ROZDZIAŁ IX.2

1.5K 82 219
                                    

***

Nowe wspomnienia dotyczyły Luny i pana Ollivandera.

Ku raczej ponurej satysfakcji, Hermiona kojarzyła coraz więcej faktów ze swojego pobytu w Dworze Malfoya. Tego ranka przypomniała sobie o jasnowłosej Krukonce i starym wytwórcy różdżek i choć ich imiona kołatały w jej głowie właściwie odkąd odzyskała przytomność, dopiero teraz wspomnienia ich dotyczące rzeczywiście nabrały wyraźnego kształtu. Serce ściskało jej się z żalu na myśl, że jakimś cudem udało jej się uciec, podczas gdy oni zostali tam, zdani na łaskę i niełaskę Voldemorta. Karmiła się nadzieją, że w jej wspomnieniach zarówno stan Luny, jak i pana Ollivandera był całkiem przyzwoity jak na warunki, w których byli przetrzymywani, więc nie zwiastowało to raczej ich zguby.

W dalszym ciągu nie pamiętała jednak, jak właściwie znaleźli się z Malfoyem w tym lesie, podobnie jak nie pamiętała swojego rozszczepienia i tego, co stało się z nią bezpośrednio po uwięzieniu przez śmierciożerców.

Wysnuła już co prawda pewną teoryjkę, ale nie miała ona potwierdzenia w faktach — a przynajmniej nie było jej o takich faktach nic wiadomo. Sama teoryjka jednak stanowiła dla niej jedyne racjonalne wytłumaczenie tego, co kierowało Malfoyem, skoro posunął się do tak ostatecznego rozwiązania — a z racji, że była racjonalna, nie angażowała zbytnio sumienia chłopaka, które mogło należeć do kategorii tych samych fantastycznych bytów, co ględatek niepospolity i gnębiwtryski. Dla oddania hołdu logice, trzeba było przyjąć, że niemożliwe było raczej nagłe nawrócenie się Ślizgona. W grę wchodzić musiały inne czynniki.

Odsuwając jednak logikę i cały ten racjonalizm na bok, Hermiona gorąco pragnęła uwierzyć, że mityczne sumienie Dracona Malfoya jednak istniało, choć nie do końca wiedziała, czy te przypuszczenia były zasadne. Mimo to, podświadomie zaczęła nawet wyciągać z głowy różne wspomnienia dotyczące Ślizgona, w których jego zachowanie mogło zdawać się niestandardowe, nietypowe dla kogoś na wskroś złego i pozbawionego zasad moralnych. Nie było tych wspomnień zbyt wiele, bo zazwyczaj zachowywał się jak najpodlejsza łajza, ale Hermiona nawet te obserwacje próbowała zinterpretować na nowo, spojrzeć na nie przychylniejszym, być może bardziej obiektywnym okiem.

Weźmy na przykład cały zeszły rok w Hogwarcie. Jasne, przeszedł wtedy samego siebie, rzucając imperiusy na madame Rosmertę i Katie Bell, notabene: prawie zabijając tę drugą. Nie trzeba też było przypominać, że cały ten koszmar związany z przejęciem ministerstwa, a więc i całego świata czarodziejów przez Voldemorta, rozpoczął się od śmierci Dumbledore'a, w którą Malfoy był bezpośrednio zamieszany.

Ale gdy przypominała go sobie z tego okresu... Gdy przypominała sobie relację Harry'ego o tym, co działo się tamtego dnia, gdy zginął dyrektor...

Już wtedy było z nim coś nie tak. Wyglądał po prostu źle. Snuł się po szkole jak duch, stracił zainteresowanie zajęciami, podczas których zawsze starał się prześcignąć jej wyniki. Właściwie przestał nawet zachowywać się jak prześladowca i nie dokuczał już tak bardzo mugolakom i młodszym rocznikom, co w ogóle stanowiło szczególny ewenement.

Po prostu dojrzał? — być może. Ale jeśli to było coś innego? Oczywiście, mógł być zaabsorbowany próbami zamordowania dyrektora, ale czy istniała możliwość...?

Odwróciła głowę w jego stronę. Nie był świadom, że na niego patrzyła. Przyzwyczaiła się już, że jeśli chciała choć chwilę go poobserwować, musiała to robić nienachalnie, a najlepiej całkowicie kątem oka, z ukrycia. Nie wiedzieć czemu, nawet samo jej spojrzenie działało na niego jak płachta na byka.

Przez te parę dni był cichy i raczej niewidoczny. Dużo przesiadywał na zewnątrz, unikając jakiejkolwiek konfrontacji z jej osobą; jeśli natomiast do takowych dochodziło, nie szczędził złośliwości, co wcale jej właściwie nie dziwiło. Nie pozostawała mu zresztą dłużna; czy jego wredota była maską, czy też nie, Hermiona Granger nie dawała sobą pomiatać.

Czysta Karta | DramioneWhere stories live. Discover now