14. Gdybyś był mniejszym skurwysynem, wszystko byłoby inne

1.7K 48 58
                                    

Lorenzo POV

Odrzuciłem głowę do tyłu pod wpływem ekstazy, jaka zawładnęła moim organizmem. Usłyszałem moje dudniące tętno, które mieszało się z szumem i huczącą muzyką w tle. Dopiero po tym jak rozprostowałem ramiona na kanapie, zarzucając obydwa na szyje dwóch kobiet, uchyliłem powieki. Potarłem końcówkę nosa, które lekko mnie zapiekł, ale dzięki temu odetchnąłem z ulgą, zwracając oczu ku niebu, a bardziej suficie w loży. Czułem się teraz zajebiście odprężony, a nie tak jak na przykład jebaną godzinę temu, gdy przyłapałem tą na jakie miano zasługiwała szmatę, po tym jak postanowiła się zabawić. Wkurwiła mnie. I już nie chodziło o to co zrobiła, tylko raczej o to, że zostawiła mnie samego jak idiotę. Od czegoś jednak tutaj była, więc, kurwa liczyłem, że rzeczywiście się w końcu ogarnie i wypełni swoje zadanie. Była tylko od umowy. Była mi potrzebna tylko do tego, dlatego nie miałem pojęcia, po co wpierdala się w nie swoje sprawy. Byłem wolny. Mogłem robić co tylko mi się podobało i nie miała żadnego prawa mi mówić co mam robić, a czego nie.

Poczułem frustracje narastającą w moich żyłach, dlatego pod wpływem impulsu skinąłem palcem, żeby kelnerka przyniosła mi więcej prochów. Musiałem jakoś odreagować. Każdy inaczej reagował na stres, ja reagowałem właśnie tak i miałem gdzieś co myślą inni. W między czasie, gdy czekałem na kolejną porcję, odwróciłem głowę w stronę jednego skurwysyna, który siedział razem ze mną.

  — Mckelmerg już cię nie interesuje, Carter?– zapytał z rozbawieniem, pochylając się nad moim uchem, ponieważ muzyka dudniła zbyt intensywnie.

Nerwowo poruszyłem szczęką starając się zachować spokój, gdy padło o niej wspomnienie. Przesunąłem opuszkami palców badając strukturę skórzanej, szerokiej kanapy, po czym zamieszałem whiskey, który trzymałem w prawej dłoni.

   — Mam swoje życie, nie musi wiedzieć o wszystkim. – odparłem lekceważąco i  przechyliłem alkohol prosto do gardła, który delikatnie zaszczypał mi przełyk.

Ten cały idiota, który siedział tuż obok mnie zarechotał jak najarany, po czym zajął się swoją dziwką, który zajmowała jego kolana. Przeskanowałem tą parszywą mordę i niecierpliwie czekałem na kolejną dawkę. Nogi mi drżały, ponieważ potrzebowałem kolejnego zastrzyki dobrych endorfin. Nie mogłem, kurwa, przestać myśleć o tej szajbusce. Starałem się jakkolwiek zaspokoić swoje pragnienia, ale nawet seks z przed piętnastu minut mi w żaden sposób nie pomógł. Wkurwiało mnie to. Coraz bardziej miałem ochotę z niej zrezygnować i rzucić tą umowę, ale chciałem jej uprzykrzyć życie. Chciałem sprawić, żeby zrozumiała że to ja rządze tym pierdolonym światem, a wszyscy wokół mnie będą robić to, co mi się podoba. Miałem nawet dziwną fantazję sprawić, aby się mnie bała. Nie wiem dlaczego. Nigdy nie używałem jakiejkolwiek przemocy wobec kobieta, ale Mckelmerg sprawiała, że wszystko przekraczało granice. Potrząsnąłem głową, chcąc jak najszybciej wyrzucić z myśli cokolwiek o wyrzutach sumieniu.

Nie miałem ich. Zdecydowanie nie byłem świętoszkiem, ale od kilku lat nie ma we mnie cienia wyrozumiałości. Zbyt źle potraktowała mnie przeszłość, żebym kogokolwiek z mojego otoczenia miał traktować dobrze. Nie kryłem się z tym. Byłem jaki byłem i nie zamierzałem się dla nikogo zmieniać, ani poświęcać. Każdy powinien chronić własną dupę, bo gdybym sam oglądał się za pomocą, to skończyłbym być może jeszcze gorzej niż poprzednio.

Zacisnąłem mocniej palce na szklance, aż miałem wrażenie że pęknie. Obrysowałem
nerwowo dolną wargę językiem i odetchnąłem z ulgą, kiedy wylądowała przede mną kolejna srebrna taca wypełniona paseczkami białego proszku. Złapałem za poprzednio zrulowany banknot i ścisnąłem go jeszcze mocniej, przeczesując wzrokiem lożę, wraz z głównym piętrem klubu.

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now