ROZDZIAŁ XXI

1K 69 283
                                    

kiedy w akompaniamencie teleportacyjnych trzasków powracamy do miejsca, do którego nikt nie chce wracać


Przez długie, puste korytarze Dworu Malfoya rozniósł się głuchy trzask.

— Osobiście uważam, że Malfoy nie powinien być tam wysłany sam — uparcie twierdził Weasley, gdy dzień wcześniej siedzieli w czwórkę w sypialni Gryfonów i opracowywali plan odbicia Luny i pana Ollivandera.

— Osobiście uważam, że wysyłanie tam więcej niż jednej osoby to czysta głupota — odcięła się Hermiona błyskawicznie. — Szczególnie, jeśli w grę wchodzi użycie peleryny niewidki...

— Chyba nie chcesz powiedzieć, że on wie o pelerynie niewidce. — Potter spojrzał na Granger z niedowierzaniem.

— Oczywiście, że wiem o pelerynie niewidce.

— Oczywiście, że Draco wie o pelerynie niewidce — powtórzyła, rzucając Harry'emu karcące spojrzenie.

— Ekspres do Hogwartu naszóstym roku. Jak tam twój nos, Potter?

Nie był to łatwy czas dla żadnej ze stron — ani dla Pottera i Weasleya, ani dla Draco, ani dla próbującej pogodzić zwaśnione obozy Hermiony. Jeśli jednak chcieli działać, musieli działać razem — jakkolwiek źle by to nie wychodziło.

— Dobra — odezwał się stanowczo Weasley, wstając z podłogi i podchodząc do zajmowanego przez Draco łóżka. — A jaką mamy gwarancję, że, na przykład, nie obezwładnisz Zgredka i nie pójdziesz sobie prosto do Sam-Wiesz-Kogo, żeby wydać miejsce naszego pobytu?

— Czy ty naprawdę jesteś taki tępy jak but trolla, czy jedynie udajesz? Nie rozumiesz, że od niego odszedłem i jestem u niego skreślony?

— Taką mamy gwarancję, jak tego, że zaraz stąd wyjdziesz, jeśli nie pohamujesz swojego temperamentu, Ronald.

Draco otaksował Granger wzrokiem pełnym szacunku, a Weasley tymczasem odrobinę skurczył się w sobie i zwrócił się potulnie do dziewczyny:

— Hermiono, nie możesz mieć nam za złe, że nie potrafimy w stu procentach zaufać komuś, kto...

— Tak, mam wam to za złe! — przerwała natychmiast, śladem Weasleya wstając z podłogi. Podeszła do niego i oskarżycielsko uderzyła go w tors czubkiem palca. — Podobno się pogodziliście i wszystko sobie wyjaśniliście. Jeśli mnie wtedy okłamaliście, to nie mamy o czym gadać. I możecie być pewni, że będę w tym niegadaniu bardzo konsekwentna. Nie patrz tak na mnie, Draco, to dotyczy również ciebie.

— Okej, zrozumieliśmy — odezwał się Potter. — Ale może lepiej by było, żeby to był ktoś inny. Może ja bym mógł...

— Świetny pomysł, Potter, po co czekać, aż Czarny Pan sam cię znajdzie, skoro możesz wepchać mu się prosto do łóżka — mruknął z przekąsem Draco.

— Nie, naprawdę, jeśli sobie nie ufamy, to możemy w ogóle przestać cokolwiek planować — stwierdziła Hermiona. — Bez Draco sobie nie poradzimy, bo tylko on zna Dwór na tyle dobrze, by się po nim swobodnie poruszać, ale skoro wy wolicie nadal być uprzedzeni, to proszę bardzo, nie mam pytań. Szkoda tylko Luny i pana Ollivandera, pewnie zechcieliby po całym roku odetchnąć świeżym powietrzem, ale co ja tam wiem, przecież ja wcale nie byłam w ich sytuacji i Draco wcale mnie z niej nie wyciągnął.

Granger odwróciła się plecami do wszystkich zgromadzonych, na co Bliznowaty i Wieprzlej z niezadowoleniem wymienili spojrzenia wyrażające pełnię rezygnacji.

I w taki właśnie sposób Draco ponownie pojawił się w budynku, którego nie mógł nazywać już domem.

Teleportujący się w gospodzie co rusz Zgredek za każdym razem przywoływał przed jego oczy pewien pamiętany z Dworu obraz — obraz Stworka nieodstępującego ciotki Bellatriks, pojawiającego się na korytarzach czy to na jej zawołanie, czy też w innym, najmniej spodziewanym momencie, za każdym razem bez żadnych przeszkód, z zupełną swobodą. To szybko doprowadziło go do oczywistego wniosku — nie tylko ochrona Hogsmeade posiadała pewien defekt.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now