O uwięzieniu

124 16 18
                                    

Wielu mieszkańców królestwa schroniło się tego dnia w pałacu przed upałem panującym na zewnątrz. Olbrzymie pomieszczenie gościło więc kilkaset osób, siedzących na chłodnej posadzce, opartych o wiekowe kolumny i łapczywie pijących wodę z kubków roznoszonych przez pałacową służbę. Rozmawiali wesoło ze sobą, grali w karty, a część zorganizowała prowizoryczny koncert w przylegającej do sali głównej jadalni. Pałac wyglądał wtedy niemal zabawnie - mimo usilnych starań Shary i żołnierzy Gniazda nie udało się go jeszcze przywrócić do dawnej świetności i wciąż widać było, że przez setki lat stał opuszczony. Tu i tam mury zarośnięte były przez bluszcz, a w rogu pomieszczenia promienie słoneczne wpadały przez wyrwę w suficie. Pałac może nie wyglądał jak te w Rivendell czy Lothlórien, ale miasto i większość jego budynków była ukończona i zamieszkana przez mieszkańców królestwa. Shara i Mau wspólnie zdecydowali, że wolą najpierw skupić się na odbudowaniu niemal zrównanych z ziemią domów mieszkalnych, a dopiero potem wskrzesić grobowce królów i ich siedzibę. Tego dnia natomiast poruszenie mieszkańców wywoływał również planowany powrót żołnierzy do stolicy. Większość z nich na stałe przebywała poza miastem, patrolując granice królestwa. Przewodniczyli im Mau i Daul, dzięki którym na teren kraju nie dawali rady się przedrzeć niemal żadni szpiedzy Saurona. Powrót do domu ojców, synów i braci był więc powodem do świętowania i radości dla osadników.

Mężczyzna opierający się o ścianę przy wyjściu z sali skończył opowiadać jakąś historię, czemu towarzyszył głośny śmiech osób zgromadzonych wokół niego. Ktoś przytulał i zapewniał małe dziecko, że jego tata niedługo wróci do domu. Dziewczyna w jadalni właśnie chwytała niewielki flet i wskakiwała na stół, żeby zagrać do tańca rozweselonym słuchaczom.

A na końcu wielkiej sali, na tronie, siedziała kobieta. Na tle jej kruczoczarnych włosów korona lśniła, a alabastrowa skóra zdawała się odbijać promienie zachodzącego słońca. Chociaż jej szare oczy błyskały wesoło, Shara była zamyślona. W opartej o siedzenie ręce ściskała lekko kieliszek ciemnego wina. Obok tronu zawiesiła miecz otrzymany od Smauga Straszliwego. Palcami drugiej dłoni nerwowo stukała w usta. Skakała wzrokiem od jednej osoby do kolejnej, upewniając się, że nikomu nic nie brakuje.

Shara przez ostatnie lata naprawdę pokochała tych ludzi. Zależało jej na ich bezpieczeństwu i wydawało się, że jak dotąd przy pomocy Generałów była w stanie im je zapewnić. Mieszkańcy początkowo dystansowali się od kobiety, nieco obawiali się zbliżyć do osoby, o której krążyły po Śródziemiu niepokojące plotki. Shara nigdy nie zdołała przekonać ich, że jest "swoja". Zawsze pozostała dla nich kimś obcym, ale przynajmniej po jakimś czasie zdobyła ich zaufanie. Wiedzieli, że chce ich chronić. Wiedzieli też, że kobieta jest najważniejszym zapewnieniem tejże ochrony przed królestwami Mordoru i Wolnymi Ludami. Nikt przecież nie sprowadził jej do Fornostu dla tego, kim była. Została ukoronowana ze względu na przepowiednię, która na niej ciążyła.

Gdy Shara przez dłuższy moment wpatrywała się w dwójkę dzieci bawiących się w pobliżu tronu, ich widok przysłonił obraz zbyt dobrze jej znany. Zobaczyła zakrwawiony nóż Berena, krew wsiąkającą w śnieg na zamarzniętym wodospadzie i orka leżącego u jej stóp. Azog Plugawy spojrzenie zawiesił na niebie, z którego nadlatywały orły. Nie żył, zabity przez kobietę. Shara zdrętwiała, przyglądając się krwi powolnie wypływającej znad jego obojczyka. Nigdy wcześniej w jego obecności nie była tak przerażona. Uniosła wzrok i w momencie, w którym już miała dostrzec Thorina siedzącego na lodzie, mrugnęła. Obraz natychmiast się rozmył, a Shara pokręciła lekko głową, żeby wyrzucić z głowy resztki tej niepokojącej wizji, którą zapłaciła za pomszczenie siostry.

- Kiedy przyjadą tata z dziadkiem? - mruknął chłopiec, bawiący się na kocu ze swoją starszą siostrą.

Ta spojrzała w górę, na podwyższenie, tron i kobietę siedzącą na nim. Otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale w tym momencie w sali rozległ się dźwięk rogu. Wszyscy mieszkańcy wiedzieli doskonale, co on oznacza. Wiele osób zerwało się na równe nogi z wesołym okrzykiem i podążyło w stronę dziedzińca, na który właśnie wjeżdżali żołnierze. Przyjechali w najwyższą porę - słońce przed chwilą zaszło.

Cień MordoruWhere stories live. Discover now