ROZDZIAŁ VIII

1.3K 86 227
                                    

kiedy spełnia się proroctwo, tak po prostu


Dni upływały, ale wszystko wskazywało na to, że ciotka Bellatriks nie miała zamiaru wyrzucić tortur Granger ze swojego planu dnia. Nie dlatego, że miała nadzieję na wyduszenie z dziewczyny większej ilości informacji o Zakonie Feniksa, raczej sprawiały jej one po prostu sadystyczną przyjemność, z której nie myślała rezygnować. A Draco bez wyjątku musiał im towarzyszyć, choć najchętniej teleportowałby się mile poza Dwór Malfoya.

Tamtego dnia nieustannie czuł na sobie pilny wzrok ciotki, jakby ta chciała przejrzeć go na wskroś. Zresztą, odkąd kilka dni temu ta głupia szlama miała czelność odezwać się do niego po imieniu i prosić o pomoc, a on jak gorączka wyparował z komnaty, ciotka nie kryła się już nawet ze swoją podejrzliwością; dziś jednak ta nieufność wkroczyła na kolejny niewidzialny poziom. Sam fakt, że Bellatriks więcej uwagi poświęcała obserwacji Draco niż torturom, był wyjątkowo znamienny.

Ale Draco umiał ubierać maskę; w tym jednym był niezrównany — w końcu przez ostatni rok opanował tę sztukę do perfekcji. Ramię mrowiło, w głowie kłębiły się tysiące sprzecznych myśli, a w sercu szalała burza emocji, ale on sam ani drgnął.

Ciotka z niecierpliwością odgarnęła pukle opadających na ramiona ciemnych włosów i wysunęła podbródek, łypiąc na niego po raz kolejny spod ciężkiej powieki.

— Twoja kolej — oznajmiła ni stąd, ni zowąd, zwracając się do Draco, a cały ten komunikat okraszając ogromnym, fanatycznym uśmiechem.

Draco zdębiał; mógł przysiąc, że żywcem poczuł, jak cały, ubogi zresztą koloryt jego twarzy uchodzi zeń, pozostawiając ją bladą jak ściana.

Ale nadal przecież musiał grać, szczególnie, jeśli miał do czynienia z Bellatriks Lestrange. Zmarszczył więc jedynie nieznacznie brwi i zapytał, pozornie niedbale:

— Słucham, ciociu? — Głos prawie go zawiódł, drżąc lekko w początkowej fazie wypowiedzi, ale jakimś cudem zdołał zmusić go do posłuszeństwa.

— Twoja kolej — powtórzyła Bellatriks z zadowoleniem. — No, chyba nie powiesz, że nie sprawiłoby ci to satysfakcji, co? — Podchodząc do Draco, rozmyślnie stanęła obcasem na wyciągniętej dłoni półprzytomnej dziewczyny. Granger syknęła, a jej dłoń drgnęła konwulsyjnie. — Szlama Pottera we własnej osobie, czy to nie smakowity kąsek?

Prawie go zemdliło na zwrot „smakowity kąsek" i nie miał pojęcia, dlaczego zaczynał tak reagować.

— Istotnie — odpowiedział po chwili spokojnie, gdy paznokcie ciotki wpiły się w jego ramię. — Ale myślę, że wystarczy mi samo widowisko. Nic nie może równać się twoim klątwom, ciociu Bello. Wolę popatrzeć, jak robi to mistrzyni — dodał słodko, próbując ją udobruchać.

Bellatriks cmoknęła teatralnie.

— Och, przeceniasz mnie, Draconie — zaśmiała się. — Stanowczo mnie przeceniasz; zapominasz o naszym Panu. To on jest prawdziwym mistrzem, prawda?

Draco poczuł jej mocny uścisk na zgięciu swojego ramienia i już wiedział, że ciotka tylko udawała rozbawienie.

— Wstawaj! — wrzasnęła i pociągnęła go gwałtownie za ramię, stawiając na nogi. — Masz mi pokazać, że jesteś mężczyzną, że jesteś śmierciożercą! I zrobisz to właśnie teraz!

Zaprowadziła go do leżącej na podłodze Granger i wykręciła teatralny piruet, miotając długą spódnicą.

Draco nie chciał patrzeć na dziewczynę. Nie teraz, kiedy wyszedł ze swojej bezpiecznej strefy obojętnego obserwatora. Nie teraz, kiedy to on miał być jej oprawcą. Skierował wzrok gdzieś na lewo od jej sylwetki i... nie mógł zmusić się do ruchu.

Czysta Karta | DramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora