ROZDZIAŁ XXXIII.1

924 57 120
                                    

kiedy Hermiona ostatecznie ufa intuicji


Szaleństwo ostatnich dni robiło się nie do zniesienia. Jak gdyby cały rok nie był szalony. Jak gdyby życie nie było dostatecznie szalone, już od chwili, kiedy zastępczyni dyrektora Minerwa McGonagall pojawiła się w ich domu, gdy Hermiona miała jedenaście lat, i wywróciła je całe do góry nogami.

Teraz miała wrażenie, że choć świat cały czas kręcił się dookoła nowych spraw i dylematów, które po wojnie wyrastały zresztą jak grzyby po deszczu, życie w pewnym sensie zatrzymało się dla niej na tamtym korytarzu w Ministerstwie Magii. Mimowolnie wciąż wracała do tamtego dnia, do słów, spojrzeń, wzruszeń i coś w jej trzewiach przeskakiwało gwałtownie, gdy tylko przed oczyma stawała jej znowu jego wydra, patronus, który, jak się zdawało, nie miał prawa istnieć, a który był wbrew wszystkim zasadom bardzo realny, a nawet ratował jej życie wtedy, na siódmym piętrze w Hogwarcie. I tęskniła jeszcze bardziej niż podczas pobytu Draco w areszcie, choć nie sądziła, że to mogło się zdarzyć — przecież już przez to przechodziła, nie raz musiała mierzyć się ze stratą. Może chodziło o gwałtowność i niespodziewaną prędkość tego procesu, może to właśnie one sprawiły, że nieoswojona jeszcze z myślą o kolejnej stracie, nie umiała postawić kolejnego kroku, nie potrafiła tak po prostu pogodzić się z końcem tego etapu i ruszyć naprzód, mimo że sama się do tego zobligowała doskonale wiedząc, że nie miało być łatwo. Ogień przygasł.

Otoczenie nie pomagało. Rozprawa Draco była jak przysłowiowy słoń w salonie. Atmosfera w Norze, do której wrócili z Hogwartu na trzy tygodnie przed rozpoczęciem roku, zagęszczała się wyraźnie wraz z jej obecnością. Hermiona zauważała i doceniała starania pani Weasley, która próbowała zachowywać się jak gdyby nigdy nic, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mimo najszczerszych chęci, obchodziła się z nią jak z osobą do pewnego zakresu obcą. Ron natomiast, rzecz jasna, początkowo był wściekły i choć nie była to według Hermiony najbardziej odpowiednia reakcja na zaistniałą sytuację, właściwie wcale nie była nią zaskoczona, nawet jeśli wściekłość zdawała jej się absurdalna. Jakby to ona mogła być winna temu, według jakiego mechanizmu działają uczucia Draco Malfoya, na litość boską.

Ostatecznie nie żywiła do nikogo urazy, nawet jeśli było jej trochę przykro. Doskonale znała napięte stosunki pomiędzy rodzinami Weasley i Malfoy. Z dwojga złego wolała już jednak żywiołowe, ale szczere emocje Rona niż powściągliwą, zakłopotaną uprzejmość państwa Weasleyów. Zresztą, i tak udało się im wszystkim wpędzić ją w pewnego rodzaju poczucie winy, przez które wolne chwile spędzała analizując każdy swój zeszłoroczny ruch, gest czy słowo, próbując mimo wszystko pojąć te zawiłe mechanizmy, według których działał Draco. Wszystkie te momenty przeradzały się jednak w długie godziny cichej, czasem smutnej, choć najczęściej apatycznej zadumy — bo to właśnie wtedy, kiedy powracała do tamtych miesięcy, najbardziej uderzało ją, że mimo iż teoretycznie wszystko szło gładko po jej myśli, to w praktyce powojenna rzeczywistość jawiła się jej jako nędzna namiastka jej wielkiego, radosnego marzenia z czasów wojny. I choć Voldemort był pokonany, Draco wreszcie wolny, a ona po całym roku mogła odbudowywać relację z Ronem, nie czuła się szczęśliwa — szkody wyrządzone przez Voldemorta były większe, niż mogła się tego spodziewać, Draco nie chciał jej znać, a towarzystwo Rona, mimo że początkowo stanowili dla siebie nawzajem nieocenione wsparcie, od czasów rozprawy sprowadzało się jedynie do kolejnych bezcelowych dyskusji na temat jej stosunków ze Ślizgonem, a po których oboje czuli się jeszcze bardziej zranieni. W tych okolicznościach Hermiona często kwestionowała co tylko się dało.

Kwestionowała często relację z Draco. Im dłużej o tym myślała, tym gorzej wypadała jej własna błyskotliwość. Bo to wcale nie było tak, że Draco zawsze krył swoje uczucia pod maską. Sama przecież przyczyniła się do tego, że zaczęły się spod niej wychylać. Pytanie wisiało nad nią jak burzowa chmura — bo skoro nie zauważyła takiej oczywistości, to czy mogła znać go naprawdę?

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now