12. Będę tego żałować, prawda?

2.1K 51 35
                                    

Rozdział na dzień kobiet 🌷💐

Anastasia POV

Przeczesałam włosy palcami, tępo wpatrując się w tykający zegar, który niemiłosiernie mnie irytował, doprowadzając do szału. Zwilżyłam wargę językiem, a następnie spuściłam wzrok na swój brzuch, który był przepasany grubym, cholernie niewygodnym opatrunkiem, który wprawiał mnie w jeszcze większy dyskomfort, pomijając piekielny ból. Szczerze powiedziawszy nigdy nie sądziłam, że postrzał tak bardzo boli. Fakt, na filmach nie wyglądało to jakoś przyjemnie, ale jednak trzeba było się przekonać na własnej skórze co to znaczy.

Wypuściłam przeciągle powietrze, przerywając tą dziwną ciszę i przewróciłam oczami. Podparłam się dłońmi o miękki materac od łóżka szpitalnego, krzyżując nogi w kostkach.

Minęły jeśli nie straciłam rachuby, jakieś dwa tygodnie odkąd leżałam w szpitalu. Miałam kompletnie dość leżenia w bezruchu, jedzenia tego szpitalnego jedzenia i chyba wynudziłam się i wyspałam tak bardzo, że nie będę w stanie tak szybko wrócić do normalności. To wszystko od minionego wypadku, było takie... inne. Wydawało mi się, że po tym postrzale coś się we mnie zmieniło. Dużo myślałam o Lorenzo, ale też o tym co odwaliłam na stacji. Jednakże... co do jednego, się nic nie zmieniło. Wciąż nie żałowałam, iż tam pojechałam. Może rzeczywiście zrobiłam największy błąd w swoim życiu, bo w końcu naraziłam swoje życie, ale chyba najgorsze było to, że jakoś bardzo mnie to nie ruszyło. Czułam się inaczej. Może te wydarzenie właśnie zmieniło mój pogląd na to wszystko, ale wiedziałam jedno. Lorenzo, był kurewsko wściekły na mnie.

Obchodził się ze mną jak z jajkiem, odkąd się obudziłam. Dosłownie cały czas, gdy pytałam dlaczego to robi i czemu tak się o mnie martwi, za każdym razem odpowiadał coś w stylu: „To moja wina, że coś ci się stało", choć bywało też tak, iż nic nie mówił. Jasne, nie spodziewałam się wdzięczności, ani jakiejkolwiek zmiany w nastawieniu do mnie, ale to, jak bardzo mnie pilnował na każdym kroki, było wręcz obsesyjne. Dziwnie było czuć się z tym faktem, że cokolwiek go obchodziło w moim temacie. Praktycznie co dwa dni, jak nie codziennie mnie odwiedzał i pytał czy czegoś się nie potrzebuje, bądź czy dobrze się czuje. Rzeczywiście, powinnam się cieszyć z tego powodu, ale nie pasowało mi to do jego poprzedniego zachowania ani trochę. Już ponad tydzień temu poczułam się całkiem dobrze, dlatego postanowiłam się dowiedzieć jak wypisać się na własne żądanie, to gdy tylko się o tym dowiedział, przeklął mnie na wszystkie możliwe sposoby. Upierał się ze mną, twardo mówiąc, że mam tutaj zostać, a ja nie miałam nawet szans dyskutować. Przy okazji, zorientowałam się, że to jest szpital prywatny, a oczywiste było to, iż trzeba było płacić za pobyt.  Jednak, kiedy tylko dociekłam, że wpłata do końca mojego pobytu jest uregulowana, złapało mnie jeszcze większe zaskoczenie.

Znosiłam więcej niż pięćdziesiąt razy jego gadania, że nie powinnam tam wtedy przyjeżdżać, dyskutować i ryzykować. Miałam tego kompletnie dość, bo próbowałam mu stale wyjaśnić, że to nie jego wina, ale on zataczał te same koło i po prostu ucinał temat szybciej, niż się zaczął. Traktował mnie jak małe dziecko i zachowywał się tak, jakby to co się wydarzyło na stacji, nie powinnam widzieć. A przecież ja widziałam już dużo.

Naciągnęłam na dłonie rękawy szarej bluzy z Nike'a, którą miałam na sobie wraz z dobranymi dresami tego samego koloru. Nie miałam ochoty, ale też nie byłam w stanie się stroić, bo przy większych ruchach bolała mnie nieprzyjemnie rana, więc teraz stawiałam przede wszystkim na wygodę. Przeniosłam wzrok na drzwi, w momencie gdy klamka po drugiej stronie się nacisnęła, a zaraz po chwili w drzwiach stanął Lorenzo. Drgnęłam i mimowolnie zlustrowałam go wzrokiem, kiedy zatrzymał się w progu drzwi, opierając się jednym ramieniem, ponieważ drugie było postrzelone i do tej pory nosił specjalną chustę, jednak teraz było ukryte pod czarną, skórzaną kurtkę którą miał na sobie, wraz z ciemnymi spodniami. Jego włosy włosy tradycyjnie własnym życiem, natomiast na czubku głowy znajdowały się Ray Banny. Zblokowałam z nim kontakt wzrokowy, dostrzegając że na jego twarzy, sińce powoli nikły, przez co zamieniły się w żółty odcień, a nos praktycznie był zagojony i nie było znaku po jakimkolwiek uszczerbku. Miał przyklejony mały plasterek na skroni, a poza tym, był jak młody Bóg. Po dłuższym wgapianiu się w jego sylwetkę, dostrzegłam, że trzyma w dłoni białą teczkę z logiem szpitala i prawdopodobnie moimi wynikami z wypisem.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now