O Gondorczykach i ultimatum

136 15 9
                                    

Shara błąkała się przez wiele dni. Skryła się w lasach daleko na południowy zachód od Czarnej Bramy. Nikt nigdy nie doprecyzował, dokąd dokładnie zawędrowała. Niektórzy twierdzą, że uciekła aż do północnej części Ithilien, ale nie zostało to potwierdzone. Była wyczerpana, brakowało jej wody i jedzenia. Polowała na króliki, które choć chude i mizerne, mogły zapewnić jej przetrwanie na nieprzyjaznej ziemi.

Po pewnym czasie zrozumiała, że trawa, do której tęskniła, jest sucha i spalona przez prażące słońce. Drzewa są od dawna wyschnięte i spróchniałe. Woda w rzece nie nadaje się do picia, jest zatruta i pełna pyłu, a promienie słoneczne powodują bolesne oparzenia.

Shara w pojedynkę nie miała szans przeżycia w tym niełaskawym kraju. Nie bez wiedzy, którą zdobyć miała dopiero później.

Powoli nadchodziła zima i kobieta zrozumiała, że musi odnaleźć pomoc. Wiedziała, że na zachód od Mordoru mieszkają wrogowie Saurona. Panicznie bała się iść w tamtą stronę, jednak sądziła, że istota o wyglądzie elfów nie powinna obawiać się śmierci z ich rąk.

Nie wiedziała co prawda, że od najbliższego królestwa elfów dzielą ją wielkie połacie terenu, ale to nie miało znaczenia.

Gdy Shara zdecydowała o wyruszeniu w stronę Zachodu, zapakowała swój niewielki dobytek, na plecy zarzuciła kołczan z dwiema strzałami, chwyciła w dłoń łuk. Spojrzała na wschodzące słońce, odwróciła się do niego plecami i poszła przed siebie. Powoli las stał się coraz gęstszy, ponad głową kobiety odezwały się ptaki. Słońce z trudem przebijało się przez korony drzew, więc maszerowała w cieniu.

Nikt również nigdy nie zdradził, jak długo kobieta uciekała. Mógł to być miesiąc, a może dwa, trzy, lub pół roku? Dziwne to były czasy, a sama Shara ich po latach dokładnie nie pamiętała.

Wtem, kolejnego dnia podobnego do poprzednich, kobieta przedzierająca się przez las usłyszała kroki i odległe głosy. Skryła się w krzakach i czekała.

Po paru minutach na szerokiej, wydeptanej ścieżce pojawiło się kilku jeźdźców. Ich wielkie konie o lśniącej sierści rżały, niespiesznie zdążając na południe. Jeźdźcy - wysocy, potężnie zbudowani mężczyźni w zbrojach z mieczami przy bokach - rozmawiali wesoło ze sobą.

To był moment, w którym Shara po raz pierwszy w życiu zobaczyła przedstawicieli Wolnych Ludów. Nie mogła oderwać wzroku od rycerzy, którzy byli tak inni od orków, jak to tylko możliwe.

Mimo strachu do Wolnych Ludów, który wpajany był jej przez całe życie, kobieta wiedziała, że tamci żołnierze byli jej jedyną nadzieją.

Wyprostowała się, odetchnęła i zrobiła krok w przód. Potem drugi, trzeci. Wreszcie znalazła się na ścieżce i stanęła naprzeciw grupy jeźdźców. Konie, którym przecięła drogę, zatrzymały się i z przestrachem zaczęły grzebać kopytami w ziemi. Rycerze pospiesznie zeskoczyli z wierzchowców i chwycili miecze.

Shara była wyczerpana. Odrzuciła łuk daleko za siebie, zdjęła kołczan z pleców i upuściła strzały, które w nim trzymała. Uniosła dłonie w geście poddania i słabym głosem krzyknęła:

- Powołuję się na dawne sojusze ludzi i elfów. Proszę o azyl!

- Kim jesteś, co robisz tak daleko na południu? - jeden z mężczyzn podszedł bliżej do niej, celując mieczem w jej stronę

- Porwali mnie orkowie, dawno temu. Nie wiem, nie pamiętam - w tamtym momencie się rozpłakała.

Zastanawiam się, do jakiego stopnia te łzy były prawdziwe. Wreszcie złamała się kobieta, która od wielu tygodni była sama w obliczu wielkiego lasu i myśli o tym, co zrobiła własnej siostrze. Shara nie mogła złapać oddechu, zbladła i ze zmęczenia i strachu zemdlała. Upadła na ziemię, a mężczyźni przed nią podeszli bliżej. Złapali jej bezwładne ciało, związali jej ręce i zarządzili postój. Rozpalili ognisko i zaczęli się naradzać nad tym, co zrobić z kobietą. Gdy postanowili, że zawiozą ją do stolicy, do Białego Miasta, Shara się przebudziła. Rozejrzała się dookoła, spojrzała na rycerzy siedzących przy niej i zadrżała.

Cień MordoruWhere stories live. Discover now