16. Bo nie chcesz wchodzić do tego świata

1.5K 44 16
                                    


Zmarszczyłam nos, gdy skierowałam spojrzenie na klub nocny, przed którym zatrzymało się maserati, kiedy dochodziła prawie dziewiętnasta. Zmrużyłam oczy, po czym przekręciłam głowę w kierunku Lorenzo, który siedział wciąż obok mnie na siedzeniu kierowcy, patrząc na mnie jak na wariatkę z pod uniesionej brwi.

     — Co?– zapytał w końcu, gdy w milczeniu wpatrywałam się w przednią szybę, naprzemiennie z boczną, gdyż staliśmy na  parkingu od jakichś pięciu minut.

    — No wiesz... – mruknęłam z zadumaniem, przesuwając wzrokiem po wielkim fioletowym neonie z nazwą klubu, po czym ponownie zerknęłam na bruneta. — ... nie wydaje mi się, że klub to miejsce gdzie nie ma ludzi. – powiedziałam cicho, wpatrując się w Cartera, który podwinął rękawy swojej idealnie dopasowanej koszuli do łokcia.

Lorenzo siedzący obok mnie jedynie odetchnął i zsunął swoje RayBanny z nosa i odrzucił je płynnym ruchem do schowka.

     — Mamy swoją prywatną lożę, tam nie ma ludzi. – oznajmił najprościej na świecie, jednocześnie przyglądając mi się pytająco, dlatego zmarszczyłam czoło. Niby kiedy zdążył zarezerwować dla nas lożę, a tym bardziej w piątek, gdy zbierało się tu najwięcej ludzi
i już nazbierała się spora kolejka przed wejściem. — Więc idziesz, czy będziesz się tu modlić?– prychnął, chociaż nie wyczułam w jego głosie jakiejś szorstkiej, bądź kpiącej nuty jak to zwykle miał w zwyczaju, bo przecież nie potrafił normalnie rozmawiać z ludźmi.

Mimowolnie przechyliłam głowę w jego stronę, wciąż mając na sobie obojętną minę, którą przybrałam po tym, jak Lorenzo  stwierdził, że chce się napić, a ja na tym przystałam. Tak jak zazwyczaj nie mieliśmy tematów do rozmowy i jak już to wymienialiśmy się tylko krótkimi zwrotami, ale nie jakimiś długimi wywodami. Ja nie chciałam go wkurwiać, bo przecież tylko to mi wychodziło, a on jak to on, wybierał opcję milczenia. I chociaż teraz kompletnie
nie wiedziałam co mi strzeliło do głowy, aby z nim jechać, zamiast skorzystać z opcji powrotu do domu. Niby to było najbezpieczniejsze wyjście, jednak z drugiej strony zdawałam sobie sprawę, że ten czas spędzę tylko na durnym myśleniu i zamartwianiu się co do tej tajemniczej wiadomości. Wydawało mi się, że czułam mniejszy strach w obecności Lorenzo, chociaż mogłoby być to dla kogoś dziwne, skoro do niedawna (albo nawet wciąż) się go bałam i  teraz nagle czułam bezpieczeństwo. Być może dlatego, że w tym wszystkim niestety, albo stety graliśmy w jednej drużynie i to, że on miał jakieś nierozwiązane konflikty, łączyło także mnie, a głównie to przez ciekawość, która była moją najwadliwszą cechą. Dalej go nie lubiłam, ale chyba moja nienawiść trochę spadała, a szczególnie wtedy, gdy się po prostu nie odzywał, co nie wiem czy było dobrą oznaką. Nie chodziło o to, iż się przy nim krępowałam, bo nie należałam do cichych osób, co oczywiście zależało od sytuacji, o czym sam się przekonał, ale lubiłam jasno wyrażać swoje zdanie, a nie siedzieć w kącie. Może takie robiłam wrażenie przy Carterze, tylko był to chyba jakiś rodzaj obojętności, przez to ile razy już  zdołał doprowadzić mnie do szału, a przecież znaliśmy się ledwie dwa miesiące. Dwa miesiące, kiedy zdążyłam już niezliczoną ilość razy mu przywalić, wykrzyczeć jak bardzo go nienawidzę, pocałować go i się z nim pieprzyć. Doprawdy, pobiłam rekord w swoim życiu, a co lepsze-nie zamierzałam przestać.

    — Idę. – zadecydowałam wreszcie, przerywając swoje wewnętrzne analizy, po czym chwyciłam już klamkę, aby wysiąść, ponieważ wcześniej odpięłam już pasy. Brunet jednak zamiast zrobić to co ja, złapał za mój nadgarstek, powstrzymując mnie od dalszych działań. Jego dotyk nie był bolesny, do którego byłam w końcu przyzwyczajona, a raczej  był delikatny, kiedy czułam przyjemnie ciepłą dłoń, która się na nim zacieśniła. Uszczypnęłam jedną brew i odwróciłam głowę w stronę Lorenzo, posyłając mu niezrozumiałe spojrzenie.

Eternal arrangementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz