ROZDZIAŁ XV.1

1.4K 72 219
                                    

kiedy wraca się do spustoszonego przez Śmierć Londynu


Jeśli było coś, na czym Hermiona Granger mogła zawsze polegać, był to niewątpliwie jej analityczny umysł. Gdy opadły już pierwsze emocje po historii opowiedzianej jej przez Draco, jakimś cudem udało jej się popatrzeć na nią zupełnie racjonalnie i przywołać z pamięci najdrobniejsze, potencjalnie istotne szczegóły, tak jakby jej mózg automatycznie już segregował informacje i wkładał je do odpowiednich szufladek. Kiedy Hermiona następnym razem otworzyła szufladkę pod tytułem "Ważne informacje do przeanalizowania", znalazła w niej całą stertę najróżniejszych faktów z opowieści, którą usłyszała przy ognisku, mimo że tamtego dnia w ogóle nie skupiała się na szukaniu w niej sensacji. A jednak — chyba nie mogła wyłączyć swojego umysłu na dobre, bo już parę dni później analizowała całą historię na nowo i wypisywała wnioski na jednym z wielu niekończących się kawałków pergaminu.

Na przykład potwierdziło się, że Voldemort miał ogromne problemy ze swoją różdżką — a jak się potem zresztą okazało, nie tylko ze swoją, ponieważ różdżka Lucjusza Malfoya również nie zdołała pokonać różdżki Harry'ego. Harry był przekonany, że tamtego dnia jego różdżka zadziałała bez jego ingerencji i o ile nigdy wcześniej nie brała tych słów na poważnie, zakładając, że Harry w ferworze walki mógł nie zdawać sobie sprawy lub zapomnieć, że rzucał zaklęcie, tak teraz uznała, że ta historia wcale nie musiała być jedynie jego przywidzeniem. To jednak otwierało kolejną listę nowych pytań i Hermiona wcale nie była z tego powodu zadowolona.

I wciąż miała wrażenie, że jeśli chodziło o różdżkę, cały czas umykało jej coś bardzo istotnego — coś rewolucyjnego, coś, co mogło wywrócić ich działania do góry nogami. To coś jednak uparcie uciekało od niej za każdym razem, kiedy próbowała skupić myśli wokół owego tematu.

Nie tylko różdżką jednak zaprzątała sobie głowę. Wśród zagadnień, nad którymi postanowiła się pochylić po opowieści Draco, znalazło się też jedno, które wyjątkowo przykuło jej uwagę. I choć w żaden sposób nie dotyczyło walki z Voldemortem, nadała temu problemowi najwyższy priorytet.

Bo Hermiona nie potrafiła opanować wzruszenia za każdym razem, gdy przypominała sobie jego "przepraszam" i jego deklarację o ostatecznym odwróceniu się od śmierciożerców. Za każdym razem, kiedy to wspomnienie wypływało na powierzchnię spośród tych wszystkich myśli, którymi przepełniony był jej umysł, mimowolnie się do niego uśmiechała, a że przypominała sobie dość często, mogła sobie tylko wyobrażać, za jaką wariatkę mógł uważać ją raczej ponury Draco. Nie potrafiła jednak tak po prostu się nie uśmiechać, szczególnie, że tak bardzo potrzebowała odnajdować nawet najmniejsze pozytywy w swoim położeniu, jeśli nie chciała zwariować. Lubiła, gdy czasami był w dobrym humorze i ten uśmiech odwzajemniał. I w końcu — chciała zrobić dla niego coś dobrego. Dlatego też pewnego ranka, kilka dni po ich pojednaniu, od samego ranka ślęczała nad Urokami i przeciwurokami, kartkując książkę, spisując coś na pergaminie i co jakiś czas drapiąc się piórem po brodzie.

— Niesamowite — westchnęła w końcu i wyprostowała się na krześle.

Draco, który leżał w łóżku i tego dnia absolutnie nie był w dobrym humorze, chwycił wyczarowaną przez siebie piłeczkę ping-pongową, którą odbijał bez namysłu o usztywnioną magicznie ścianę namiotu — mógł już nigdy w życiu nie usiąść na miotle, ale nie zamierzałzrezygnować ze zręcznościowych ćwiczeń szukającego — po czym uniósł się do pozycji siedzącej i odwrócił głowę w jej stronę.

— Co jest takiego niesamowitego? — zapytał z przekąsem.

— Myślę, że wiem, skąd pochodzi twoja rana na ręce — uśmiechnęła się triumfalnie.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now