Rozdział 43

219 31 13
                                    

   To, co teraz odczuwała, nie mogłaby wyrazić żadnymi słowami. Nie dlatego, że nie istniało żadne odpowiednie, ale musiałby zebrać ich tyle, że do końca życia nie dałaby rady ich wypowiedzieć, tym bardziej biorąc pod uwagę jej tryb życia, w którym śmierć nieraz już pukała do jej drzwi.

   Poczuła szczęście, inne niż dotychczas. Jakby trzymała w ręku najsłodszą brzoskwinię i już czuła, jak jej rozkoszne soki, zlatywały po ściankach gardła. Mimo że jeszcze jej nie spróbowała, pragnęła więcej i więcej. Dała się objąć pochłaniającemu uczuciu. Stała w blasku własnego szczęścia. Jednak w tej doskonałości, dostrzegła małą kropkę czerni.

   - Mira! - Krzyk rozbrzmiał zza jej pleców.

  Spojrzała na księcia. Jego zachrypnięty głos i zaczerwienione poliki potwierdziły ją w przekonaniu, że krzyczał do niej już od dłuższej chwili. Była tak bardzo pochłonięta swoim wyobrażeniem o szczęściu, że zamknęła się w nim całkowicie. Widząc chłopaka, wiedziała już też czym była ta mała niepasująca kropka w jej szczęściu.

   Był nią książę. Musiała poświęcić jego, żeby odzyskać siebie.

   - Mira... - Głos Derwana to były ostatnie słowa, które usłyszała, a jego postura była ostatnią rzeczą, którą widziała.

   Poczuła, jak zostało rzucone na nią zaklęcie. Nie potrafiła rozszyfrować jakie dokładnie, więc nawet nie próbowała jego zniwelować. Pozwoliła dać się jemu pochłonąć. Nie wysiliła się, by nawet zaprotestować, zawalczyć, gdy Kapłan wdarł się do jej głowy. Bo właśnie teraz tu się znajdowali - w jej umyśle. W wyrwie pustki i bezkresu, która z każdym dniem robiła się coraz większa. Było to miejsce, w którym powinny znajdować się jej wspomnienia. Mira miała nieodparte wrażenie, że wyglądało inaczej niż ostatnio, gdy to książę Rowan postanowił tu zawitać. Nie potrafiła ustalić, czy to za sprawą istoty, która razem z nią przybyła, czy może jej ciało instynktownie przygotowywało się na odzyskanie tego, co wiele temu utraciło, będąc pewnym, że wydarzy się to już niedługo.

   - Co tu robimy? - Mimo że zapytała cicho, jej głos z każdymi kolejnym echem pobrzmiewał coraz głośniej, by następnie nienaturalnie zniknąć.

   - To musi być wyłącznie twoja decyzja, moje dziecko.

   Po plecach przeszły ją ciarki, gdy usłyszała ten głos. Swój głos. Tyle że nie wypowiedzianej przez nią. A przynajmniej nie przez teraźniejszą ją.

   Odwróciła głowę, od razu napotykając błękitne tęczówki, niemal identyczne co jej, a jednak takie inne, piękniejsze. Wpatrywała w oczy samej siebie, w swojej młodszej wersji. Były jak krople wody, tyle że zebrane z różnych źródeł. Mimo że z wyglądu jawiły się na ten sam wiek, była widoczna znaczna różnica między nimi - nie tylko przez cienie, która tylko jedna z nich miała wyryte w skórze. Ta, której ciało była wolna od tatuaży, miała piękne złociste włosy, błękitne oczy niczym najczystsza woda wprost ze źródła strumienia, a skóra świeciła pięknem bez skaz.

   Mira wpatrywała w tą jeszcze nieskażoną życiem siebie, przypominając sobie, że niedawno ją widziała we wspomnieniach.

   Poczuła nagłą złość. Nie ważne kim był Kapłan, według niej nie miał prawa używać na niej takich zagrywek.

   - Dlaczego przybrałeś tę postać? - wysyczała, nieudolnie próbując stłumić narastającą w niej złość. Jej ciało się napięło, a twarz stężała w złym grymasie.

   - Chciałem ci pokazać, co możesz zyskać.

   Skóra ścierpła i stwardniała, gdy ponownie usłyszała tę barwę głosu. Jej, ale jakby niecałkowicie. Był delikatny, słodki jak nektar, a jednak pobrzmiewało w nim coś strasznego. Mira nie wątpiła, że był to pogłos kapłana, który jedynie przybrał wygląd młodszej jej.

  - Osiemnaście lat - oznajmił nagle.

   Zmieszała się, choć z niewiadomej przyczyny wiedziała o czym mówił.

   - Tyle lat miałaś, gdy straciłaś wspomnienia. Taka młoda. - Cmoknął ze sztucznym żalem, robiąc krok w stronę Miry. - Powiedz tylko, że tego pragniesz, a odzyskasz to, co dla ciebie najcenniejsze.

   - Co dla mnie najcenniejsze... - mruknęła, zastanawiając się nad tymi słowami.

   - Tylko tego pragnęłaś. Dlaczego się zastanawiasz?

   Mira miała wrażenie, że czytał w jej myślach, bo właśnie nad tym się rozmyślała. Karciła samą siebie, za takie zachowanie.

   Zawsze tego chciałaś, głupia. Powiedz to na głos. Powiedz, że się zgadzasz! - krzyczała na samą siebie w myślach. - Wystarczy tylko powiedzieć...

   - Nie chcesz dowiedzieć się, jak je zyskałaś?

   Spojrzała nagle na błękitne tęczówki, od których teraz dzieliły ją milimetry. Nie miała pojęcia, jak było możliwe, że tak szybko się znalazł przed nią, a ona nawet tego nie zauważyła. Była w swojej głowie, czy więc nie powinna mieć tu całkowitej kontroli?

   Zadrżała, gdy lodowate palce dotknęły jej skóry szyi. Mimo że przybrał jej postać, pozostał chłód bijący od jego ciała. Ręka kapłana sunęła po jej cieniach. Uśmiechnął się jak dziecko, jednak w tym kryło się coś więcej niż bezbronność, coś złowieszczego.

   - Nie chcesz dowiedzieć się, w kim jako pierwszym ulokowałaś swoją miłość?

   Jej serce zabiło mocniej, a ciepło rozeszło się po całym ciele, jakby właśnie weszła wprost w płomienie ognia. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale objęło ją pewne przyjemne uczucie. Nawet mrok wokół niej nie mógł sprawić, że straciło one na sile.

   - Chcę - zdołała jedynie odpowiedzieć, bojąc się, że jak powie więcej, te uczucie ją opuści, pozostawiając w niej wyrwę tak wielką jak ta, w której właśnie stała.

   - Więc powiedz to, powiedz, co wybierasz, moje dziecko. - Owinął swoje palce wokół jej i delikatnie ścisnął. - Pozwól mi pomóc ci odzyskać siebie.

   Mira nie zaprotestowała, gdy istota odwróciła ją. Od razu zamarła, widząc przed sobą mur wykuty z tych samych cieni, które miała wyryte w skórze. Była pewna, że wcześniej go tu nie było, bo nie wierzyła, że nawet ta sytuacja mogła aż tak zasłonić jej oczy.

   Jej ręka wraz z dłonią kapłana podążyła w stronę mury. Przeszło ją dziwne uczucie, gdy jej skóra zatopiła się w mroku zapory. Różne dźwięki dochodziły do niej z drugie strony, jednak były tak stłumione, że nie potrafiła je rozpoznać. Miała wrażenie, że w jednej chwili rozbrzmiał śmiech - jej śmiech - w drugiej krzyk, płacz, ale i wielorakie głosy ociekające rozmaitymi uczuciami. Gdy jej ręka coraz bardziej zatapia się w murze, gdy przekraczała coraz bardziej granicę, coraz więcej dochodziło do jej uszu.

   - Powiedz to, moje dziecko.

   Spojrzała na błękitne tęczówki. Przyznała w myślach, że kiedyś miała naprawdę piękny kolor oczu. Niebo - z tym jej się kojarzył. Z pięknym, bezchmurnym niebem, spokojnym i relaksującym. Takie, na które przez wiele godzin leży się i po prostu patrzy, tonąc w jego pięknie. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ściemniały, przybrały szafirowego koloru. Uważała, że aktualna ich barwa również była piękna... jednak chowała się w cieniu w porównaniu z czystym błękitem. Choć może to nie o kolor chodziło, a o to co kryły. Niewinność, czystość - to widziała w oczach, w które teraz się przypatrywała. Może ich ciemniejsza barwa była ceną za to, co zrobiła, czego się dopuściła przez tyle lat. Wpatrywała się w oczy dziewczynki, w czasie gdy była kobietą. Wpatrywała się w dobro, podczas gdy była złem.

   - Wybieram... - zamilkła nagle, wyłapując jeden głos uchodzący zza muru. Był cichy i przyćmiony, a jednak skupiła się jedynie na nim, jakby był receptą na wszystko.

   Szczęście jednego, za nieszczęście drugiego. Ktoś musi stracić, by mógł zyskać drugi. - Wyłapała te zdanie, mając przez chwilę doznanie, że ktoś wyszeptał je prosto do jej ucha.

   Uśmiechnęła się słabo, a w jej oczach pojawiły się łzy. W tej chwili przypomniała sobie, po co to robiła. Po co przez tyle lat próbowała odzyskać wspomnienia. To ją skłoniło do wypowiedzenia następnych słów:

   - Wybieram kryształy. Wskaż mi drogę i datę.

Cienie mrokuNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ