2. Jestem nienormalna

2.6K 97 56
                                    

Dojechałam w końcu pod sale weselną, ja pierdole oddałabym wszystko byleby się tutaj nie znaleźć. Zaparkowałam blisko pod salą, w razie czego uciekać. Zamknęłam auto, wrzuciłam kluczyki do kopertówki i skierowałam się do wejścia. Pan młody oczywiście wnosił grubą ciotkę, która chichotała jak nienormalna. Weszliśmy do sali weselnej, gdy zaraz obok mnie ponownie znalazł się wysoki brunet. Co jeszcze było ciekawe to jego karnacja, napewno był czystym Włochem, ponieważ miał lekko ciemniejszą karnację, oraz mocne rysy twarzy.

Ciotka pierwsza weszła na dużą, udekorowaną salę i pobiegła na scenę, gdzie stał zespół muzyczny, który miał tu coś prawdopodobnie grać. Uniosłam brwi, podczas gdy Joseline wyrwała mikrofon zespołowi.

   — Witam was wszystkich kochani!– przywitała się z tłumem ludzi, którzy zbierali się na sali. — Serdecznie dziękuję za przybycie! Moi drodzy, życzę miłej zabawy jest alkohol i jedzenie!– zawyła pod koniec, a ludzie zaczęli być brawa, kiedy ja stałam z miną męczennika wszystkich obserwując.

Postanowiłam posiedzieć tu maksymalnie godzinę. Poszukałam wzrokiem wolnego stołu i dostrzegłam prawie na końcu pomieszczenia, ogromny stół dosłownie jak na jakiejś sali konferencyjnej, z napisem „Dla najbliższej rodziny", przyprawiało mnie o mdłości gdy z daleko zauważyłam wujka trzymającego wódkę. Powoli zmierzałam do stołu, ale z tyłu czułam jak ktoś za mną idzie. Niech zgadnę, Pan tajemniczy. No jasne, bo kto inny! Zajęłam kulturalnie miejsce przy stole, a naprzeciwko mnie siada Lorenzo. Nie no, teraz będzie się jeszcze bardziej gapił! Zatrzymałam swój wzrok na Alessandrze, która zajęła miejsce obok mnie ze swoim chłopakiem Antonem.

Starałam się unikać jego natarczywego spojrzenia, no ale po prostu nie mogłam, gdy tak się bezczelnie patrzył.

Oczywiście moja ciotka nie przeżyłaby, jakby nie było od groma złotych dekoracji, złote wazony, firanki, nawet obrus miał złote wstawki i oczywiście nakrycia na krzesła. Wyglądało to co najmniej źle. Dosiadła się Panna Młoda, która po części była moją mamą, ponieważ od razu po porodzie moi rodzice zginęli w śmiertelnym wypadku samochodowym, dlatego też to ona mnie wychowywała. Lubiłam ją do czasu, gdy nie skończyła pięćdziesięciu lat. Stała się taka wścibska, na każdej imprezie bądź uroczystości dopytywała się o moją orientację i co jest nie tak że nie mam jeszcze męża, czy partnera.

Prawda jest taka, że nigdy nie wezmę ślubu, kiedyś rzucę to wszystko w pizdu i wyrzeknę się tej rodziny.

   — Moja kochana Nastia! Jak ty pięknie wyglądasz, co u ciebie? Znalazłaś sobie kogoś w końcu?–odezwała się ciocia.

   — A mam. – odpowiedziałam pewnie i zastanawiałam się, co mi strzeliło do głowy. Pojebało cię do reszty. Lorenzo spoglądał na mnie nie komentując, ale widać, że był wyraźnie wszystkim zainteresowany.

   — O matulku! Jak się cieszę! Mam nadzieję że przedstawisz go niebawem!–uśmiechnęła się szeroko, łapiąc moją rękę.

— Tak, rzecz jasna. Przepraszam na chwilę, idę się napić. – na trzeźwo tego nie wezmę, a zapowiadała się zostać tutaj dłużej niż godzinę.

Wstałam z wysokiego krzesła, po czym skierowałam się do baru, który był tutaj umieszczony dla gości. Zamówiłam na razie jednego drinka, chociaż wiedziałam że na tym jednym się nie skończy. Usiadłam na stołku barowym, grzebiąc w torebce w poszukiwaniu portfela. Wyciągnęłam potrzebną kwotę, czekając aż obsługa zrobi mi drinka. Przymknęłam powieki, gdy zobaczyłam jak ciemnooki zbliża się do baru. Zajął miejsce obok mnie, odchrząkując i próbując zwrócić uwagę barmana.

   — Poproszę szkocką. – powiedział twardym głosem, nie znoszącym sprzeciwu. — To na jeden rachunek. – wskazał brodą na mój drink, który postawił przede mną młody mężczyzna.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now