5. Nie preferuję tylnych siedzeń

2.5K 62 21
                                    


Kiedy opuściliśmy dom ciotki, Lorenzo nie szczędził sobie docinek, w związku z podtekstami ciotki. Miałam go kompletnie dość, a zarazem swojej rodzinki, więc marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu. W akompaniamencie jego śmiechu, szliśmy w stronę zaparkowanego auta, przez bramą. Przymknęłam na moment oczy, starając się powstrzymać od sprzedania mu z liścia. Zacisnęłam szczękę, idąc z nim ramię w ramię do samochodu.

— Co cię tak bawi, hm?– warknęłam w końcu, zatrzymując się kawałek przed pojazdem.

— Mnie? Absolutnie nic. – powiedział z wyczuwalnym rozbawieniem, a ja tylko przewróciłam oczami.

— Obiecuję ci, że więcej nie postawisz nogi w domu ciotki, ani nigdzie cię nie zabiorę. – próbowałam go jakoś zaszantażować, ale on tylko prychnął kpiąco.

— Uważaj... bo się popłacze!– jęknął zrozpaczony, rozszerzając swoją powiekę, ukazując łzy. — Jeszcze sama mnie poprosisz, a z tego co Joseline wspominała, chce widzieć nas kolejnym niedzielnym obiedzie, więc się szykuj. – odparł z dumą, opierając się o maskę auta.

— Poprosić, ciebie?– zakpiłam. — To powiem, że się z tobą rozstałam, łaski bez. – wzruszyłam ramionami, idąc w stronę drzwi pasażera.

— Obawiam się, że wtedy twoja rodzina się na tobie baaardzo zawiedzie. – złożył usta w dziubek, po czym się zaśmiał.

— Wolę to, niż pobyt z tobą dłużej niż piętnaście minut. – fuknęłam, szarpiąc za klamkę i wchodząc do środka.

Chciałam zamknąć drzwi, by zapiąć pasy, lecz odbił się od maski i przytrzymał drzwi, zbliżając się do mnie na niewielką odległość.

— Akurat to co wolisz, mało mnie interesuje. – oznajmił, a ja uniosłam brwi. — W większości to ja o wszystkim decyduje. – wyjaśnił krótko, jakby nie oczekując sprzeciwu.

— Nie boję się ciebie, nie masz prawa mi grozić. Mogę zadzwonić na policję i skończą się twoje groźby. – odpowiedziałam, poprawiając się na siedzeniu.

Mężczyzna przez dłuższy moment na mnie patrzył, jakby nie dowierzał w to co powiedziałam. Po chwili przyglądania się mi, wybuchł niekontrolowanym śmiechem, pukając sobie w czoło wskazującym palcem.

— Och... Anastasia, ty naprawdę jeszcze nie wiesz, kim ja jestem. Myślisz, że zagrozisz mi policją?– nie mógł pohamować śmiechu.

— No to może mi powiedz, proszę. Jesteś mordercą? Psychopatą? A może pedofilem?– wymieniałam po kolei. — Powiedz mi... jakie ty masz zamiary, huh? Nawet nie wiem, czy pod twoją umową, nie ma jakiejś przykrywki. Jesteś jak beton, nie da się z tobą nawet rozmawiać, w życiu nie spotkałam tak zadufanego w siebie dupka. – wyrzuciłam z siebie myśl, która tkwiła u mnie odkąd go pierwszy raz zobaczyłam. — I jeśli myślisz, że mi zagrozisz, to się grubo mylisz. Możesz szukać sobie pustych lasek, które przelecisz na tyłach samochodu, ale uświadom sobie, że to nigdy się nie stanie. – chciałam mu dać do zrozumienia, iż nie jestem łatwa, bo dokładnie wiedziałam, jakie myśli mu chodzą po głowie, a szczególnie po dzisiejszym incydencie pod stołem.

Bez przerwy, na jego twarzy cisnął się ten cyniczny uśmieszek jak na dupka przystało. Przez kilka minut się we mnie wpatrywał, co zrobiło się już niekomfortowe, a ja widocznie wygrałam ze swoim słowotokiem. Lorenzo przygryzł wargę w zastanowieniu, unosząc kpiąco kąciki. Obserwował mnie uważnie, a gdy chciałam coś jeszcze powiedzieć, znacznie się do mnie zbliżył, przytrzymując rękę za moim zagłówkiem. Był na tyle blisko, że poczułam jego zapach wody kolońskiej i automatyczne jak zrobiło mi się wilgotno pomiędzy udami, które automatycznie zacisnęłam.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now