ROZDZIAŁ XXXIII.2

1K 55 175
                                    

***

W każdej zmianie było zasiane małe ziarenko żalu.

Idąc do przodu, ryzykujemy utratę tego, co nie nadąża lub nie chce nadążyć za naszym tempem. Każdy postęp to w pewnym sensie strata. Strata starych zachowań, wartości, starego "ja".

Myślała o tym, kiedy przechodziła przez barierkę na King's Cross prowadzącą na peron dziewięć i trzy czwarte. Zwykle towarzyszyli jej Harry, Ron i Ginny i mimo że Hermiona została już zapewniona, że to, co między nią a Ronem zostawało tylko między nimi i nie zmieniało relacji między nią a jego siostrą, nie do końca miała ochotę na kontakt z dziewczyną — uważała, że to niosłoby za sobą tylko jakieś niezdrowe zakłopotanie. Zresztą, bycie ze sobą sam na sam było jej nawet na rękę.

To był jej ostatni raz na peronie dziewięć i trzy czwarte w charakterze uczennicy czekającej na rok w Hogwarcie; za kolejnym miała już pojawić się tu w innej roli, z własnymi dziećmi — o ile rzeczywiście były jej pisane, skoro właśnie odprawiła z kwitkiem ich potencjalnego ojca. To był ostatni raz, kiedy miała wejść do jednego z wagonów ciągniętych przez tłustą, czarną lokomotywę, zająć przedział i do wieczora rozkoszować się zmieniającymi się stopniowo widokami za oknem. Ceniła sobie teleportację i proszek Fiuu za ich szybkość i praktyczność, ale jeszcze bardziej kochała staroświeckie, mugolskie pociągi — czas spędzony na podróży był dla niej jak czas darowany, wycięty z nadętych harmonogramów, istniejący chyba tylko po to, by było przyjemnie.

Peron dziewięć i trzy czwarte, rzecz jasna, pękał w szwach — dzieciaki biegały w tę i z powrotem, próbując odnaleźć swoich przyjaciół ku protekcjonalnym, pełnym politowania spojrzeniom zebranych w grupki przedstawicieli najstarszych roczników. Z łatwością można było rozpoznać pierwszorocznych, nie tylko po tym, że nad większością z nich z przesadną wręcz troskliwością czuwali zaaferowani rodzice — miny dzieciaków przebranych w szaty pozbawione jeszcze odpowiadających ich szkolnym domom emblematów mówiły wszystko o ich stosunku do wkraczania w kolejny etap życia.

Widząc ich przerażone twarzyczki, Hermiona wciąż myślała o zmianie i o stracie. O strachu i o nowym. Wobec tego nie mogła nie myśleć też o Draco, który musiał przecież zmierzyć się z nimi wszystkimi po kolei — i który mimo namnażających się trudności poradził sobie tak dobrze.

Oddała bagaż do odpowiedniego wagonu, upewniając się uprzednio, że prawidłowo zamknęła kufry, po czym udała się w stronę wagonów pasażerskich. Zanim wsiadła, odwróciła się jeszcze ostatni raz, by ogarnąć wzrokiem cały peron z takiej perspektywy. Miała jeszcze przed sobą cały długi rok, ale i tak coś zakłuło ją w sercu na myśl, że po tym roku — który, jak się wkrótce przekonała, miał równie dobrze minąć szybko jak z bicza strzelił — podobnie jak ci wszyscy mali pierwszoroczni znów stawać będzie na kolejnym, metaforycznym peronie, z którego pociąg odjeżdżał już bezpowrotnie tylko w dorosłość.

Oczywiście, otrzymała plakietkę Prefekta Naczelnego. W normalnych okolicznościach taki zaszczyt zwaliłby ją z nóg, ale w tym roku przyjęła go z co najwyżej umiarkowanym zadowoleniem. Czy było się nim zachwyconym, czy nie, za zaszczytem niezmiennie szły jednak obowiązki, dlatego też udała się prosto do przedziału prefektów — nie po to jednak, by solennie wywiązywać się ze wszystkich obowiązków, a raczej zredukować je jedynie do tych najważniejszych. Innymi słowy — ustaliła dyżury po pociągu z innym prefektem naczelnym i oznajmiła, że woli usiąść sama i w razie potrzeby proszę ją zawołać. Było to oczywiste naruszenie panujących wśród prefektów niepisanych zwyczajów, ale nikt nie miał śmiałości, by sprzeciwić się Hermionie Granger. To był jeden z naprawdę nielicznych przypadków, kiedy Hermionie zdarzyło się odrobinę nadużyć swojej władzy.

Czysta Karta | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz