ROZDZIAŁ XXII

1.2K 70 296
                                    

kiedy żegnamy wielkiego Mistrza oraz za pomocą dedukcji i paru wizji dochodzimy do meritum


Chłopcy pytali, ale żadne z nich nie było skore do odpowiedzi.

Nie myśleli nawet nad jakąś solidną wymówką — uznali, że zwykłe "to nasz sekret" powinno im w zupełności wystarczyć, a jeśli nie starczało... Cóż, ich problem.

Draco nie zasnąłby już tamtej nocy. Wiedziała, bo nie chciała zostawiać go na pastwę samotności i do rana siedziała na jego łóżku, pozwalając mu, by raz jeszcze potraktował ją jako swoje oparcie. Wyprawa do Dworu Malfoya po raz kolejny otworzyła rany, ale Hermiona nabrała już doświadczenia i wiedziała, jakie słowa zabliźniały je w najlepszy sposób; kiedy więc od czasu do czasu rzucał cichym słowem skargi lub wyrazem poczucia winy, kontrowała je, próbując wytłumaczyć mu to, co tłumaczyła już tyle razy na skraju polany — że śmierć matki w żadnym stopniu nie była jego winą, że Narcyza na pewno nie pamiętała tych wszystkich złych chwil, które były ich udziałem i że przecież zdążył znaleźć z nią wspólny język i to było najważniejsze, to wynagradzało jej wszystkie wcześniejsze niesnaski. Na jedno pytanie nie umiała jednak znaleźć odpowiedzi, bo kiedy Draco zapytał powoli:

— Co, jeśli to także nasze ostatnie dobre dni?

Hermiona zadrżała tylko, zastanawiając się, na ile był to po prostu jego lęk przed śmiercią, a na ile ponure proroctwo. Sama miała nieodparte przeczucie, że tak jak podczas tamtego pamiętnego wesela, coś wisiało w powietrzu.

Do tej pory wolała nie myśleć o tym, jak małe było prawdopodobieństwo, że wszyscy jej znajomi i przyjaciele wyjdą cało z tej wojny — wiedziała, że jeśli zaczęłaby się nad tym zastanawiać, utraciłaby wszelką wolę walki. Poświęciła już naprawdę wiele. Nie chciała przechodzić tego po raz kolejny.

Jego oczy błyszczały na niebiesko w świetle schwytanego w słoiczek płomyka. Pomyślała o tym, jak wyglądało odbijające się w oczach zielone światło. A potem szybko wygoniła myśl z głowy.

Jeśli zaś mowa o fakcie, że Hermiona na całą noc zatrzymała się w nie swoim pokoju — cóż, na Ronie i Harrym nie zrobiło to należytego wrażenia, bo zbyt byli zajęci zastanawianiem się, co za sekret skrywał Draco Malfoy, a ich automatyczna względem niego podejrzliwość sprawiła, że nie przyszło im nawet do głowy, by rozważać mniej konspiracyjne opcje. Aberforth, który w życiu widział trochę więcej i któremu, jako osobie całkowicie niezwiązanej ani z Draco, ani z Hermioną, łatwiej przyszło przyjęcie chłopaka w szeregi sojuszników, wysnuł swoje wnioski, które zostawił jednak tylko i wyłącznie dla siebie.

Następny dzień powitał mieszkańców gospody gorzką wiadomością przekazaną przez Aberfortha — dla wytwórcy różdżek mogło być już za późno na ratunek. Ollivander słabł w oczach, nawet pomimo lepszych warunków i troskliwej opieki. Mimo to, znalazł jakąś zmagazynowaną gdzieś w głębi resztkę sił, by poświęcić chwilę na rozmowę.

Draco ze zdziwieniem przyjął do wiadomości fakt, że mężczyzna chciał rozmawiać w pierwszej kolejności akurat z nim, ale nie oponował. Chwilę później zapukał do drzwi jego sypialni i wślizgnął się do środka.

— Draco Malfoy? — Powitał go nikły szept. — To pan?

Przełknął ślinę i odważył się spojrzeć na leżącego na łóżku starca. Po opatrzeniu ran nie wyglądał już tak złowieszczo jak zeszłej nocy, ale jego widok nadal potwierdzał domniemania krążące od rana po gospodzie — Ollivander był umierający.

— To ja — odpowiedział. Wszedł do pokoju, chwycił stojący w kącie taboret i usiadł na nim, postawiwszy go przedtem przy łóżku chorego.

Ollivander wlepił w niego srebrne oczy. Jego spojrzenie było w pewnym sensie niesamowite — bardzo podobne do spojrzenia Dumbledore'a, choć ono było bardziej przenikające, jakby prześwietlające duszę, podczas gdy Ollivander po prostu sprawiał, że rozmówca czuł się nieswojo bez wyraźnego powodu.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now