ROZDZIAŁ I

3K 128 208
                                    

kiedy wesele trwa w najlepsze, Ron Weasley robi z siebie idiotę, a Ksenofilius Lovegood nawet nie musi


Fred Weasley był z natury człowiekiem, którego niełatwo było zszokować. Właściwie przywykł już, że szokowanie było zadaniem właśnie jego i jego brata, George'a, dlatego też z samym procederem był za pan brat i dla zasady nie ulegał powszechnemu szokowi, bo byłoby to po prostu wbrew jego naturze. To tak, jakby jego własna siła sprzeniewierzyła się przeciw niemu samemu.

Wiele ostatnich wydarzeń sprawiło jednak, że nawet bliźniacy Weasley musieli zbierać szczęki z podłogi. Po pierwsze, i najważniejsze, ich własny brat, William Weasley, jakimś cudem zdołał uwieść samą Fleur Delacour, srebrzystowłosą piękność znaną im z udziału w Turnieju Trójmagicznym parę lat temu. I o ile był właściwie Bill jako brat i czarodziej całkiem w porządku, tak bliźniakom nie do końca mieściło się w głowie, co mogła ujrzeć w nim boska Fleur, o którą swego czasu bez większego skutku kruszyła kopie połowa Hogwartu.

Po drugie, co wynika naturalnie z po pierwsze, tego oto pięknego dnia odbywał się właśnie ich ślub, a oni, wepchani siłą w pseudoeleganckie garnitury i z zaczesanymi do tyłu rudymi włosami, siedzieli przy okrągłym stoliku i obserwowali powabne ruchy wili. Osobiście bardzo żałowali Billa i kiedy tylko dowiedzieli się o jego ślubie z Fleur, wbrew powszechnej radości złożyli mu swoje kondolencje, ale jeśli chodziło o nich, to byli zdania, że dobry flirt nie jest zły i nie zamierzali bynajmniej rezygnować z wcale nie tak subtelnych podchodów w stronę świty panny młodej.

Ostatnim zaskoczeniem była wczorajsza niezapowiedziana wizyta samego ministra magii. Z pewnego źródła — Uszu Dalekiego Zasięgu wetkniętych ukradkiem w szczelinę pod drzwiami — dowiedzieli się, że chodziło o testament Dumbledore'a. I o ile rozumieli doskonale, dlaczego spadkobiercą tego testamentu miał być Harry, a także zdawali sobie sprawę, jak diabelnie zdolną czarownicą była Hermiona i że dyrektor rzeczywiście mógł mieć życzenie jakoś ją nagrodzić, tak nie do końca uświadamiali sobie, czym mógł zasłużyć na spadek ich mały braciszek Ron. Kiedy jednak usłyszeli, co otrzymało każde z nich, unieśli tylko brwi i stwierdzili, że biednemu Dumbliemu na starość coś odbiło i pewnie tylko dlatego dał się przydybać tamtego sądnego dnia na Wieży Astronomicznej — co, swoją drogą, również stanowiło pewne zaskoczenie.

Fred nie torturował się jednak tymi smętnymi rozmyślaniami zbyt długo. Szturchnął George'a w tej samej chwili, w której George chciał szturchnąć Freda, roześmiali się oboje wyjątkowo serdecznie i wstali od stolika, podążając w stronę stołu ze smakołykami sprowadzonymi prosto z Miodowego Królestwa. Pewna obecna na przyjęciu znajomu nie omieszkała bowiem podzielić się z nimi informacją, jakoby wilom wyjątkowo zasmakowały musy-świstusy, więc postanowili wzbogacić ich skład o parę zaklęć, które sprawiłyby, że srebrnowłose piękności same rzucą się w ramiona bliźniaków.

Ta sama znajoma kilka chwil później przysiadła przy jednym ze stolików parę metrów dalej; jej oczy błyszczały z podekscytowania, gdy oparła łokieć o blat i położyła brodę na wyprostowanej dłoni.

"To niesamowite, jak radosny może być ten dzień, podczas gdy stoimy u progu wojny", pomyślała Hermiona, przyglądając się tańczącym parom, sama wykończona nieustannym przebywaniem na parkiecie.

Wesele trwało w najlepsze; wysoki namiot, postawiony na tę okoliczność przez Weasleyów, wypełniony był po swoje różowe brzegi roześmianymi czarodziejami, którzy celebrowali nowy etap w życiu Billa i Fleur. Goście tańczyli, weselili się, pałaszowali pierwszej klasy wypieki pani Weasley, a także dyskutowali zawzięcie przy stolikach, zachęceni kolejnymi szklankami Ognistej Whisky. I wszyscy byli tacy beztroscy, jakby świat poza różowym namiotem wcale nie płonął.

Czysta Karta | DramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora