kiedy poznajemy obiecującą wróżbitkę i odkrywamy sumienie (albo po prostu daje się odczuć strach o własny tyłek, ale wszyscy chyba wolimy wierzyć, że to jednak sumienie)
Lucky, lucky, lucky me
I'm a lucky son of a gun
— Szczęśliwa, szczęśliwa, szczęśliwa ja.
I work eight hours and sleep eight hours
— Mam osiem godzin na fun.
La-li-la-la, la-li-la...
La-li-la-la, la-la-li-la...
Ktoś tak śpiewał, ale nie potrafiła przypomnieć sobie kto. Jedynym wspomnieniem, które towarzyszyło teraz tej piosence, był zapach smażonych naleśników i syropu klonowego.
Myśl przemknęła jej przez głowę z prędkością błyskawicy, ale jakimś cudem udało jej się ją uchwycić.
Bo jeszcze słońce. Było słońce; pukało wścibsko do okien... kuchni? Przypomniało jej się, że lubiła je wpuszczać.
— Boję się o nią — usłyszała, a głos zdawał się jednocześnie rozchodzić sto kilometrów poza nią, ale i szeptać tuż obok ucha. Nie mogła zdecydować, które z tych określeń było trafniejsze, co z miejsca wprawiło ją w silne poczucie niepokoju. Po chwili przypomniała sobie treść komunikatu, a to tylko pogłębiło wrażenie.
O kogo? Co się działo?
— Zostaw ją, dziecko. Przeszła ciężkie chwile.
La-li-la-la, la-li-la...
Na Merlina, ktoś tak śpiewał. Miał głosik jak słowik, dość cieniutki, wysoki. To musiała być kobieta.
— Nie pamiętam! — wrzasnęła nagle, aż nachylająca się nad nią dwójka czarodziejów podskoczyła w miejscu. Jej ciałem wstrząsnęły konwulsje; zwinęła się w kłębek. — Nie pamiętam, nie wiem, naprawdę nie wiem! — Z jej gardła wydobył się upiorny wrzask.
W jej umyśle znowu rozbłysło czerwone światło, uderzające prosto w serce, wypompowujące powietrze z płuc, wyciskające wnętrzności jak gąbkę. Nie pamiętała, dlaczego tak bolało, dlaczego było akurat czerwone, ale wiedziała, że stanowiło uosobienie zła i że musiała się przed nim bronić. Skuliła się jeszcze bardziej, zakrywając twarz rękawem szaty i szlochając cichutko.
Ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Dotyk był delikatny, ale ona i tak prawie umarła ze strachu; nie śmiała jednak strącić dłoni w obawie przed tym, jakie konsekwencje mogło to za sobą nieść.
— Nie bój się, Hermiono. Teraz jesteś bezpieczna.
To był znajomy głos. Czy to on śpiewał tę starą piosenkę?
— Proszę, nie — zdołała tylko wydukać, ale dłoń nadal uparcie głaskała ją po ramieniu.
— To ja, nie poznajesz? Luna.
Luna?
Luna-luna-luna, la-li-la-la-la.
Ale przecież to nie ona śpiewała.
— To nie mogłaś być ty. To piosenka mugolska — wyjaśniła ledwo dosłyszalnym szeptem, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu w poszukiwaniu tego jednego, tak znajomego głosu.
Poczuła, że dłoń Luny przeniosła się na jej podbródek i ledwo tylko muskając skórę opuszkami palców, skierowała jej twarz w inną stronę.
— Hermiono, spójrz na mnie. Już dobrze. — Brzmiała płynnym srebrem: dźwięcznie, ale delikatnie, jakby jej struny głosowe były strunami harfy. Ale nawet one nie były w stanie jej uspokoić.
YOU ARE READING
Czysta Karta | Dramione
FanfictionNa wojnie nie ma zasad. Nigdy nie wiadomo, jakie zmiany przyniesie jutro; nie potrafisz przewidzieć, kiedy twoi przyjaciele stają się twoimi wrogami. I kiedy wrogowie stają się przyjaciółmi... Misja Dracona Malfoya z góry była skazana na porażkę, a...