Rozdział 5

493 64 23
                                    

Błędy poprawiła @starliteyesx

(Za co dziękuję i oczywiście zapraszam do niej)


   Chciała już skończyć. Walka z Ludźmi Beztwarzy była męcząca i wymagała ciągłego skupienia na tym samym. Rzucanie ostrzami, przywołanie ich i znowu rzut. I tak w kółko. Tylko raz udało im się ją zaskoczyć, zachodząc ją od tyłu. Teraz już była uważniejsza i nieważne, z której strony biegł przeciwnik, ona widziała wszystko. Zabiła ich około czterdziestki, została jakaś trzynastka.

   Jednym ruchem mogła zakończyć walkę.

   Mira zaczęła obracać się wokół własnej osi. Jej wypłowiałe włosy do pasa wirowały razem z nią. Książę co do jednego miał rację. Wyglądała jak tancerka, a to, co teraz chciała zrobić, miało być finałem.

   W rękach zaczęła tworzyć sztylety wielkości dłoni. Gdy nabrały odpowiedniego kształtu i wielkości, rzucała je w kierunku czyhających wokół polany Ludzi Beztwarzy. Nie przywoływała tych, które rzuciła, ale cały czas tworzyła nowe, ciskając je w kierunku istot, pozostając w ciągłym ruchu dookoła własnej osi. Trafiała za każdym razem, choć nie miała nawet sekundy, aby wycelować. Wszystko robiła machinalnie, instynktownie.

   Nawet gdy ostatni Człowiek Beztwarzy zajął się ogniem, Mira nie zastygła w bezruchu. Nadal obracała się, teraz jednak przywołując wszystkie ostrza. Po kolei leciały w jej stronę, a ona sprawnie łapała je między palcami, od razu pochłaniając. Zatrzymała się dopiero, gdy ostatni sztylet zamienił się w jeden z tatuaży. Jej ciało znów całe było pokryte znakami, jedynie jej twarz, dłonie i stopy nie miały na sobie czarnego malunku.

   Zarzuciła włosy na plecy, by zakryć dziury w tunice i odwróciła się w stronę trójki osób, zdejmując barierę.

  Ledwo dostrzegalnie się uśmiechnęła, widząc wyrazy malujące się na młodych twarzach. Szok i podziw były widoczne nie tyle w ich mimice, co w oczach. Kobieta wiedziała, że jej sposób walki jest niezwykły, nie raz też to słyszała i widziała uznanie dla swoich zdolności. Jednak mało osób wiedziało, ile musiała za nie zapłacić. Cenę, na którą składało się wiele rzeczy, do dzisiaj opłakiwała, mimo upływu lat.

   - Kim ty jesteś? - Pierwsza odważyła odezwać się Kari. W jej słowach tkwiło wiele emocji. Zafascynowanie, strach, ale także zazdrość. Choć pewnie nigdy tego nie przyzna, chciałaby mieć takie umiejętności, jak blondwłosa. Potrafić wytwarzać miecze, a następnie bez wysiłku się nimi posługiwać. Nie ma co się oszukiwać, chciałaby umieć machać choćby sztyletem bez kaleczenia samej siebie.

   - Nazywam się Mira - odpowiedziała jedynie, biorąc głębokie wdechy i powolnym krokiem podchodząc do trójki osób. Wytworzenie nawet najmniejszego ostrza wymagało dużych pokładów energii, a jeśli dodać do tego nieprzespaną noc - jedyne, co kobieta chciała teraz zrobić, to położyć się i zasnąć. Wiedziała jednak, że czeka ją jeszcze jedno zadanie. Bezpieczne opuszczenie Niebieskiego Lasu wraz z pozostałymi.

   - Jaka Mira? - dopytała białowłosa, bo odpowiedź kobiety nie była dla niej wystarczająca. Chciała wiedzieć o niej wszystko, bo przeczuwała, że to jej przyszła rywalka.

   - Po prostu Mira. - Swobodnie wzruszyła ramionami, przystając przed trójką.

   - To moja przyszła żona - wyszeptał Ari w oszołomieniu. Jeżeli kobieta idealna istniała, to właśnie stała przed nim.

   Kari przewróciła oczami zażenowana słowami brata, za to Derwan się uśmiechnął.

   W chwili, gdy białowłosa chciała dociąć bratu, głośny ryk dotarł do uszu całej czwórki. Mieli wrażenie, że sama ziemia zadrżała, a drzewa dookoła nich poruszyły się. Słońce, które niedawno zaświeciło, znów się schowało w obawie przed tym, co kryło się w lesie. I właśnie zmierzało w ich kierunku.

   - Myślałem, że zabiłaś wszystkich Ludzi Beztwarzy - zauważył lekko drżącym głosem Derwan. Nie mógł zapanować nad trzęsącym się ciałem oraz przerażeniem, ściskającym jego gardło.

   - To coś innego. Coś o wiele gorszego - stwierdziła cicho Mira, kierując słowa głównie do siebie. Jej oczy stały się przez chwilę puste, a usta zamarły w bezruchu. Głośny stukot potężnych kroków rozchodził się wokół. Nie była w stanie stwierdzić, skąd dokładnie nadchodził przeciwnik, kim był oraz w jakiej liczbie, ale wiedziała jedno. - Musimy stąd znikać.

   - Nie zdążymy - wyszeptał Derwan, gdy jedna z ogromnych gałęzi ułamała się i upadła nieopodal ich.

   Mira skrzywiła się niewesoło. Szybko stworzyła barierę dokoła polany, a w myślach przypominała sobie odpowiednią sekwencję znaków.

   - Stworzę portal, który zabierze nas stąd. Wymaga tyle energii, że kiedy już przejdziemy przez niego, zasnę na parę godzin - mówiła szybko. Bariera wokół nich zatrzęsła się. Głośny huk kroków i łamanych drzew był coraz głośniejszy.

   Z dłoni Miry wystrzeliła czerwona kula, mniejsza niż ostatnio, ale wystarczająca, aby przecisnął się przez nią człowiek. Derwan oraz dwójka białowłosych tym razem nie czekała na rozkaz kobiety, ale od razu przeszła przez portal. Bariera zadrżała. Mira czuła, jak ogromne stado z niewyobrażalną siłą waliło w tarczę, którą stworzyła. Nie odwracając się za siebie, wbiegła prosto w portal. W tym samym momencie bariera została zniszczona, a masywne pnie drzew spadły w miejsce, które właśnie opuścili.

 W tym samym momencie bariera została zniszczona, a masywne pnie drzew spadły w miejsce, które właśnie opuścili

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

   Lodowaty wiatr przeszył cienkie ubrania całej czwórki. Żadne z nich nie było przygotowane na miejsce, w którym się znaleźli: był to pokryty niemal do kolan śniegiem szczyt najniższej spośród swoich braci i sióstr olbrzymów, stromej góry. Promienie słońca nie dawały żadnego ciepła, jedynie połyskiwały w zbitych płatkach śniegu.

   - Gdzie ona nas przeniosła? - zapytała drżącym głosem Kari. Nie mogła powstrzymać dygotania nóg. - Ej, ty. - Podeszła do leżącej, nieprzytomnej w śniegu Miry. - Obudź się. - Kopnęła śnieg, który padł na twarz blondwłosej.

   - Jesteś normalna?! Przestań! - zrugał ją brat, który nie trząsł się tak, jak pozostała dwójka, choć jemu też było zimno. Jego ciało wydawało się bardziej odporne na niską temperaturę. - Ona uratowała nam życie, a ty tak się odwdzięczasz?!

   Kari prychnęła nieprzyjemnie.

  - Niepotrzebnie, poradzilibyśmy sobie bez niej - stwierdziła wyniośle, nie dając po sobie poznać, że nie była pewna swoich słów. - Wysłała nas tu na pewną śmierć. Nie mamy ciepłych ubrań, a ogniska w tym miejscu nie rozpalimy. Umrzemy, a ona dokładnie o tym wiedziała! - krzyczała, a echo drżącego głosu rozniosło się po okolicy, niemal wywołując lawinę.

   - Myślę, że nie bez powodu nas tutaj sprowadziła - odezwał się w końcu Derwan, zauważając nieopodal drewniany domek. 


Cienie mrokuWhere stories live. Discover now