11. Powininem sie trzymać od niej z daleka.

1.6K 50 27
                                    

Wzięłam głęboki drżący wdech i trzęsącymi się dłońmi próbowałam wcisnąć kluczyki do stacyjki. Prawie zaniosłam się płaczem, gdy nie udawało mi się tego zrobić od pięciu minut. Położyłam niestabilnie dłonie na kierowcy, patrząc na godzinę przy desce rozdzielczej. Przymknęłam na kilka sekund powieki, by złapać swobodny oddech, który stał się ciężki jakby ktoś położył mi kamień na płuca.

Wdech i wydech, wdech i wydech.

Wypuściłam ponownie powietrze, gdy w miarę się opanowałam. Nie mogłam jechać w takim stanie, ale nie miałam innego wyjścia. Nie mogłam zadzwonić po taksówkę, bo kompletnie nie wiedziałam co mogę zastać na miejscu, więc taka opcja nie wchodziła w grę. Musiałam się opanować i dojechać bezpiecznie szybko na miejsce, co było wręcz niemożliwe w moim stanie. Przeczesałam szybko splątane włosy palcami i zgarnęłam je w koka, żeby nie wpadały mi do oczu. Dokończyłam zakładać swoje Air Force, które nawet nie zdążyłam do końca założyć, ponieważ tak się spieszyłam. Niedbale zawiązałam sznurowadła i tym razem skutecznie udało mi się odpalić samochód. W oczach tańczyły mi łzy i nie wiem czy z przerażenia, co tam zastanę czy raczej ogólnie.

To wszystko było tak popieprzone, że nawet nie orientowałam się w tamtym momencie, czy robię cokolwiek dobrze.

To było oczywiste, że to była zasługa Black'a. Ten SMS, który dostałam dziesięć minut temu, gdy jeszcze byłam spokojna. Wcisnęłam pilot od bramy, wciskając gaz prawie do samego końca i sprawdziłam jeszcze raz, czy nie ma jakiejś nowej wiadomości z tego samego numeru.

Od nieznany: Przyjedź na stacje za miastem jak chcesz żeby przeżył.

Zacisnęłam wargę zębami z całej siły, chcąc się powstrzymać od płaczu i ruszyłam w kierunku wyjazdu z miasta. Nie myślałam w tamtym momencie racjonalnie. Wszystko co robiłam i jak ryzykowałam wydawało mi się, że było ryzykowane i nierozsądne. Ale wiedziałam, że nie miałam wyjścia w tej sytuacji i mogłam tylko puszczać się w niebezpieczne wody. Pakowałam się w takie gówno, ale jeszcze nie wiedziałam jakie ma to skutki w przyszłości. Dobrze wiedziałam, gdzie znajduje się ta słynna stacje benzynowa za miastem. Była znana głównie z szemranych ludzi i niegdyś słyszałam plotki, że ten teren należał do jakiegoś popierdolonego gangu. Odbywały się tak podobno nielegalne walki, wyścigi, czy tez po prostu mieszkały tam osoby, które były tak zwanym marginesem społecznym. Byli ćpunami, alkoholikami i zawzyczaj tam mieszkali w opuszczonych melinach. Zawsze się z tego śmiałam i były to dla mnie głupie plotki, bo nie wierzyłam, że w dwudziestym pierwszym wieku istnieją gangsterzy, czy inne mafie. Jednak odkąd poznałam Lorenzo, wszystko wydawało mi się możliwe. Od mojego apartamentu było tam około dwadzieścia minut drogi.

Droga dłużyła się niemiłosiernie długo. Zaciskałam kurczowo palce na kierownicy, rozglądając się niespokojnie wokół. Każdy nawet najzwyklejszy samochód, który mijałam sprawiał we mnie strach i bałam się, że zaraz ktoś wyskoczy z auta i zacznie mierzyć do mnie bronią.

Do reszty mnie popieprzyło.

Gryzłam do krwi wnętrze policzka, kierując szybko, ale uważając, bo cholernie się obawiałam, że stracę panowanie nad pojazdem i wyląduje w jakimś rowie. Odrzuciłam wszelkie myśli, które byłyby bardziej rozsądne i przyspieszyłam Mercedes do dwustu kilometrów na godzinę.

Po piętnastu minutach okolica robiła się nieprzyjemna. Większość budynków była zapuszczona, a spotkać kogokolwiek szczególnie o tej porze, był cud. Teraz wszystko było jasne, że wybrał takie miejsce do... nawet nie wiedziałam czego i nie chciałam wiedzieć. Wielka gula stanęła mi w gardle, gdy co raz bardziej zbliżałam się do stacji benzynowej. Tak jak większość, była wyłączona z użytku i nikt z niej nie korzystał, ani nie obsługiwał. Okolica nie była nawet oświetlona, bo lampy były zwyczajnie zepsute i cudem było jakiekolwiek światło, które dochodziło właśnie z miejsca docelowego. Dostrzegłam na horyzoncie oddzielony teren dziurawą siatką i dystrybutory paliwowe na środku placu. Zwolniłam lekko pojazd, podjeżdżając co raz bliżej z dużą ostrożnością. Tylko czy cokolwiek jeszcze tu można było nazwać ostrożnym?

Eternal arrangementWhere stories live. Discover now