8. Potępiony Anioł

2K 51 33
                                    



Siedziałam przy blacie kuchennym, dopijając kawę, którą sobie przed chwilą zaparzyłam. Wpatrywałam się w taras i zdałam sobie sprawę, że jest dość ciepło, ponieważ świeci mocne słońce. Zmrużyłam oczy na nagłe światło i zeskoczyłam z krzesła barowego. Zerknęłam na temperaturę, która wskazywała ponad dwadzieścia stopni, więc nie musiałam się przebierać. Ubrałam się dzisiaj luźno w jasne jeansy z przetarciami, a do tego dobrałam biały top na ramiączka i narzuciłam o kilka rozmiarów za dużą, czarną kurtkę jeansową.

Nie wiedziałam co planował Lorenzo, ale tak jak sobie Panicz zażyczył, byłam gotowa przed południem. Zegar wskazywał godzinę czternastą, więc stwierdziłam, że poczekam jeszcze trochę. Obiecywał, że będzie wcześniej ale jak widać miał mnie gdzieś. Miałam szczerze w dupie co on zaplanował i nawet mnie to nie interesowało. Teraz zgadzałam się na to wszystko tylko i wyłącznie przez umowę i pieniądze. Chciałam z tego wyjść, ale wiedziałam, że nie będzie to takie łatwe. Wkurwiła mnie wczorajsza wizyta Fabio, który chciał mnie przekupić pieniędzmi na życzenie Cartera. Nie uważałam to za przyjęte przeprosiny tylko dlatego, że nacieszyłam się gotówką.

Zacisnęłam zęby na to wspomnienie i dopiłam kawę. Wstawiłam kubek, jak i naczynia ze śniadania do zmywarki, po czym zerknęłam przez okno, słysząc prace silnika. Przygryzłam wnętrze policzka, widząc jak wjeżdża w moją otwartą bramę czarnym Maserati. Przełknęłam ślinę, lecz powróciłam do swoich czynności i całkowicie go olałam. Jeśli chce, to sam zapuka do drzwi i oznajmi mi czego ode mnie dzisiaj chce. Miałam zdecydowanie dość użerania się z nim i nie miałam ochoty na wkurwianie się za każdym razem, gdy się odezwie. Zamknęłam zmywarkę i nastawiłam ją, po czym wstałam na równe nogi i oparłam się o blat kuchenny. Gapiłam się jeszcze przez chwilę przez okno, az mój telefon zawibrował w tylnej kieszeni jeansów.

Przewróciłam oczami i leniwie sięgnęłam po swojego iPhone'a, spodziewając się kto do mnie napisał.

Od skurwysyn: jestem pod domem.

Doprawdy nie zauważyłam.

Westchnęłam ciężko, po czym schowałam swoją dumę do kieszeni, która podpowiadała mi żeby go zignorować i opuściłam kuchnię. Schowałam swój telefon do kurtki jeansowej, po czym weszłam na korytarz. Wcisnęłam na stopy swoje ulubione białe Air Force i zgarnęłam niewielką czarną torebkę. Tym razem wolałam wziąć dokumenty, oraz pieniądze, żeby nie mieć zaskoczenia, jeśli mnie gdzieś zostawi tak jak ostatnio. Zgarnęłam klucze do domu z haczyka, który był do tego przeznaczony i miał napis: „Home sweet home".

Przejrzałam się ostatni raz w lustrze i biorąc głębszy wdech, wyszłam z apartamentu. Już na samą myśl, że go zobaczę i będę musiała z nim rozmawiać, rozbolała mnie głowa. Trzasnęłam płytą i zakluczyłam ją na dwa razy, przy okazji sprawdzając, czy wszystko pozamykałam. Odwróciłam się na pięcie i od razu napotkałam wzrokiem Lorenzo, który stał oparty o maskę czarnego Maserati i palił papierosa. Zrobiłam dość obojętną minę, po czym ruszyłam w jego kierunku. Nie widziałam do końca czy na mnie patrzy, ponieważ miał na nosie pilotki z czarnymi szkiełkami.

Zlustrowałam go dokładniej i zobaczyłam, że ma na sobie białą koszulkę z małym znaczkiem Guess'a na piersi, oraz czarne jeansy. Widziałam z pod rękawa koszulki jakiś wystający tatuaż, lecz nie wiedziałam dokładnie co on przedstawia. Szłam w jego kierunku powolnym krokiem, niezbyt się spiesząc. W między czasie dokończył palić i zauważyłam jak rzuca na chodnik niedopałek papierosa.

Zatrzymałam się w niewielkiej odległości od niego, rzucając mu oschle spojrzenie.

     — Nie śmieć. – zwróciłam mu uwagę, a on tylko uśmiechnął się w ten irytujący sposób. Odbił się od maski, wciskając ręce do kieszeni jeansów. — Czego chcesz?– zapytałam nie szczędząc sobie jadu w głosie.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now