25. Wodził mnie na pokuszenie

888 36 29
                                    


Hej moi kochani!!

Witam was serdecznie w już 25 rozdziale, naprawdę nie mam pojęcia jak to szybko zleciało :0

Zostało nam niewiele rozdziałów, co oznacza że niebawem zakończymy I tom trylogii!!

Dlatego zachęcam was do pozostawienia ⭐️ i komentarza, ponieważ niedługo wpadnie zapowiedź II tomu, którego nie możecie przegapić ;)

A na razie rozkoszujcie się tym rozdziałem <333

buziiii 🖤🖤🖤

***

Leżałam skulona na swoim łóżku od około czterech godzin, bezczynnie wpatrując się w sufit.

Bezsilność.

Ta bezsilność tkwiła we mnie już nieco ponad dziewięćdziesiąt sześć  godzin, odkąd moje spotkanie z Lorenzo zakończyło się tak, jak się
zakończyło. Byłam jedną wielką bombą emocjonalną i co jakieś dziesięć minut mój nastrój zmieniał się z płaczu, później przechodził do nienawiści, a na samym końcu wściekłość na samą siebie, że dobrowolnie w tym wszystkim tkwiłam. Moje myśli i uczucia zataczały niekończące się koło, a na dodatek w żaden sposób mi nie pomagały, tylko sprawiały,
że głowa pulsowała mi tak mocno, że nie mogłam zmrużyć oka, albo przez koszmary, które jakby idealnie wpasowywały się w odczuwane w ciągu dnia emocje.

Czułam ścisk w dołku, chęć leżenia tak aż coś
magicznie sprawi, że się podniosę i coś ze sobą wreszcie zrobię. Zegar irytująco tykał, zagłuszając grobową ciszę w całym apartamencie, jakby na złość przypominał mi, że czas był bezlitosny i coraz bardziej się kurczył. Zacisnęłam wargi w wąską linię, opuszczając bezwiednie powieki ze zmęczenia tą cała sytuacją, próbując zrobić wszystko, byleby tylko się znowu nie rozpłakać. Byłam niczym listek na drzewie, który wisiał na włosku i przynajmniejszym powiewe wiatru, spadał w dół.

Dryfowałam pomiędzy swoimi własnymi granicami, o których istnieniu do dziś nie miałam pojęcia, bo nie wiedziałam, że moje ciało potrafi tak się zbuntować, sprawiając że bolało mnie dosłownie wszystko.

A najbardziej jednak czułam ścisk głęboko w pękniętym sercu.

Wszystko mnie drażniło. Moje włosy, zraniony policzek, który dosłownie krzyczał mi gdy tylko spoglądałam lustro i przypominał mi jak do tego doszło. Chciałam coś rozwalić. Zacząć walić w ściany, albo szyby do momentu aż posypią się niczym pył. Chciałam coś zepsuć.

Albo kogoś. Tak jak on zepsuł znowu mnie.

Przewróciłam się po raz setny na drugi bok i przyciągnęłam kolana do piersi, gdy poczułam
na nowo nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej, który był tak wyjątkowo uporczywy, aż miałam wrażenie, że ktoś wkłada we mnie rozżarzony metalowy pręt i wierci we mnie dziurę przez którą dusza opuszcza moje ciało. Zduszony szloch wyrwał się z mojej piersi, a fala łez wypełniła moje oczy aż po brzegi, dlatego od spłynięcia łez dzieliło mnie tylko
mrugnięcie. Zachłysnęłam się własnym oddechem, dając upust swoim łzom, które bezlitośnie szczypały mnie w powieki i rozpłakałam się jak małe dziecko.

Wtuliłam policzek w kołdrę, plamiąc ją swoim
płaczem i zaczęłam głęboko, szybko oddychać. Czułam się jakby ktoś odciął mi dostęp do tlenu. Podduszał mnie, zarzucając sznur na szyję i kiedy płakałam, robił to wyjątkowo mocniej. Zacisnęłam palce na pościeli omal ich nie wyginając ze stawu, przez to jak mocno je
zaciskałam, próbując wyładować się na czymś. Włosy przykleiły mi się do mokrych policzków, które już dawno przestałam wycierać, gdyż nie miało to żadnego sensu. Nic nie miało sensu.

Eternal arrangementOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz