ROZDZIAŁ XVIII

1.5K 80 337
                                    

kiedy na chwilę stajemy się dziećmi, trzeba tłumaczyć świat na nowo, przeprowadzamy degustację żelków i whisky, a także... och.


— Myślisz, że któreś z nich będzie czarodziejem?

— W tych czasach nie warto być czarodziejem mugolakiem — odparła gorzko, ale jej wzrok przebiegł kolejno po każdej sylwetce. — Może ten z nadrukiem z Tomem i Jerrym na czapeczce.

— Z czym?

— Ach, przepraszam. To taka mugolska bajka. Wy macie Czarę Marę i Latający Garnek, a my Toma i Jerry'ego, Flintstone'ów i tak dalej.

Czas pędził nieubłaganie i zdawało im się, że ledwo mrugnięcie wystarczyło, by styczeń przeleciał przez ich życie jak kolejna pojedyncza klatka animacji. Był już luty, a oni siedzieli w parku w odrobinę większym mieście parę mil od ich wioski. Od pewnego czasu postanowili zmieniać miejsce, w którym robili zakupy — stali się w tamtym starym supermarkecie zbyt rozpoznawalni i ludzi zaczęło interesować, kim jest ta młoda para, która tak często robi zakupy w miejscowym sklepie, ale na pewno sama nie jest miejscowa. Być może powinni też, wobec tego, zmienić ogólną lokalizację ich obozu, ale żadne z nich nie chciało tego zaproponować. Polana zdążyła zaczarować ich na dobre.

Zatem tamtego przedpołudnia zaopatrzyli się w zupełnie innym mieście, a Hermiona poprosiła, by zostali tam chwilę dłużej. Tęskniła za najbardziej przyziemnymi aspektami codzienności, jak bezcelowe szwendanie się po parkach i napotykanie obcych ludzi po drodze.

Znaleźli wolne miejsce na ławce na miejscowym placu zabaw, gdzie z usypanej górki przedszkolaki przy akompaniamencie radosnych okrzyków zjeżdżały na sankach. Rodzice dzieciaków byli zatroskani codziennością, ale maluchów nie objęła niszczycielska aura opanowanej przez czarną magię Wielkiej Brytanii — nadal były tak samo niewinne, oddane najmilszej zabawie, kiedy przez ten krótki, najcudowniejszy czas w roku mogły cieszyć się dobrodziejstwem zaległego na ziemi, przyjemnie chłodnego, białego puchu. Nic nie mogło zaburzyć ich pogody ducha, szczególnie w zimowy poranek spędzony na placu zabaw, z sznurkiem od saneczek w jednej dłoni i ukradzioną bałwankowi marchewką w drugiej.

— Opowiedz — zakomenderował Draco.

— Co? — Hermiona odwróciła wzrok od śmiejących się wesoło dzieci.

— No, bajkę.

— To znaczy... — zaczęła skonsternowana. — Dobra, ale ich się nie opowiada. To są kreskówki.

Kreskówki? — powtórzył, marszcząc brwi.

— Tak. Takie krótkie filmiki puszczane w telewizorze.

— W czym?

Hermiona spojrzała na niego ze zgrozą.

— Merlinie, nie wiedziałam, że twoja wiedza na temat mugoli jest tak mała.

— No wiesz, nie chodziłem na mugoloznawstwo — odparł, wzruszając ramionami.

— Szkoda. Nawet nie wiesz, ile mamy sposobów na radzenie sobie bez magii. — Wyciągnęła z saszetki kolejnego już, długiego żelka i skinęła nim w stronę Draco. — Na przykład telewizor właśnie. To coś w rodzaju takiego pudła z ekranem. Wiesz, co to ekran?

— Tak.

Przynajmniej tyle.

— No to telewizor ma ten ekran i na tym ekranie wyświetlane są różne programy. Są też różne stacje, na przykład na jednej możesz oglądać filmy, na innej wiadomości, na jeszcze kolejnej słuchać muzyki. Możesz przełączać między stacjami w dowolnym momencie. Wszystkie wyświetlane materiały są pokazywane równocześnie na każdym telewizorze.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now