ROZDZIAŁ XVI

1.6K 72 350
                                    

kiedy niebo jest pełne bogów, a powietrze pełne Ciszy


— Co to miało być?!

— Niby co?

— Widziałam to! Wziąłeś pięć setek zamiast cztery, bezczelny oszuście!

— Nieprawda!

Od kiedy Draco wyszedł z londyńskiego sklepiku z dwiema taliami kart, kośćmi do gry, szachownicą i kilkoma planszówkami, zdążył nauczyć się już chyba wszystkich gier mugolskich, które znała Hermiona. Nie mówiąc już o opanowaniu tej subtelnej sztuki małego oszustewka, które mogło być kluczowe w najważniejszych partiach. Dość, że Draco dał początek wzbogacania jej o elementy magiczne, tak, że przekręty były teraz o wiele trudniejsze do wychwycenia — czasem jednak zdarzało mu się uciekać do klasycznych, wypróbowanych machlojek.

— Prawda! — wyrzuciła z siebie Hermiona w uniesieniu. — No, proszę, przelicz, zaraz zobaczymy! — Wskazała na plik zabawkowych pieniędzy leżący przed chłopakiem.

— Skąd możesz wiedzieć, ile miałem pieniędzy przed pobraniem premii? — zaperzył się Draco.

— Dobrze to widziałam, po zapłaceniu kary miałeś trzy setki, a potem zapłaciłam ci za pobyt w domku dwieście dwadzieścia, więc powinieneś mieć teraz... dziewięć! — wykrzyknęła. — No, a ty masz ile? Dziesięć, oczywiście!

— Miałem czterysta po zapłaceniu kary, ślepa wrono — stwierdził chłodno.

— Nieprawda! Daj mi to, ja będę bankierem. — Wyciągnęła rękę po pudełko z pliczkami wolnych pieniędzy i plastikowymi, mikroskopijnymi domkami.

— Przestań! Zachowujesz się, jakby od tej gry zależało twoje życie.

— To ty się tak zachowujesz, to ty dopuszczasz się takich... takich niecnych przekrętów! — zachmurzyła się Hermiona, krzyżując ramiona na piersi.

— Graj dalej i nie przeżywaj — skwitował tylko Draco, udając wyjątkowo zniesmaczonego faktem, że ktoś mógł robić dramat o jedną stówkę w tę czy w tamtą.

Hermiona przez dłuższą chwilę siedziała w bezruchu, z głową ostentacyjnie odwróconą w przeciwną stronę, ale jako że wygrywała, ciężko było jej odpuścić tak dobrą partię. W końcu rzuciła Draconowi ostatnie nienawistne spojrzenie, a potem równie nienawistnie rzuciła kostkami. Draco, który z zadowoleniem zajął się wyrównywaniem swoich stosików z pieniędzmi — wszystkie musiały być idealnie proste — chwilę potem kątem oka uchwycił, że Granger chowa różdżkę do rękawa.

— Hej! — Wyciągnął oskarżycielsko palec w stronę dziewczyny.

— Co? — odezwała się niewinnie.

— Wyrzuciłaś siedem, a nie osiem! Widziałem to! Powinnaś stanąć na Mayfair. I zapłacić mi za dwa domki! — Dramatycznie uderzył czubkiem palca w granatowe pole z napisem Mayfair, aż oba rzeczone budyneczki podskoczyły z przestrachem.

— Graj dalej i nie przeżywaj — uśmiechnęła się łobuzersko Hermiona.

Wykłócanie się o kolejne rozgrywki stało się czymś w rodzaju ich nowej codzienności, szczególnie, odkąd Draco zauważył, że Granger z mniejszym zaangażowaniem już wertowała książki i analizowała po raz kolejny zapisane pergaminy; był nawet skłonny powiedzieć, że z coraz większą celowością szukała jego towarzystwa, a on sam coraz bardziej świadomie przyjmował jej towarzystwo z otwartymi ramionami. Kiedy akurat nie oskarżali się wzajemnie o nowe, coraz zmyślniejsze oszustwa, dużo rozmawiali — to znaczy, głównie mówiła Granger. Opowiadała mu jakieś niezobowiązujące anegdotki z życia, zabawne perypetie i wszystkie te rzeczy, którymi człowiek dzieli się z przyjacielem spotykanym po długim okresie rozłąki. Dużo mówiła przy tym o Potterze, ale jeszcze więcej o Weasleyu, a wtedy Draconowi przyszło do głowy, że to, czego przypadkowo dowiedział się wieki temu podczas jego przyjacielskiej wizyty w szałasie Czołowego Zygzaka o sympatii Wieprzleja, z wielkim prawdopodobieństwem było odwzajemnione.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now