4. "Jesteś książę nieszczęśliwie zakochany"

704 56 34
                                    

Sekretne wejście do Angbandu faktycznie okazało się tak dobrze ukryte, jak swego czasu zapewniał dziewczynę jej jastrzębi przyjaciel. Było osłonięte potężnymi skalnymi występami, tak, że mimo dokładnej jego mapy znalezienie go zajęło dziewczynie i jej towarzyszowi długi czas. Gdy wreszcie je odnaleźli, zgodnie z jej nakazami nikogo nie zastali. Nawet czułe ucho Legolasa nie wychwyciło żadnych szmerów prócz szalejącego w wyższych partiach gór wichru. Brama nie wyglądała na magiczną czy taką, z której korzystałby król. Ot, zwykłe wejście do zwykłej jaskini. Mimo to czarnowłosa chwyciła włócznię Gil-Galada, a książę trzymał w pogotowiu swoje sztylety. Spojrzeli po sobie, posłali sobie nawzajem słowa otuchy i pełni dziwnego, irracjonalnego niepokoju zagłębili się w ciemność, rozpalając uprzednio przyrządzoną pochodnię.

Korytarz zagłębiał się coraz bardziej, aż w końcu oboje stracili poczucie czasu. Mieli wrażenie, że idą tak już całe stulecia. Musieli być już bardzo głęboko, pewnie już pod poziomem morza i maszerowali pod nim w stronę zniszczonej twierdzy. Ściany były chropowate i pełne wgłębień, ale Shara i tak była niemal pewna, że nie podążają właśnie zwykłą jaskinią. Jedyne, czym mogli się zająć prócz gapienia się w ściany była rozmowa, więc nie próżnowali. Przez wiele godzin wymieniali się wspomnieniami (czasem bardziej, czasem mniej prawdziwymi), zabijając ciszę królującą dookoła. Zatrzymywali się tylko na posiłki.

Jeśli wierzyć plotkom wścibskich elfów, to tam, w tych ciemnych, orkowych korytarzach i wtedy, gdy szli nimi wiele godzin, gdy Shara rozmawiała z tym mężczyzną tak swobodnie, jak nigdy, nawiązali ze sobą pierwszą nić porozumienia. Wbrew wszystkiemu, zaprzyjaźnili się ze sobą. Albo raczej - zaprzyjaźnili się Legolas i Indis, ponieważ Shara nigdy nie wyjawiła nikomu, co tak naprawdę działo się wtedy w jej głowie. Była genialna, a Indis, ta postać, którą wykreowała, była tylko marionetką. A mimo to zdawała sobie sprawę z tego, że będzie jej przykro, kiedy on umrze.

Znaleźli wyjście z tego ponurego tunelu mniej więcej w momencie, w którym Legolas był już bliski załamania nerwowego z powodu ciągłych ciemności. Zdążyli założyć się, kiedy odnajdą jakieś większe pomieszczenie i teraz Shara z nieukrywaną radością pałaszowała książęcą część elfickich wypieków, krzywym uśmieszkiem zbywając zaciśnięte w wąską kreskę usta Legolasa.

Okazało się, że trafili w dziesiątkę - oto przed nimi, imponująco wielka i w połowie zburzona, rozciągała się sala tronowa Morgotha. Gdy przekroczyli jej próg, wpadli po kolana do wody, która przez tysiąclecia zdążyła dostać się nawet tu. Miną miliony lat, zanim wszystko w tej sali zatonie.

Brodzili w wielkim pomieszczeniu, wypatrując szczątków legendarnego noża na posadzce, co chwilę jednak podnosząc głowy i oglądając w skupieniu każdy szczegół tego przesiąkniętego złem i przelaną krwią miejscu. Legolas patrzył na to wszystko, na te wygładzone, ciemne ściany, na gruzy, które kiedyś pewnie służyły za sufit w zburzonej części budynku, a zwłaszcza na wielki tron, na którym kiedyś siedział sam Morgoth... patrzył na to wszystko z taką nienawiścią, takim gniewem i zakorzenionym głęboko strachem przed Jego powrotem, że i dziewczynie udzielił się po części jego nastrój. To oczywiste, że żadne z nich nigdy nie widziało Morgotha, ale ta sala była wręcz przesycona jego złą wolą i chęcią niszczenia. A elfy kochały tworzyć. Shara stała pośrodku tego wszystkiego i zdawało jej się, że jest tak niewiarygodnie zagubiona, jak nigdy wcześniej. Dla niej to było za wiele, więc powoli podeszła do księcia stojącego właśnie na środku pomieszczenia, wpatrującego się w tron, na którym siedział niegdyś upadły Ainur. Trudno było odgadnąć, o czym myśli, ale to samo można by powiedzieć o niej samej. Musnęła dłonią jego ramię i gdy odwrócił się, jakby wyrwany z jakiegoś transu, uśmiechnęła się lekko.

Cień MordoruWhere stories live. Discover now