24. Ale to wciąż nie był on

939 32 72
                                    

dobry dobry dobry!
witam was w nowym rozdziale, jak zwykle lecimy z grubej rury, wiec mam nadzieje ze jestescie gotowi!

JAZDUNIAAAAAAAAAA

miłego czytanka! zostawcie jakiś komentarz i gwiazdkę!

Najbardziej bolało kłamstwo.

I tu nie chodziło o takie kłamstwo, z którym wiązała się długa przeszłość, a bardziej o teraźniejszość. Świadomość, że nie miałam pojęcia, która z tych opcji była prawdziwa, dobijała mnie jeszcze bardziej, przez co nie potrafiłam w żaden sposób poskładać faktów. Byłam wściekła, wkurwiona, rozgoryczona a także czułam kompletną bezradność przez którą miałam ochotę zatrzymać się i
wykrzyczeć wszystko co się we mnie narodziło, bo było to niemożliwie ciężkie do zniesienia.

Wciągnęłam rześkie, nocne powietrze przez nos, zatrzymując się i wznosząc oczy wysoko ku niebu, rozchyliłam bezwiednie wargi z których wyrwał się cichy szloch, który przerwał ciszę roztaczającą się wokół mnie. Od ponad trzydziestu, albo czterdziestu minut szłam przez spustoszałe uliczki pochłonięte mrokiem nie oświetlone ani jedną drogową lampą. Droga wydawała się nie kończyć, albo co było bardzo
możliwe zabłądziłam gdzieś i szłam w zupełnie przeciwnym kierunku niż centrum. Moja głowa pękała od nadmiaru emocji, oraz niezliczonych
upuszczonych łez, które spływały po mnie niczym wodospad.

Wyjęłam z kieszeni kurtki zmiętą paczkę czerwonych marlboro, modląc się, aby został tam chociaż jeden papieros, bo po drodze wypaliłam ich już mnóstwo, aż szczerze mówiąc było mi niedobrze i miałam ochotę się zatrzymać, a potem zrzygać.

Ale szczerze? Miałam to w dupie.

Cień zadowolenia przebiegł po mojej twarzy, gdy w paczce znalazły się jeszcze dwa szlugi, które mogłam sobie wypalić w długiej trasie do domu. Nie miałam zielonego pojęcia ile zostało do domu, ani kiedy dojdę do najbliższego postoju taksówek, lecz w tamtym momencie mało co mnie niestety, lub stety ruszało. Wsunęłam papieros w pomiędzy drżące i mokre od łez wargi, po czym znalazłam w kieszeni wśród tony papierków po cukierkach, czy paragonów zapalniczkę. Przystanęłam na popękanym chodniku, który bardziej przypominał zlewający się z asfaltem beton, przysłaniając sobie dłonią ogień, który ledwie co płonął, choć udało mi się skutecznie odpalić fajkę. Zaciągnęłam się tak mocno, aż literalnie zakręcilo mi się w głowie, a jednak pomimo całego oporu jakie stwarzało moje ciało, pomknęłam dalej przed siebie.

Być może powinnam zainteresować się gdzie jestem, oraz jak daleko jest do jakiejkolwiek cywilizacji, bo dość długi czas kręciłam się po
spustoszałych, budzących strach uliczkach, ale po tym ile dostałam powiadomień od ucieczki z tamtego budynku, wyłączyłam go. Wolałam się odciąć. Nie chciałam z nikim rozmawiać, ani prosić o żadną pomoc.

Po moim trupie, że miałabym o coś jeszcze go poprosić.

Upuściłam kpiące parsknięcie, które było bardziej skierowane do mnie samej, bo samotnie tułałam się po większości opuszczonych dzielnicach, choć to wystarczyło aby opisać te całe spotkanie, które w końcu
sprawiło, że pozbyłam się różowych okularów i przejrzałam na oczy ile rzeczywiście wart jest dla mnie Lorenzo. Samo wspomnienie jego imienia i słów w których próbował się bezczelnie tłumaczyć, brnąc w swoje kłamstwa, czułam obrzydzenie do samej siebie. Że pozwoliłam, żeby kiedykolwiek doszło pomiędzy nami do czegoś więcej. Że w ogóle wpuściłam tego człowieka pod swój dach, licząc, że jednak jest w nim coś dobrego, wtedy gdy on kłamał mi prosto w żywe oczy. Kłamał, zmyślał, a na dodatek robił mi wodę z mózgu, mówiąc jak wielkim dla nas zagrożeniem są ci ludzie, tymczasem oni jako jedyni wyjawili tą całą prawdę. Zaśmiałam się dźwięcznie we własnym towarzystwie, kiedy uświadomiłam sobie dlaczego tak bardzo zależało mu, abym nie pojechała tam razem z nim. Chciał ochronić swój tyłek, żeby... właśnie? Po co nadal byłam mu potrzebna? Chciał tylko poznać nieświadomą córkę kobiety, która zginęła wraz ze swoim mężem w wypadku samochodowym z jego matką? Chciał mnie wykorzystać i zemścić się za błędy z przeszłości? To było ostro pojebane. Nic nie składało się w jedną całość, ani nie mówiło wprost jak i co ma znaczenie.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now