać wszystkim, co stworzy, bo i tak po chwili wracało to do jej dłoni.

   Miała broń idealną do walki z tymi istotami.

   Ona była bronią idealną.

   - Za tobą! - krzyknął Derwan, gdy nagle za plecami dziewczyny pojawiło się dwóch Ludzi Beztwarzy. Jeden skoczył, drugi z niesamowitą prędkością biegł wprost na kobietę.

   Strach zawładnął ciałem księcia, gdy Mira odskoczyła od biegnącej istoty. Mimo to nie zdążyła umknąć temu nad nią. Wylądował prosto za jej plecami i zanim Mira zdążyła zareagować, ostre szpony przecięły jej plecy. Krzyknęła z bólu, wytwarzając w ręką coś na kształt włóczni. Ostry czubek wbiła wprost w środek otchłani. Człowiek Beztwarzy zaczął się palić, a cienie tatuaży zaczęły pokrywać dłoń kobiety.

   Derwan widział przez rozerwany kaftan ranę na plecach Miry. Cztery głębokie wgłębienia, sięgające niemal kości. Krew strumieniami zaczęła wyciekać z rany. Takie rozcięcie powaliłoby niejednego wojownika, ale kobieta jedynie trochę bardziej się przygarbiła. Czekała na kolejnych Ludzi Beztwarzy. Nie rozumiał, dlaczego wychodzą w mniejszych grupach, a nie wszyscy razem, co było przecież dla walczącej kobiety korzystne. Łatwiej zabić dwudziestkę, nie mierząc się z wszystkimi naraz. Chociaż po ujrzeniu jej umiejętności widział, że w takiej sytuacji też zapewne by sobie poradziła.

   Gdy chłopak przyglądał się walczącej Mirze, która mimo rany dalej z niezwykłą gracją wirowała, rzucając ostrzami, zobaczył ruch na jej plecach. Zajęło mu chwile zrozumienie, co to takiego. Była to część tatuaży, które zaczęły gromadzić się w miejscu rany. Czarne cienie, niczym noc zastępująca dzień, zaczęły pokrywać porcelanową skórę kobiety. Derwan zastygł w bezruchu, gdy tatuaże znów przemieściły się w stronę dłoni, a po ranie na plecach została jedynie zastygnięta krew.




Cienie mrokuWhere stories live. Discover now